Mam na imię Sławek. Od kilku lat staram się żyć według Bożych prawd zawartych w Biblii, która jest Słowem od Boga dla wszystkich ludzi. Już od najmłodszych lat wierzyłem w Boga, w Jezusa Chrystusa i w Ducha Świętego. Nie przypominam sobie, aby wiara moja kiedykolwiek ustała. Z pewnością były momenty, że coś mogło ją zachwiać, ale nic jej nie ugasiło. Dzięki niech będą Bogu za Jego łaskę.
Nie znaczy to jednak, że moje życie zawsze podobało się Bogu i że nigdy nie popełniłem żadnego grzechu. Wręcz przeciwnie, moje życie było bardzo niepoprawne. Kląłem, paliłem papierosy, brałem udział w bójkach, byłem rozwiązły w swoich obyczajach. Gdyby ktoś zapytał mnie wówczas czy uważam siebie za chrześcijanina, odpowiedziałbym z pewnością twierdząco. Niestety moja wiara była martwa, niewiele było uczynków, które świadczyłyby na korzyść mego chrześcijaństwa. „Tak i wiara, jeżeli nie ma uczynków, martwa jest sama w sobie”. Ten werset z listu św. Jakuba 2, 17 wiele wyjaśnia, nie był mi on jednak znany wówczas. Jestem przekonany, że mój przypadek nie jest odosobniony w naszym kraju. Jak wielu jest dzisiaj ludzi wierzących – chrześcijan tylko z nazwy?
Mając 15 lat popełniłem coś, co pociągało za sobą sankcje prawne. Zostałem ukarany za moje złe postępowanie. Był to bardzo poważny wstrząs dla mnie i dla moich najbliższych.
Bóg, który jest pełen miłosierdzia i łaski, stara się zawsze pomóc grzesznikowi i prowadzi go do upamiętania.
On jest w stanie zło obrócić ku dobremu. Nie przypadkiem przytrafiło mi się to wszystko. Czasami, aby człowiek mógł przejrzeć na oczy potrzeba, aby coś nim potrząsnęło. Przejrzałem i stwierdziłem, że znajduję się w przysłowiowym „bagnie”.
Gdy przyszło upamiętanie, chciałem się zmienić – stać się dobrym i sprawiedliwym człowiekiem. Aby mogło to nastąpić, musiałem wcześniej znaleźć odpowiedni sposób. Potrzebowałem rady, autorytetu, osoby, która mogłaby mną pokierować. Ponieważ nie znalazłem tego pośród ludzi, których uważałem za przyjaciół i kolegów, zacząłem czytać książki. Myślą przewodnią dla tamtych chwil mojego życia był fragment z książki J.W. Goethe „Faust” – „Człek sprawiedliwy w swym ciemnym popędzie, zawsze umie znaleźć prawą drogę”. Szukałem właściwej drogi i chciałem nią kroczyć.
Jestem wdzięczny Bogu za Pismo Święte. W swoich poszukiwaniach sięgnąłem po zakurzoną Biblię. Starą dobrą księgę, którą kiedyś kupiłem chodząc na religię. Długo stała nie ruszana przez kogokolwiek. Rozpocząłem czytać od Starego Testamentu i pomimo, że wiele spraw nie rozumiałem, wiarą przyjmowałem to, co Bóg mówił do mnie. W moim postępowaniu następowały zmiany ku lepszemu.
Od chwili, gdy zacząłem czytać Biblię zwiększało się moje zainteresowanie Bogiem. Bóg ze swojej strony czynił wszystko, abym mógł Go poznawać coraz lepiej. Pewnego dnia spotkałem znajomą, którą znałem od dawna i z którą często widywaliśmy się na różnych koncertach rockowych. W trakcie rozmowy poruszyliśmy temat Boga i Pisma Świętego. Nie była to dyskusja, lecz raczej wspólne opowiadanie o własnych doświadczeniach z Bogiem. Dowiadywałem się od niej wspaniałych rzeczy. Z jej opowiadania, wywnioskowałem, że Bóg jest bardzo bliską i miłującą osobą, która pragnie tylko dobrych rzeczy dla człowieka. Zrozumiałem w pewnym momencie, że osoba, z którą rozmawiam nie jest już taka jak dawniej. Bardzo się zmieniła. Zapragnąłem podobnej zmiany dla siebie samego. Powiedziałem jej, że gdy zacznę czytać Nowy Testament, to zmienię się tak jak ona. I rzeczywiście tak też się stało. Pochłaniałem fragment za fragmentem, a każdy z nich rzucał mi nowe światło. To, co w Starym Testamencie było dla mnie niejasne, w Nowym stawało się zrozumiałe.
Dzięki Bożemu Słowu dotarło do mojej świadomości, że jestem grzesznikiem i że potrzebuję Jezusa Chrystusa,
aby móc nawiązać przyjacielskie i rodzinne kontakty z Bogiem. Zrozumiałem też, że powinienem podjąć konkretną decyzję, którą drogą chcę kroczyć, tą prowadzącą do Boga, czy też tą, która wiedzie w odwrotnym kierunku. Nie przypominam sobie, abym kiedykolwiek przedtem wyraźnie określił swoje zamiary przed Bogiem. Moje postępowanie było raczej uzależnione od sytuacji i potrzeb. Kiedy było mi dobrze rzadko zwracałem się do Boga, działo się tak tylko wtedy, gdy miałem kłopoty. Przyszła taka chwila, gdy Bóg zapytał mnie, czy chcę być naśladowcą Jezusa Chrystusa. Było to, podczas kazania. Kaznodzieja zakończył je wezwaniem do podjęcia decyzji kroczenia Bożą drogą. Pamiętam, że wstałem wtedy, podniosłem rękę i powiedziałem Bogu bardzo wyraźnie, z całą świadomością tego, co robię, że pragnę Go naśladować. Miałem wrażenie, że uniosę się w powietrze, tak wielkie przepełniało mnie uczucie szczęścia i radości.
Do dzisiaj, a minęło już kilka lat od tamtej chwili, szczęście i radość mnie nie opuszczają. Jest tak nawet wówczas, gdy przeżywam różnego rodzaju przeciwności. Bóg jest wierny i nigdy nie pozostawia mnie w moich potrzebach, a wręcz przeciwnie, On pragnie je zaspokajać.
Już nie jestem zagubionym w świecie człowiekiem, który nie zna drogi sprawiedliwości. Dzięki Jezusowi Chrystusowi nie szukam jej. Jezus powiedział: „Ja jestem droga, prawda i życie”. On sprawił, że moje życie ma sens. Bóg stawia przede mną cele, sprawia, że mogę realizować się jako człowiek. On pomaga mi odkrywać w sobie nowe zdolności, mogę żyć pełnią życia i cieszyć się nim. Nie jest to już życie w grzechu, ale w uświęceniu z wdzięczności dla Boga za Jego miłość. Jestem wolnym człowiekiem, przy czym moja wolność nie polega na czynieniu wszystkiego, co tylko mogłoby mi przyjść do głowy, ale czynieniu z wielką radością tego, co dobre. Moja wiara, która była przedtem martwa, w Jezusie Chrystusie stała się żywa. „Jego bowiem dziełem jesteśmy stworzeni w Chrystusie Jezusie do dobrych uczynków, do których przeznaczył nas Bóg, abyśmy w nich chodzili”.
Sławek
źródło: Chrześcijanin 1993/03-04/