Chcąc skorzystać z doświadczeń ludzi, którzy żyli ze sobą w szczęśliwym małżeństwie, poprosiliśmy ich o wzięcie udziału w nieoficjalnej ankiecie. Ponad 600 osób zgodziło się szczerze powiedzieć młodszemu pokoleniu o koncepcjach i metodach, które wypróbowali w swoich domach. Każda z osób napisała komentarze i wskazówki, które uważnie przeanalizowaliśmy i porównaliśmy.
Rady, których udzielali, nie są nowe, ale dają wspaniałą możliwość dobrego zapoczątkowania. Pragnąc nauczyć się jakiejkolwiek umiejętności należy zaczynać od podstaw, od pierwszych kroków, które decydują o przyszłości. Przedstawiamy tutaj trzy wypróbowane i bardzo podstawowe rady, z którymi zgodzi się każdy chrześcijanin.
CHRYSTUS CENTRUM RODZINY
Ankietowani proponowali na początek, że młodzi małżonkowie powinni umieścić Chrystusa w centrum życia domowego. Wszystko inne opiera się na tym fundamencie. Jeżeli mąż i żona są głęboko oddani Jezusowi, już na początku swojego wspólnego życia mają dużą przewagę nad rodzinami, które nie posiadają takiej bazy duchowej.
Najistotniejszą sprawą w życiu rodzinnym skoncentrowanym na Chrystusie jest modlitwa. Niektórzy ludzie wykorzystują modlitwę w taki sposób, jakby korzystali z horoskopów starając się manipulować niezidentyfikowaną „siłą wyższą”. Jeden z moich znajomych przyznał się, że codziennie rano w drodze do pracy modlił się mijając cukiernię z pączkami. Wie, że nie powinien jeść ciastek, ale bardzo je lubi. Dlatego codziennie prosi Boga o pozwolenie dogodzenia sobie.
Modlił się: „Boże, jeżeli twoją wolą jest, żebym kupił sobie pączka, spraw, żebym znalazł miejsce do zaparkowania”. Jeżeli od razu nie znajduje miejsca, objeżdża sklep naokoło i modli się jeszcze raz,
Shirley i ja traktujemy modlitwę poważniej. Przez 27 lat nasza relacja z Bogiem była czynnikiem stabilizującym nasze życie. W chwilach dobrych i trudnych, w momentach niepokoju i czasach uwielbienia, cieszyliśmy się wspaniałym przywilejem rozmawiania bezpośrednio z naszym Niebiańskim Ojcem. Nie musimy docierać do Niego przez urzędników, czy dawać łapówki sekretarkom. Kiedy schylamy się przed Nim, On jest obok nas. Wiele wzniosłych chwil przeżyłem właśnie podczas tych cichych spotkań z Panem.
Nie zapomnę tego, jak razem z żoną postanowiliśmy modlić się codziennie o naszą córkę i syna. Znaliśmy niebezpieczeństwa zagrażające im w naszym mieście. Nasze miasto znane jest z szaleńców i zboczeńców. Właśnie dlatego co wieczór padaliśmy na kolana prosząc Boga o Jego ochronę dla naszych nastolatków.
Pewnego wieczora byliśmy wyjątkowo zmęczeni i poszliśmy spać bez modlitwy. Prawie już zasypialiśmy, gdy Shirley powiedziała: „Jim, nie pomodliliśmy się o nasze dzieci. Jak myślisz, czy nie powinniśmy porozmawiać o nich z Bogiem?” Przyznaję, że zwleczenie ciała z łóżka, nie było łatwym zadaniem. Niemniej jednak wstaliśmy i zanieśliśmy modlitwę, oddając dzieci w ręce naszego Ojca.
Później dowiedzieliśmy się, że tego wieczoru nasza córka Danae i jej koleżanka pojechały do baru i kupiły sobie hamburgery i Coca-Colę. Odjechały nieco ulicą i zatrzymały się, by zjeść. Nagle przyjechała policja drogowa, najwyraźniej kogoś szukając. Po chwili odjechali. Po kilku minutach dziewczęta usłyszały jakiś chrobot dochodzący spod samochodu. Nie zdążyły jeszcze ruszyć, gdy spod samochodu wylazł dziwny zarośnięty człowiek i szarpnął za drzwi chcąc wsiąść do samochodu. Na szczęście drzwi były zamknięte. Danae szybko zapaliła i odjechała. Gdy sprawdziliśmy czas, w jakim nastąpiło to wydarzenie, okazało się, że dokładnie w tej chwili modliliśmy się o jej bezpieczeństwo. Otrzymaliśmy odpowiedź na nasze modlitwy. Nasza córka i jej koleżanka zostały ochronione.
Nie można powiedzieć za wiele na temat wagi modlitwy w życiu rodzinnym. Nie tylko jest to „tarcza ochronna” przed niebezpieczeństwem. Osobisty związek z Jezusem Chrystusem stanowi .kamień węgielny małżeństwa. Dodaje sensu i znaczenia każdej dziedzinie życia. Pochylenie głowy na początku i pod koniec dnia przed Bogiem daje możliwość wyrażenia frustracji i trosk, których nie da się usunąć w żaden inny sposób.
Na drugim końcu „linii modlitwy” znajduje się kochający Ojciec, który obiecał wysłuchać i odpowiedzieć na nasze prośby. W naszych czasach, gdy obserwujemy powszechny rozpad rodziny, nie możemy pozwolić sobie na prowadzenie życia rodzinnego na własną rękę.
ODDANIE
Kilka lat temu uczestniczyłem w złotych godach zaprzyjaźnionej pary małżeńskiej. W pewnym momencie mąż wypowiedział nieprawdopodobne zdanie. Powiedział, że jego żona i on nigdy w ciągu 50 lat nie pokłócili się na serio. Albo było to udawanie, albo życie tych dwojga ludzi toczyło się bardzo nudnie.
Młodym małżeństwom chcę powiedzieć: Nie liczcie na taki spokojny związek. Przyjdą dni konfliktów i niezgody. Nastąpią chwile uczuciowej obojętności, kiedy nie będziecie w stanie potraktować się nawzajem niczym więcej niż ziewnięciem. Jak powiadają, takie jest życie.
Co zrobicie, gdy nawiedzą was nieoczekiwane „tornada”, albo gdy żagle waszej łodzi zwisną z powodu morskiej ciszy? Spakujecie się i pojedziecie do mamy? Będziecie się dąsać, płakać i szukać sposobności do odwetu? Czy też wzajemne oddanie pozostanie nienaruszone?
Na te pytanie trzeba odpowiedzieć sobie już teraz, zanim szatan będzie miał okazję założyć wam na szyje pętlę zniechęcenia. Zaciśnij zęby i pięści. Nic, oprócz śmierci, nie może wejść pomiędzy was dwoje. Nic!
Wielu współczesnym małżeństwom brak takiego zdecydowanego nastawienia. Czytałem o pewnym ślubie, podczas którego młodzi ślubowali sobie: „Pozostanę z tobą tak długo, jak długo będę cię kochać”. Wątpię, czy dotąd dotrwali w małżeństwie.
Uczucie miłości jest po prostu zbyt efemeryczne, by mogło przez dłuższy czas stanowić podstawę związku. Dlatego wszyscy ankietowani mieli w tym punkcie stanowcze zdanie. Przeżyli ze sobą wystarczająco dużo, by wiedzieć, że brak pełnego oddania w małżeństwie, prowadzi do rozwodu.
POROZUMIENIE
Następna rada ankietowanych dla małżeństw pragnących trwałego związku — to dobre porozumienie między mężem a żoną. Ten temat jest do znudzenia powtarzany przez ludzi piszących na temat małżeństwa, dlatego nie będę za wiele o tym mówił. Chciałbym przedstawić kilka mniej rozpowszechnionych myśli na temat porozumienia w małżeństwie. Myślę, że będą one pomocne dla młodych par.
Po pierwsze, musimy rozumieć, że mężczyźni i kobiety różnią się w sposób, o którym nie wspominaliśmy wcześniej. Badania wykazują, że dziewczęta posiadają większe zdolności językowe niż chłopcy i ta zdolność towarzyszy im przez całe życie. Mówiąc po prostu, ona mówi więcej niż on.
Jako człowiek dorosły, ona lepiej potrafi wyrażać swoje uczucia i myśli, często irytuje ją małomówność męża. Bóg dał jej 50.000 słów na dzień, natomiast jej mężowi tylko 25.000. Mąż wraca z pracy, wykorzystał już 24.975 słów i przez cały wieczór pozostaje mrukliwy. Zaczyna oglądać mecz piłkarski, gdy jego żona pragnie wykorzystać swoje pozostałe 25.000 słów.
Złożoność osobowości ludzkiej powoduje, że przy każdym
uogólnieniu istnieją wyjątki, ale kobiety przeciętnie mówią więcej niż mężczyźni. Każdy doświadczony duszpasterz małżeński wie, że jedną z najczęstszych skarg żon jest nieumiejętność, albo brak chęci u męża, do wyrażania swoich uczuć.
Można to nawet ująć takim końcowym stwierdzeniem: Pokaż mi cichego, zamkniętego w sobie męża, a ja ci pokażę nieszczęśliwą żonę. Żona pragnie wiedzieć, co on myśli, co się zdarzyło w pracy, co myśli o dzieciach, a przede wszystkim, jakie są jego myśli o niej samej. Mąż natomiast uważa, że lepiej niektóre rzeczy pozostawić bez komentarza. Oto klasyczny obraz sprawy.
Jest paradoksalnym faktem, że bardzo uczuciowe, rozmowne kobiety pociąga milczący mężczyzna. Wydawał się zapewniać poczucie bezpieczeństwa, taki był opanowany zanim się pobrali. Podziwia jego nieugiętość i opanowanie w czasie kryzysu.
Potem się pobierają i wychodzi na jaw druga strona medalu. Nie chce rozmawiać! Przez następne 40 lat kobieta zaciska zęby, ponieważ jej mąż nie zaspakaja jej potrzeb. Po prostu nie umie.
Jakie jest rozwiązanie takich problemów porozumienia się? Jak zawsze, wymaga to pójścia na kompromis. Na mężczyźnie spoczywa obowiązek ,,radowania się żoną, którą pojął” (5 Mojż 24,5). Nie może być zamkniętą w sobie „skałą”. Powinien zmusić się do otwierania serca i dzielenia się najgłębszymi uczuciami z żoną.
Trzeba planować czas na rozmowy. Spacer, wspólne wyjście na obiad, wycieczka rowerowa w sobotę rano — to są sytuacje zachęcające do rozmowy, która podtrzymuje żywą miłość. Porozumienie musi istnieć nawet w takich rodzinach, w których żona jest otwarta natomiast mąż zamknięty w sobie. W takich przypadkach uważam, że odpowiedzialność spoczywa głównie na mężczyźnie.
Z drugiej strony, kobiety muszą zrozumieć i przyjąć fakt, że niektórzy mężczyźni nie staną się nigdy takimi, jakimi one by chciały. Czy umiesz zaakceptować fakt, że twój mąż nigdy nie będzie w stanie zaspokoić wszystkich twoich potrzeb i aspiracji? Bardzo rzadko istota ludzka potrafi w pełni zaspokoić wszystkie tęsknoty innej osoby.
Oczywiście medal ma dwie strony. Żona nigdy nie będzie kobietą idealną. Oboje muszą pogodzić się z faktem, że zawsze mogą pojawić się słabości i błędy, zdenerwowanie i zmęczenie.
Dobre małżeństwo — to nie takie, w którym włada perfekcja. Jest to zdrowy związek, w którym zapomina się o rzeczach „nie do zmienienia”. Jestem wdzięczny, że moja żona, Shirley, przyjęła taką postawę wobec mnie!
Szczególnie niepokoi mnie sytuacja matek, które postanowiły nie pracować i zająć się małymi dziećmi. Jeżeli taka żona będzie oczekiwać od męża zaspokojenia wszystkich potrzeb emocjonalnych i prowadzenia ciekawych, poważnych rozmów, wówczas takie małżeństwo będzie zmierzać do rozpadu. Mąż wraca do domu zmęczony, pragnie odpoczynku w ciszy. Zastaje żonę, która czeka, by zwrócił na nią uwagę i zaspokoił jej potrzebę. Kiedy odczytuje w jego oczach, że nie zostało dla niej nic, zaczyna się smutek. Zaczyna się przygnębienie, depresja, złość, a mąż nie wie, jak jej pomóc. Rozumiem tę potrzebę kobiet i staram się mówić o niej mężczyznom.
Co zatem można zrobić? Kobieta o normalnych potrzebach emocjonalnych nie może ich zignorować. Potrzebuje zaspokojenia. Moją radą dla nich jest nawiązanie przyjacielskich kontaktów z innymi kobietami.
Przyjaciółka od serca, z którą można porozmawiać, studiować Pismo Święte, opowiedzieć o dzieciach, należy do normalnego życia. Bez takiego dodatkowego wsparcia poczucie samotności i niższości kumuluje się i zaczyna niszczyć małżeństwo.
Ktoś mógłby się zdziwić, po co w ogóle wspominać o czymś tak naturalnym. Niestety, nie jest to tak proste, jakby się wydawało. Dzisiaj kobieta musi często zabiegać o towarzystwo innych kobiet. W ostatnich latach jesteśmy świadkami rozluźnienia przyjaźni między kobietami.
Sto lat temu żony i matki nie musiały szukać przyjaźni kobiet. To należało do kultury. Kobiety wspólnie zajmowały się robieniem przetworów na zimę, prały ubrania w potoku, współpracowały przy programach pomocy w Zborach.
Kiedy urodziło się dziecko, młodą matkę odwiedzały ciotki, siostry, sąsiadki, siostry ze Zboru, pomagały jej w przewijaniu, karmieniu i opiece nad dzieckiem. Był to automatyczny system pomocy, który czynił życie kobiety łatwiejszym. Jego zanik przynosi małżeńskie konflikty i prowadzi do rozwodów.
Młode żony, które to czytacie, nie pozwólcie, aby tak stało się w waszym przypadku. Poświęcajcie czas dla przyjaciółek, nawet jeśli jesteście zajęte. Oprzyjcie się pokusie zamknięcia w czterech ścianach mieszkania. Nie oczekujcie, że maż będzie dla was wszystkim. Zaangażujcie się jako rodzina w służbę Zboru.
Pamiętajcie, że otaczają was inne kobiety o podobnych problemach. Odnajdźcie je. Troszczcie się o nie. Dawajcie im siebie. A w tym procesie zniknie kompleks niższości. A wtedy. gdy będziecie zadowolone, wasze małżeństwo rozkwitnie.
Może brzmi to jak uproszczenie, ale w taki sposób zostaliśmy stworzeni. Mamy kochać Boga i siebie nawzajem. Zaniedbanie jednego lub drugiego prowadzi do zniszczenia.
dr JAMES DOBSON
użyte za zgodą red. czasopisma © Chrześcijanin