Steve i jego doświadczenia

Niedawno w niedzielę pewien niezwykle elegancki oraz inteligentny mężczyzna, Steve, dzielił się z naszym zborem świadectwem na temat tego, co w jego życiu uczynił Bóg. Urodził się i wychował na prowincji, na południowy wschód od Waszyngtonu – w okręgu Columbia. W szkole okazał się najlepszym uczniem i otrzymał stypendium z prywatnej uczelni w Pensylwanii. W wieku piętnastu lat zamieszkał poza domem. Któregoś dnia wyznał terapeucie, że odczuwa bliżej nieokreślony pociąg do innych chłopców i nie wie, co o tym sądzić. Terapeuta odrzekł, że jego odczucia są całkiem naturalne i wobec tego nie ma się czym martwić.

Dobre stopnie Steve’a sprawiły, że otrzymał następne stypendium z prestiżowej uczelni Dartmouth University znajdującej się w stanie New Hampshire. Zamieszkał w miasteczku uniwersyteckim Ivy League. Pierwsze konkretne doświadczenie homoseksualne przyszło już na pierwszym roku studiów, gdy otrzymał zaproszenie od innego mężczyzny. Nie był to zniewieściały facet, lecz znany sportowiec – kandydat do reprezentacji olimpijskiej Stanów Zjednoczonych.

– Nazajutrz poczułem się całkowicie pusty – wspomina Steve.

– Wyciągnąłem rękę po miłość, ale nie doznałem żadnej satysfakcji.

Przechodząc przez campus uniwersytecki, w drodze do pracy rozmyślał nad sobą. Zastanawiał się, czy przypadkiem nie zszedł na manowce, gdy nagle odezwał się do niego głos: Porzuć to!

Zlekceważył jednak ostrzeżenie i nie posiadając w swym życiu żadnej duchowej opoki, raz za razem ulegał swym homoseksualnym impulsom. Steve ukończył z wyróżnieniem studia na uniwersytecie Dartmouth. Do tego czasu poznał styl bycia gejów – lecz w dalszym ciągu nie był pewien, czy chce żyć w ten sposób przez resztę swych dni.

Szczupły młodzieniec o głębokim spojrzeniu i czarującym uśmiechu odkrył, że posiada talent w dziedzinie tańca i w roku 1978 przeprowadził się do Nowego Jorku, aby przyjąć kolejne stypendium – tym razem w Amerykańskim Ośrodku Tańca im. Alvina Aileya. (Ostatecznie dostał pracę w prestiżowym ośrodku Martha Graham Dance Company, na stanowisku, które zachował przez dziesięć lat).

Tymczasem jego kuzyn zachęcił go do przeczytania Biblii i Steve rozpoczął systematyczną lekturę, zacząwszy od l Księgi Mojżeszowej. W przeciągu półtora roku dotarł do Księgi Objawienia. W tym czasie dzielił mieszkanie z czterema innymi studentami ze szkoły tańca- wszyscy byli gejami. W całej grupie rozwinęła się nić zażyłego koleżeństwa.

– Chłopacy byli obiecującymi tancerzami i bardzo ciepło przyjęli mnie w swym kręgu – opowiadał Steve. – Za każdym razem, gdy rozmawialiśmy do późna w nocy i oznajmiałem im, że w danym fragmencie biblijnym – który właśnie przeczytałem – znalazłem coś przeciwko homoseksualizmowi, słyszałem odpowiedź:

„Och, nie martw się z tego powodu – czytasz niewłaściwe fragmenty. Przeczytaj Psalmy i Księgę Przypowieści. Bóg jest Bogiem miłości i każdy odruch miłości jest zgodny z Nim samym”.

– Argumenty brzmiały dla mnie rozsądnie. Stopniowo nabierałem przekonania, że moje uczucia do innych mężczyzn musiały nastąpić z Bożego zrządzenia.

MIŁOŚĆ INNEGO RODZAJU

Steve przeżywał jeden romans za drugim, aż wreszcie któryś ze związków – z nad wyraz utalentowanym artystą- okrzepł na dobre. Obaj mężczyźni wybrali lokum na wspólne zamieszkanie -znajdowało się w odległości jednej przecznicy od zboru Brookłyn Tabernacie. W niedziele Steve nie mógł nie zauważyć tłumów ludzi, którzy podążali na nabożeństwa, aby po paru godzinach wracać tą samą drogą. Stwierdził w duchu, że chciałby odwiedzić ten kościół. W któryś październikowy dzień 1980 roku udało mu się zrealizować ów zamiar.

– Już po minucie od przekroczenia progu kaplicy odczułem Bożą miłość – Steve nawet teraz był nieco podekscytowany. – Boża obecność w potężny sposób objawiła się na tym miejscu. Odruchowo zapragnąłem tam pozostać. Gdy wychodziłem, przepełniała mnie radość!

Odtąd stale przychodził na nabożeństwa. Nikt nie usiadł przy nim, aby przestudiować temat homoseksualizmu. Sądzę, że tak naprawdę to nikt z naszego zboru nie wiedział, co Steve porabia na co dzień. Po prostu przychodził do kościoła, chłonąc Słowo Boże oraz Bożą obecność – i z czasem zaczął nabierać coraz większego przekonania o własnym grzechu. Chociaż chciał przebywać w kościele, to tuż po zakończeniu nabożeństwa zawsze wychodził z budynku, unikając wszelkich kontaktów z innymi wierzącymi.

Mniej więcej w tym samym czasie w mieście miała się odbyć wielka parada gejów.

Przyjaciele Steve’a gorąco go zachęcili, aby wziął w niej udział. Chociaż nie chciał maszerować ulicami, wziął udział w równolegle zorganizowanym wiecu, który miał miejsce nieopodal nabrzeża, w tak zwanej „wiosce” -jak potocznie nazywamy tę część Manhattanu.

– Przyglądałem się tłumom gejów, którzy szli ramię w ramię i słuchałem płomienistych przemówień – wspomina Steve – i jeszcze nigdy w życiu nie czułem się tak samotny. Nie wiadomo skąd, w mej głowie pojawiły się pytania: ,.Gdzie się znajdę za dziesięć lat? Tutaj, na ulicy, 'świętując’ na cześć homoseksualizmu?” Z całą pewnością nie! Bóg stopniowo kształtował me poglądy.

Niedługo potem uwikłał się w głupią sytuację, narażając się na niebezpieczeństwo zarażenia chorobą przenoszoną drogą płciową. Fakt ten oznaczał, że należało złożyć wizytę w Poradni dla homoseksualistów, żeby wykonać właściwy test na obecność wirusa. Rozglądając się po poczekalni, po raz kolejny poczuł się nieswojo. „To nie moje miejsce. I nigdy nim nie będzie”.

Niebawem ponownie pojawił się na wtorkowym spotkaniu modlitewnym w naszym zborze. Stanął za rogiem ołtarza i zaczął wołać do Boga. Do dziś pamięta swą modlitwę: „Boże, wiem, że mnie kochasz. A ja chcę przyznać, że w moim życiu ma miejsce grzech. Jednak musisz mi wskazać drogę wyjścia z tej sytuacji. Sam absolutnie nie dam sobie z tym rady”.

Zmagania z własnymi uczuciami miały swój dalszy ciąg. Nie nastąpiło szybkie rozwiązanie problemu homoseksualizmu. Steve nie od razu porzucił styl życia gejów. Niekiedy wpadał w depresję, stracił sporo na wadze. Mimo to był na tyle zdeterminowany, że w końcu uwierzył, iż Bóg zmieni jego wnętrze. Oparł się na obietnicy wolności w Chrystusie. Podjął trudną decyzję, że zerwie wszelkie kontakty ze środowiskiem gejów.

W któryś pochmurny dzień, pod koniec 1982 roku zmierzał do pracy i przechodził właśnie obok słynnego domu towarowego Bloo-mingdalów, znajdującego się na ulicy 59 Wschodniej, gdy nagle – ni stąd ni zowąd – odczuł, że został uwolniony od swego brzemienia. Jak sam opowiada: „Z miejsca wiedziałem, że Jezus mnie uwolnił!”

Związek z jego partnerem został rozwiązany i mężczyzna wyprowadził się. Steve dołączył do męskiej grupy modlitewnej, gdzie odnalazł duchową zachętę. Jego życie zaczęła przepełniać moc Ducha Świętego. Nieco później zaangażował się w służbę na Manhattanie, która zajmowała się pracą wśród gejów i lesbijek. W jego sercu rozbrzmiewało Słowo Boże zapisane w takich fragmentach jak Jer. 32:27: „Oto Ja jestem Pan, Bóg wszelkiego ciała. Czy jest dla mnie coś niemożliwego?”

Posiadając dar krasomówstwa. został wkrótce rzecznikiem służby, w ramach której działał, przemawiając na campusach uniwersyteckich i w chrześcijańskich programach telewizyjnych. Dostał nawet zaproszenie do programu Sally Jessie Raphael Show, ukazującego się w telewizji publicznej, gdzie uczestniczył w nagraniu odcinka pod tytułem: „Życie geja – kwestia genów?”. W trakcie realizacji programu najprawdopodobniej był jedynym chrześcijaninem eks-gejem. Już po minucie swego wystąpienia, w którym mówił o mocy Jezusa, która go wyzwoliła, w studiu zapanował chaos. Publiczność wyła z dezaprobaty, zaś pozostali zaproszeni goście wyładowali na Stev’ie swą złość.

– Gdy tego samego dnia wracałem do domu, odczuwałem w sercu głęboki smutek. Myślałem o wszystkim, co powinienem wtedy powiedzieć, a nie powiedziałem. Byłem rozgoryczony. – Jednak z samego rana obudził mnie telefon. Jakiś człowiek z Północnej Karoliny zapytał: „Czy to ty zeszłego wieczoru wystąpiłeś w telewizji?”

– Eee, tak. Owszem. (Jakim cudem facet zdobył mój numer telefonu?)

– Czy to prawda, że Jezus może to zrobić absolutnie dla każdego? – brzmiało pytanie młodego człowieka, którego głos nagle się załamał.

– O tak, Jezus naprawdę może to uczynić! – odpowiedziałem. Przystąpiłem do objaśniania temu młodzieńcowi ewangelii. Może słowa, które wypowiedziałem dzień wcześniej, wcale nie były rzucone na wiatr!

KTÓŻBY POMYŚLAŁ?

Parę lat później Steve poznał w naszym zborze młodą, piękną chrześcijankę o imieniu Desiree. Dziewczyna miała to samo pragnienie co Steve: usługiwać ludziom, którzy byli nosicielami HIV lub chorowali na AIDS. Z czasem młodzi zakochali się w sobie i coraz częściej wspominali o małżeństwie.

Taka sytuacja sprawiła jednak, że Steve znalazł się w prawdziwej rozterce.

– Z tego, co wiedziałem, każdy mój partner – z którym przed laty spałem – obecnie już nie żył lub w najlepszym razie był nosicielem HIV. Profesjonalna scena taneczna stanowiła pole ogromnie przetrzebione przez chorobę AIDS. Jeśli moje małżeństwo z Desiree miało kiedykolwiek dojść do skutku, wiedziałem, że nie uniknę kolejnego testu.

– Dwa tygodnie oczekiwania na wyniki okazały się dla mnie okresem prawdziwej męczarni. Wreszcie nadszedł ten dzień. Przybyłem do kliniki, aby usłyszeć to, o czym lekarze już wiedzieli. Werdykt brzmiał- wynik negatywny! Jakiż to akt Bożej łaski, że przez wszystkie te lata nie zostałem zarażony! Gdy wychodziłem z budynku, płakałem z radości.

Steve i Desiree pobrali się 3 czerwca 1989 roku. Desiree wiedziała o wszystkim, co dotyczyło Steve’a – i nigdy nawet się nie wzdrygnęła. Zostawiła intratną posadę handlowca i wróciła na uczelnię, aby uzyskać tytuł magistra publicznej służby zdrowia. Wkrótce razem rozpoczęli w naszym zborze nową służbę. We własnym domu utworzyli grupę wsparcia dla ludzi, którzy byli nosicielami HIV i osób już chorujących na AIDS. Wielu z nich zostało przyprowadzonych do Pana i nauczyło się, że życie dla Chrystusa stanowi coś daleko więcej, niż tylko zaciskanie zębów oraz siedzenie z założonymi rękami. Kroczymy w nim z wiarą i radością – zgodnie z Bożym planem, co jest o niebo lepszym rozwiązaniem.

Prowadzenie tej grupy miało to do siebie, że należało się liczyć z nieuchronną stratą. Pewnego roku zmarło na AIDS piętnastu jej członków.

Ostatnio Steve i Desiree wyprowadzili się z miasta i zamieszkali w miejscowości odległej od Nowego Jorku o dwie godziny drogi. Dzięki temu Steve mógł przyjąć profesurę w znanym koledżu na Wschodnim Wybrzeżu. Urodziły się im dwie wspaniałe dziewczynki, które okazały się kolejnym dowodem przecudnej miłości Bożej. To oczywiste, że na całej rodzinie w szczególny sposób spoczywa Boża dłoń.

Nie mam najmniejszych wątpliwości, że ten wspaniały człowiek dzięki mocy Bożej został przemieniony. Kiedyś powiedział mi, że gdy brał udział w Ogólnokrajowym Zjeździe Religijnych Nadawców Telewizyjnych w Waszyngtonie, podszedł do niego jeden z pastorów, który zapytał o kilka faktów dotyczących pracy Steve’a. Wówczas zadał w zawoalowanej formie to samo pytanie, które wcześniej sam usłyszałem: „Więc twierdzisz, że zostałeś wyzwolony z więzów homoseksualizmu?”

– Tak, i chwała Panu za to! – Steve oznajmił to ze szczerym uśmiechem. – To niesamowita rzecz, której Bóg dokonał w moim życiu.

Mężczyzna spojrzał mu prosto w twarz i wypowiedział zdumiewającą sentencję: „Nie wierzę w to ani trochę”. To powiedziawszy, obrócił się na pięcie i odszedł. Steve zaniemówił.

Cieszę się, że mnie tam nie było, w przeciwnym razie z mego wnętrza mogłoby wydobyć się coś z „Brookłynu” rodem, co jeszcze nie do końca zostało wykorzenione. Jednak lepszą odpowiedzią dla tego żałosnego człowieka byłyby słowa apostoła Pawła, zapisane w Liście do Rzymian 3:3-4: „Bo co z tego, że niektórzy nie uwierzyli? Czyż niewierność ich zniweczy wierność Bożą? Z pewnością nie! Wszak Bóg jest wierny, a każdy człowiek jest kłamcą”.

Boża łaska kroczy znacznie dalej i sięga dużo głębiej niż w ogóle możemy to sobie wyobrazić. Życie Steve’a przypomina, że tylko Bóg może obdarzyć nas tym, czego naprawdę potrzebujemy: czystym sercem oraz wytrwałym i ochoczym duchem. Nieważne, jak głęboki i ciemny sekret skrywasz w swym wnętrzu. Nieważne, ile razy pokonał cię jakiś grzech. Bóg może w twym życiu poczynić wielkie zmiany. Jednakże musimy pozwolić na działanie Ducha Świętego w naszym sercu, a nie podejmować się słabych wysiłków „poprawienia się następnym razem”. Bóg prosi cię jedynie o to, abyś własny, pożałowania godny chaos wewnętrzny położył u Jego tronu. Wówczas będzie mógł dokonać takiej duchowej transformacji, jaka jest ci potrzebna.

Nie próbuj za wszelką cenę być silnym, gdyż skutek będzie odwrotny. Boga zawsze pociąga nasza słabość. „Ofiarą Bogu miłą jest duch skruszony; sercem skruszonym i zgnębionym nie wzgardzisz, Boże” (Psalm 51:19). Niniejszy werset pochodzi z tego samego psalmu, którym rozpoczęliśmy ten rozdział. Jeśli dołączysz do Dawida w jego niezwykłej modlitwie wiary, odkryjesz, że głębia Bożego dzieła stanie się w tobie rzeczywistością.

Świadectwo pochodzi z książki „Świeża wiara”, Jim Cymbala. Opis książki znajdziesz TUTAJ.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *