Próbowałam znaleźć jakieś źródło

Witaj! Mam na imię Asia. Mieszkam w centralnej Polsce – tutaj dorastałam i chodziłam do szkoły. Obecnie szukam pracy i zajmuję się domem. Chciałabym opowiedzieć Ci o trudnym doświadczeniu, jakie miało miejsce w moim życiu.

Pięć lat temu, kiedy skończyłam naukę w szkole średniej, postanowiłam wyprowadzić się od rodziców i zamieszkać w wynajmowanym mieszkanku. Jako że nie stać mnie było na samodzielny wynajem dogadałam się z dwiema znajomymi, które także myślały o takim usamodzielnieniu – po dwóch miesiącach poszukiwań – wynajęłyśmy przestronne, przytulne mieszkanko i zaczęłyśmy wieść żywot samodzielnych niewiast 😉

Mieszkałam w pokoju razem z drugą dziewczyną. Po kilku miesiącach byłyśmy już przyjaciółkami. Znałyśmy się od podszewki i praktycznie nie było między nami sekretów. Cieszyłam się z tego, bo nigdy wcześniej nie doświadczyłam prawdziwej przyjaźni. Ludzie jedynie wykorzystywali moje umiejętności, chęć angażowania się i bycia z innymi. Teraz wreszcie moje potrzeby zostały zaspokojone 🙂 Miałam swoją przyjaciółkę, której mogłam dać wszystko co tylko miałam do zaoferowania – swoje umiejętności, swój czas, cierpliwość, po prostu wszystko.

Jednak wkrótce życie przyniosło mi wiele bólu. Po roku mieszkania poza domem zostałam zgwałcona. Mój świat się zawalił. Nie widziałam sensu życia, popadłam w silną depresję, nic nie miało już takiego samego smaku jak wcześniej. Moi znajomi odwrócili się ode mnie, bo nagle okazało się, że jestem słaba, że nie daję sobie rady z codziennymi czynnościami. Straciłam pracę, bo do mojego szefa dotarła wiadomość o tym, co się stało. Przesiadywałam całymi dniami w domu, najczęściej w towarzystwie mamy albo mojej przyjaciółki – one bały się, że zrobię sobie krzywdę!

Ale krzywda przyszła od wewnątrz… Jakiś tydzień po gwałcie, kiedy spałam do mojego łóżka przyszła… ta 'przyjaciółka’. Zaczęła pieścić moje ciało. Nie była sobą… mówiła, że przecież już to znam, że nie powinno mi to robić różnicy… To był pierwszy raz. Od tej nocy przychodziła już regularnie, czasem kilkakrotnie w ciągu dnia. Za każdym razem we mnie był ogromny lęk i ból, gdyż ja nie przeżywałam zbliżenia z nią – we mnie wciąż powracała tamta noc, kiedy stałam się źródłem przyjemności mężczyzny. Ale po kilku tygodniach, oprócz tego, że został ze mnie strzęp dziewczyny, nie potrafiłam już inaczej patrzeć na moją współlokatorkę tylko jak na 'kochankę’. I również moje ciało zaczęło samo dopominać się zbliżeń. Okazji było mnóstwo – przecież mieszkałyśmy w swoim pokoju, a nasza trzecia współlokatorka coraz częściej wychodziła do pracy na noc. I pewnego dnia zrozumiałam, że to, co zaczęło się nie z mojej woli, teraz mi się podoba. Nawet pomimo tego, że czułam pewien niesmak, że nie czułam się dumna ze swojego życia – chciałam, by właśnie tak wyglądało. Wreszcie wyprowadziłyśmy się z tamtego mieszkania – moja partnerka dostała własnościowe m-2, więc zamieszkałam z nią.

I może nasze życie toczyłoby się dalej tak samo, ale w moim sercu odezwała się tęsknota za prawidziwą miłością. Przecież tak na prawdę ja wiedziałam, że TO nie jest prawdziwa miłość!!! Już wcześniej doświadczałam prawdziwej, niesfałszowanej miłości. Miłości, którą ma dla mnie Bóg. Ale od czasu, kiedy zamieszkałam poza domem gardziłam tą miłością coraz bardziej. Moja modlitwa była coraz krótsza aż do całkowitego jej zaniknięcia. A kiedy już siedziałam załamana w domu (z nikim innym się nie spotykałam, jak tylko z tą dziewczyną, i czasem z rodzicami), wciąż wracało we mnie poczucie pustki, braku sensu w życiu. Czasem udawało mi się znaleźć jakąś pracę, ale nawet to nie pomagało oderwać się od szarej rzeczywistości – nie głuszyło i nie wypełniało mojego serca. Tam głęboko w środku pragęłam czegoś więcej, czego nie mogłam znaleźć ani u boku tej kobiety, ani w pracy – po prostu nie było 'tego czegoś’.

W taki sposób mijały miesiące mojej egzystencji. Próbowałam znaleźć jakieś źródło, które zaspokoiłoby te pragnienia, które pojawiały się dość często i natrętnie. Pewnego razu przypomniało mi się, jak spokojne było moje życie, kiedy Bóg był dla mnie Pierwszy. Kiedy poznawałam Go, czy to poprzez modlitwę, czy przez czytanie Biblii. Siedziałam na łóżku i wspominałam 'tamte czasy’. Ale czułam, że jest coś bardzo mocnego, co skutecznie oddziela mnie od Boga, co nie pozwala mi na taką samą relację z Nim co wtedy. Zaczęłam szukać kontaktu z ludźmi wierzącymi. Znałam trochę środowisko chrześcijańskie w swojej miejscowości, więc nawiązanie kontatków nie było problemem. Ale przyjście na spotkanie, rozmowa twarzą w twarz – tak, to był już problem. Nie umiałam rozmawiać. Bałam się ludzi. I chociaż cały czas byłam na lekach psychotropowych, w konfrontacji z drugim człowiekiem niewiele one pomagały. Tak samo bałam się Boga. Bałam się, że mnie odrzuci, kiedy stanę przed Nim w szczerości i opowiem o tym wszystkim, co popsułam w swoim życiu. Ja nie wierzyłam, że Bóg mi przebaczy. Nie wierzyłam, że jest dla mnie jeszcze miejsce w Jego sercu, chociaż bardzo tęskniłam za Jego miłością. Jakoś wewnętrznie czułam, że moje lęki, mój ból, wszystko to znajdzie ukojenie tylko w Bogu – ale bałam się Go!

Ten strach trwał jakieś pół roku, ale to było już inne pół roku od poprzednich. Starałam się poskramiać swoje ciało. Z wszystkich sił – męcząc się niesamowicie – próbowałam rzucić palenie (które 'załapałam’ gdzieś po drodze). Z całej mocy, ile tylko mogłam, odmawiałam współlokatorce pożycia seksualnego – chociaż nadal zdarzało mi sie ulegać. Chciałam dojść do momentu, że stanę przed Bogiem czysta, że powiem Mu: „O, widzisz! Poradziłam sobie, bo chciałam przyjść do Ciebie. A nie chciałam przychodzić z całym tym bagażem – no bo przecież Ty jesteś święty”. Tak – to było pragnienie mojego serca. I jakże się zdziwiłam, kiedy po półrocznych staraniach ja byłam jeszcze bardziej zakopana w nałogach, pożądliwości, a wszystko, co było wcześniej plamką teraz okazało się kałużą błota!! Nie umiałam sobie poradzić – chociaż wiedziałam CZEGO CHCĘ.

I ta determinacja, to pragnienie – ono stało się moim wyjściem. W zupełnie 'dziwnych’ okolicznościach skontaktował się ze mną pewien człowiek o imieniu Adam. Po prostu pewnego dnia zadzwonił do mnie, chociaż nie znaliśmy się – jedynie gdzieś, kiedyś rozmawiałam z jego bratem, zresztą było to jakieś 400 km od miejsca gdzie mieszkam. Adam poszukiwał osoby, która zagrała by czasem na spotkaniach chrześcijańskich. Był on wtedy pastorem małego zboru baptystycznego. No a ja właśnie umiem grać i śpiewać. Bardzo często pomagałam różnym lokalnym wspólnotom, więc myślałam – czemu nie? Pierwszej niedzieli, kiedy grałam u Adama w zborze, było wygłoszone kazanie – niby zwykła treść z jakimiś fragmentami z Biblii, ale to wystarczyło! Nagle uświadomiłam sobie, że o własnych siłach nic nie zrobię. Że nie pomogę sama sobie. Jako że właśnie Adam pojawił się w tym czasie w moim życiu, zdobyłam się na rozmowę właśnie z nim. Spędziliśmy kilka godzin rozmawiając o Bogu, o moich problemach.

Przyznaję – uwolnienie nie przyszło od razu. Pierwsza moja dobra decyzja polegała na wyprowadzeniu się z mieszkania tej dziewczyny. Przez pewien czas to pomagało, ale kiedy spotykałyśmy się sam na sam, ZAWSZE pojawiały się pokusy – a niestety nierzadko ulegałyśmy nim. Po jakimś roku takiej szarpaniny, całkowicie zerwałyśmy ze sobą kontakt – i nagle CIACH. Problem zaczął zanikać coraz szybciej! W tym samym czasie odnowiłam swoją relację z Bogiem, który natomiast pobłogosławił mi nowymi, zdrowymi relacjami. Najpierw bardzo bałam się świeżych kontatków z kobietami, szczerych rozmów – po prostu panicznie bałam się zaprzyjaźnić z kobietą!! I naprawdę, na początku miałam bliskie osoby w kilku mężczyznach – żonatych, chociaż bardzo życzliwych i otwartych. Stopniowo Pan dodawał mi odwagi do nawiązywania dobrych relacji z kobietami. Tak naprawdę, to ja oddawałam te swoje lęki Bogu – i po jakimś czasie mogłam zupełnie na luzie robić krok do przodu.

Teraz mija już półtora roku od czasu, kiedy zerwałam relację z tą dziewczyną. Wiem, że jestem zdrową kobietą, która czeka na swoją drugą połowę – mężczyznę 🙂 I wiem też, że Bóg nigdy nie przestał mnie kochać. Co prawda było dla Niego bólem moje 'luzackie’ życie, ale kochał mnie i czekał aż usłyszę prawdziwe pragnienie mojego serca. A kiedy odpowiedziałam na Jego wołanie, podarował mi to, czego każdy pragnie – Jego miłość, poczucie bezpieczeństwa i wolność. Bóg ma dobre rzeczy dla każdego z nas. I nigdy, na prawde NIGDY nie przekreśla człowieka!

Tego doświadczyłam wtedy – ale doświadczam tego także dziś. Bo przecież nie jestem bezgrzeszna! Nadal mam lepsze i gorsze dni. W moim życiu także teraz pojawiają się grzechy – ale wiem jedno – z pełną swobodą mogę przychodzić do Boga z moimi problemami, prosić Go o pomoc i przebaczenie. I jeszcze nie zdarzyło się, żebym odeszła od modlitwy nie otrzymawszy Bożej miłości. I modlę się, o tego, kto czyta właśnie te słowa teraz – by Pan pochylał się nad Tobą, by objawiał Ci Siebie samego, a przede wszystkim by ukazał Ci Swoje Serce – pełne łaski i miłości dla każdego kto pragnie.

Copyright by www.homoseksualizm.chrzescijanin.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *