Historia regularnie pokazywała, że przekonanie, iż w Królestwie Bożym większe to lepsze, za każdym razem prowadziło do problemów. Dużych problemów. Większe kościoły niekoniecznie są lepsze. Mniejsze kościoły niekoniecznie są ułomne, nieruchawe czy nieskuteczne. Efektywne kościoły występują we wszelkich kształtach i rozmiarach. W tym takie, które od dłuższego czasu nie rosną liczbowo. Ale mity trwają. Zwłaszcza mit, że jeśli kościół jest zdrowy, będzie wzrastał. I odpowiadający mu mit, że jeśli kościół się nie powiększa, to albo ma jakiś nierozwiązany problem (w najlepszym przypadku), albo jest nie do naprawy i trzeba go zamknąć. Nie ma znaczenia, czy występują inne symptomy zdrowia poza liczbami. Dla zbyt wielu z nas liczebność zboru jest głównym (lub jedynym) czynnikiem określającym zdrowie i wartość lokalnego kościoła. Takie myślenie jest nie tylko błędne; jest niebezpieczne. Historia regularnie pokazywała, że przekonanie, iż w Królestwie Bożym większe to lepsze, za każdym razem prowadziło do problemów. Dużych problemów. Ostatnio ujawniła się garść niezamierzonych konsekwencji wynikających z niemal powszechnego i rzadko kwestionowanego założenia, że kościół rozwijający się zawsze oznacza kościół powiększający się liczebnie. Oto kilka z nich. Takie myślenie: 1. Zaślepia nas na większe problemy Wyobraźmy sobie miasto, w którym znajduje się 50 niedużych kościołów, do których uczęszcza w sumie 5000 osób - średnio 100 na kościół, a do największego z nich - 500 osób. Następnie wyobraźmy sobie, że wzrost kościoła 500-osobowego nagle eksploduje. Wkrótce uczęszcza tam 2000 ludzi. Dobra wiadomość, prawda? Może tak. A może nie. Co by się stało, gdyby podczas rozkwitu tego jednego kościoła, ogólna frekwencja we wszystkich pozostałych kościołach w mieście spadła z 4 500 do 2 500? To nie jest wzrost kościoła. To jest problem. Problem może nie spowodowany przez rosnący kościół, ale prawdopodobnie jesteśmy tak zachwyceni wybuchowym wzrostem jednego lokalnego kościoła, że możemy nie zauważyć faktycznego spadku liczby uczestników nabożeństw w mieście jako całości. 2. Uderza w wielu dobrych duszpasterzy Większość pastorów nie jest powołanych do prowadzenia dużego kościoła. Są wezwani do wiernej, skutecznej i konsekwentnej służby w mniej liczebnym zborze. Ale wciąż im się mówi, że ich kościoły muszą rosnąć liczbowo. Próbują. I zawodzą. Wkrótce pastor, który jest powołany, aby być wiernym, jest przekonany, że mu nie wychodzi, ponieważ próbuje naprawić nieistniejący problem. Dla wielu, być może większości pastorów, nacisk na rozwój liczbowy nie jest inspiracją do jeszcze większego wysiłku. Wręcz ich zniechęca do kontynuowania dobrego dzieła Królestwa, które już prowadzą. 3. Pomija wiele efektywnych kościołów Pastorzy w wielu małych kościołach czują się niewidzialni, podobnie jak ich kongregacje. Robią to, do czego Bóg ich powołał, ale bez stałego wzrostu liczbowego prawie nikt nie wie, jak ocenić ich skuteczność, a tym bardziej jak zachęcać do dalszej pracy lub radzić, jak mają budować na aktualnym fundamencie. Więc pracują, nie tylko w cieniu, ale w samotności. W samotności, która często prowadzi do nieskuteczności, o którą są obwiniani. To samospełniająca się przepowiednia. Małe kościoły niekoniecznie są małe dlatego, że są nieskuteczne. Ale mogą stać się nieskuteczne, jeśli ich wartość dla Bożego Królestwa będzie ignorowana li tylko ze względu na ich wielkość. 4. Jest niebiblijne Nikt w Nowym Testamencie nie przejmował się liczebnością chrześcijańskich wspólnot. Wiemy o tym, ponieważ chociaż praktycznie wspomina się tam o każdym innym aspekcie zdrowia zborowego, to o frekwencji nikt nawet nie napomyka. (Owszem, w Ewangeliach i Dziejach Apostolskich jest mowa o tłumach, ale te tłumy nie były kościołami - w rzeczywistości podane liczby dotyczyły raczej nawróceń w całym mieście, a nie wzrostu liczebności jakiejś jednej kongregacji, przy pominięciu innych). W pierwszym wieku wierne kościoły były zachęcane i pochwalane, nawet jeśli były małe i zmagały się z trudnościami. Natomiast niektóre liczebne kościoły były krytykowane za letniość, ponieważ sukces uderzał im do ich głowy. W kulturze hiper-wzrostu, kościół taki jak Filadelfia mógłby zostać napomniany, aby „podnieść swoją liczebność, albo pozyskać kogo tylko można” zamiast usłyszeć: „Wiem, że masz niewielką moc, jednak zachowałeś moje słowo i nie wyparłeś się mego imienia.” – Ap 3,8 (UBG). Tymczasem taki wielki, rozwijający się kościół, jak Laodycea, mógłby organizować konferencje poświęcone wzrostowi kościoła, podczas gdy wszyscy byliby nieświadomi ukrytej rzeczywistości: „Mówisz bowiem: Jestem bogaty i wzbogaciłem się, i niczego nie potrzebuję, a nie wiesz, że jesteś nędzny i pożałowania godny, biedny, ślepy i nagi” – Ap 3,17 (UBG). Jeśli sprawiam wrażenie, że ganię wielki kościół za to, że jest wielki, to tak nie jest. I nie robił tego też apostoł Jan. Jan po prostu dostrzegł prawdę, o której bardzo łatwo zapomnieć - że wielkość zboru nie ma bezpośredniego związku z jego zdrowiem czy wiernością. Fałszywe poczucie samozadowolenia Laodycei nie było efektem numerycznego wzrostu, tak samo jak niska liczebność nie świadczyła o niewierności Filadelfii. 5. Odwraca nasz wzrok od nagrody A co jest nagrodą? By coraz więcej ludzi nawiązywało zbawczą relację z Jezusem i zostawało Jego uczniami. To może się dziać w każdym kościele, niezależnie od jego wielkości. Ale kiedy liczebny rozmiar jest głównym celem przywództwa kościoła, bardzo łatwo jest podporządkować wszystko idei „wielkiego kościoła”, zamiast koncentrować uwagę na istotniejszych, ważniejszych aspektach ogólnego wzrostu Bożego Królestwa. Wracając do przykładu miasta z rozwijającym się kościołem, podczas gdy ogólna frekwencja w kościołach spadała – co by było, gdyby ten wzrost odbywał się po części kosztem mniejszych zborów? To nie fikcja. Właśnie tak dzieje się prawie zawsze. Podczas gdy chwalimy rosnący kościół, nie tylko ignorujemy te małe. Często promujemy wzrost jednego kosztem innych. Następnie obwiniamy kurczące się kościoły zamiast dociekać, co leży u podstaw ich problemów. Myślmy o prawdziwej wielkości Tak długo, jak wzrost kościoła będzie utożsamiany wyłącznie z jego liczebnością, powyższe problemy nie tylko nie znikną, ale będą się pogłębiać. Jest tylko jedno wyjście z tej sytuacji. Musimy myśleć większymi kategoriami. Naprawdę większymi. Większymi niż wzrost liczbowy. Większymi niż liczebność kongregacji. Większymi niż frekwencja. Potrzebujemy innego podejścia do kwestii rozwoju Bożego Królestwa, podejścia odnowionego, chrystocentrycznego, opartego na współpracy, które nikogo nie ignoruje, obejmuje wszystkich i pozwala wykorzystać dary każdego kościoła, bez względu na wielkość. Karl Vaters Copyright © 2019 by the author or Christianity Today.