Rozmyśliła się na stole aborcyjnym, po 18 latach poznaje swojego syna

Scotton

W 1993 roku, Melissa Cole była przerażoną nastolatką, która na lekarskim stole czekała na zabieg aborcji. W innym miejscu, Susan Scotten rozpaczliwie pragnęła adoptować dziecko. Podjęta w ostatniej chwili decyzja Melissy, by wybrać życie dla swojego dziecka, uruchomiła łańcuch niezwykłych zdarzeń, niosących nieustające błogosławieństwa.

„Wyszłam za mąż; poślubiłam moją szkolną miłość” – wspomina Susan. „Bez trudu zaszliśmy w ciążę; gdy nasze pierwsze dziecko urodziło się z niepełnosprawnością, byliśmy zdruzgotani. Syn żył 12 dni”.

To nie pierwszy i ostatni raz, gdy Susan miała poczuć ból utraty dziecka z powodu uszkodzenia okołoporodowego. Jej drugi syn zmarł w wieku 2 i pół lat, 22 grudnia 1986 roku, zaledwie trzy dni przed świętami Bożego Narodzenia.

„Bardzo trudno mi było mieć jakąkolwiek wiarę, jakąkolwiek nadzieję” – mówi Susan. „Nie mogłam mieć zdrowego dziecka. Byłam zagniewana”.

Mówi Melissa: „Myślisz: ciąża, dziecko, szczęście. Ja tak nie myślałam. Nie czułam się w ten sposób. I czułam się winna dlatego, że czułam to, co czułam”.

Melissa była niezamężną, ubogą osiemnastolatką w ciąży, która uważała, że ma tylko dwa wyjścia.

„Traciłam rozum z przerażenia” – wspomina. „Byłam w ogromnej rozterce, bo mogłam zatrzymać to dziecko, jeszcze nie było za późno, a z drugiej strony, zrób to, co jest łatwiejsze dla wszystkich”.

„Wchodzę do środka, serce mi wali” – mówi dalej Melissa. „Przychodzi lekarz, myje ręce, zakłada rękawiczki. Nie odzywa się. Nie mówi, co będzie robił. Nie pyta, jak się czuję. Nie wyjaśnia szczegółów zabiegu. Doświadczam wszystkich negatywnych uczuć, jakie tylko można czuć”.

Inna kobieta

W tym samym czasie, około 1 300 kilometrów dalej, inna kobieta chwyta się nadziei zaadoptowania noworodka.

„Modliłam się o zdrowe dziecko” – mówi Susan. „By wszystko było dobrze”.

Po śmierci drugiego syna, mąż Susan odszedł, a ona przysięgła, że nigdy więcej nie zajdzie w ciążę. Teraz, gdy ponownie wyszła za mąż, razem z mężem Jimmym już od dwóch lat próbowali zaadoptować dziecko.

„Mieliśmy tak wiele odmów, a sam proces był trudny” – wyjaśnia Jimmy. „Ale ciągle mówiłem: ‘Damy radę. Bóg nam pomaga, musimy tylko wytrwać”.

W stanie Indiana, lekarz już za kilka sekund miał przerwać życie dziecka Melissy.

„Wyciągnął ręce, by się za mnie zabrać, i na lewym udzie poczułam dotyk jego rękawiczki” – wspomina Melissa. „Wtedy usłyszałam ten głos: ‘Nie jest za późno, wstawaj’. Wiem, że to Pan, na 100 procent. Wtedy mówię: ‘Nie mogę tego zrobić’. Lekarz podnosi się, wywraca oczami, ściąga rękawiczki i wychodzi. Zostaję sama”.

Chociaż Melissa postanowiła ocalić życie dziecka, nadal nie była pewna, co dalej. Jakiś czas później, pracownik społeczny wskazał jej alternatywę, której nie wzięła pod uwagę: adopcja.

„Chciałam tego dziecka… i myślę, że gdyby było z kimś podobnym do mnie, zostałoby wychowane tak, jak sama bym je wychowała” – mówi Melissa.

Po znalezieniu agencji, Melissa otrzymała dziesiątki listów od potencjalnych rodziców. Jej uwagę zwrócił list od Susan i Jimmy’ego.

„Zakochałam się w Susan” – mówi. „Zaczęła od opowiedzenia mi swojej historii. Sama doświadczyła wiele bólu”.

Rozmowa telefoniczna

Kropkę nad „i” postawiła rozmowa telefoniczna.

Melissa pamięta, że zapytała: „’Susan, jak wy tam zakładacie przynętę na haczyk?’.

„Susan odpowiedziała: ’Gdy idziemy na ryby, używamy Cocahoe Minnow, trzeba przewlec haczyk przez oko błystki. Zawsze sama zakładam swoją przynętę’”.

„Wtedy powiedziałam: ‘Gratulacje, jesteś mamą!’” – kontynuuje Melissa. „Wiedziałam, w tamtej chwili po prostu wiedziałam, że będzie mamą, która będzie zabierać go na ryby i uczyć rzeczy, jakich ja bym go uczyła”.

W grudniu 1993 roku, Melissa urodziła zdrowego chłopca. Dostała możliwość potrzymania dziecka przez oddaniem. „Wiedziałam, że gdy go potrzymam, będzie mi trudno, jeszcze trudniej go oddać” – mówi. „Ale cieszę się, że to zrobiłam. Nie płakał. Był spokojny”.

Tymczasem w Louisianie, Jimmy odebrał telefon.

„Byłem podekscytowany i tak wiele myśli przelatywało mi przez głowę, że prawie zapomniałem zadzwonić do Susan i powiedzieć, że dziecko się urodziło!” – wspomina.

Był 22 grudnia 1993 rok, siedem lat od dnia, gdy Susan straciła swojego drugiego syna.

„Biorę słuchawkę i słyszę: ‘To chłopiec!’. ‘Naprawdę? Czy to dzieje się naprawdę?’” – mówi Susan.

Dali mu na imię David James, po ojcu Susan, który zmarł 9 miesięcy wcześniej. W Wigilię po raz pierwszy go przytulili.

„Płakałam ze szczęścia” – wspomina Susan. „Łzy płynęły i płynęły… Chłopiec był piękny, doskonały. Nieopisana radość! Wyszliśmy ze szpitala, Jimmy i ja razem, i zaczął padać śnieg! Dla nas z Louisiany to było jak łzy z nieba, sama radość, najwyższa, czysta radość! Tak wielkie szczęście!”.

Później Melissa wyszła za mąż i założyła rodzinę. W kolejnych latach nie było dnia, w którym nie pomyślałaby o synu, którego oddała.

„W głębi duszy wiedziałam, że zrobiłam dobrze” – mówi. „Wiedziałam, że jest bezpieczny, i wiedziałam, że dają mu wszystko, czego ja nie mogłam mu dać”.

Dorastał w kochającej rodzinie

David dorastał w kochającej rodzinie chrześcijańskiej i rzeczywiście, spędził mnóstwo czasu na łowieniu ryb razem z mamą i tatą. Zawsze wiedział, że jest adoptowany, a w szkole średniej przyłączył się do organizacji działającej w obronie życia. Gdy miał 18 lat, skontaktował się z Melissą i obydwoje postanowili się spotkać. Ich historia dotarła do ekipy reporterskiej, która nagrała ich spotkanie.

Melissa wspomina: „Serce mało nie wyskoczyło mi z piersi; wybiegłam z domu, chciałam już tam być i objąć go, po prostu go objąć! Chciałam go uściskać i poczuć tamtą więź. To była wspaniała chwila”.

David chciał, by Melissa o czymś wiedziała.

„Podjęła odważną decyzję, śmiałą decyzję, która nie była łatwa” – mówi David. „Właśnie po to tam jechaliśmy, by jej podziękować i zapewnić, że jej decyzja była właściwa”.

„Gdy to usłyszałam, poczułam się znacznie bardziej wolna w duchu” – przyznaje Melissa.

Od tamtego czasu, David ukończył studia prawnicze i znalazł z Melissą wspólny cel. Przez spotkania dyskusyjne i pokazy filmu dokumentalnego „I Lived on Parker Avenue”, oboje starają się informować kobiety o adopcji i zachęcać, by wybierały życie.

Na 100 aborcji tylko 2 adopcje

„Wiedząc, że na każde sto aborcji, organizuje się w tym kraju tylko dwie adopcje, mamy naprawdę wyjątkową okazję nagłaśniania tej alternatywy” – wyjaśnia David. „Myślę, że to nasze powołanie od Boga. Bóg był zaangażowany w to wszystko. Łańcuch wydarzeń jest po prostu zbyt niesamowity, bym nie był o tym przekonany”.

Melissa dodaje: „Od początku do końca była w tym Boża ręka. I to On mnie przez to przeprowadził. On wszystko ukształtował”.

Autor: Shannon Woodland, John Martin, Danielle Thorn

Źródło: CBN News

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *