Moc obecności Boga – Dawid Wilkerson

I zadrżą przede mną […] wszyscy ludzie, którzy żyją na powierzchni ziemi. Rozpadną się góry, padną piętrzące się skały i wszyst­kie mury runą na ziemię” (Ezech. 38, 20).

W Biblii znajdujemy złowieszcze słowa uważane przez niektórych jako słowa po­ciechy. Zapisane są w ewangelii Mateusza (7, 22—23): „W owym dniu wielu mi powie: Panie, Panie, czyż nie prorokowaliśmy w twoim imieniu i w imieniu twoim nie wy­pędzaliśmy demonów, i w imieniu twoim nie
czyniliśmy wielu cudów? A wtedy im po­wiem: Nigdy was nie znałem. Idźcie precz od mnie, wy którzy czynicie bezprawie”.

Słowa te mogą pocieszać tych, którzy mó­wią: To nie dotyczy mnie. Nigdy nie proro­kowałem, nie wyganiałem demonów, nie czy­niłem cudów. Nie znam ani jednego chrze­ścijanina, który by uważał, że jest to słowo o nim. Lecz jest to ostrzeżenie, którego nie może zlekceważyć nikt z wierzących. Doty­czy wszystkich, którzy jedli Chleb Żywota i «pili wino Ducha. Skierowane jest do wszystkich, którzy uczestniczą w Wieczerzy i słuchają nauczania Słowa Bożego.

Przeczytajmy fragment z ewangelii Łuka­sza (13, 25—27): „Gdy wstanie gospodarz i zamknie bramę, a wy staniecie na dworze i pukać będziecie w bramę, mówiąc: Panie, otwórz nam, a on odpowie: Nie wiem, skąd jesteście. Wówczas zaczniecie mówić: Jada­liśmy i pijaliśmy przed tobą, i na ulicach naszych nauczałeś; a on powie wam: Nie wiem, skąd jesteście, odstąpcie ode mnie wszyscy którzy czynicie nieprawość”. Czy Chrystus mówi tu o skorumpowanych uzdrawiaczach ewangelicznych lub charyzmatycz­nych obłudnikach? Nie. Ci, którzy nie dostali się do domu Pana — to ludzie dobrze kar­mieni i nauczani, to ci którzy spożywali duchowy chleb i pili duchowy napój przebywając w obecności Chrystusa.

Te ostrzeżenia dowodzą, że można uzdra­wiać chorych, wyganiać demony i nie mieć społeczności z Chrystusem. Możliwe jest wy­konywanie w Jego imieniu wielkich dzieł, budowanie kaplic, służenie, ewangelizowanie i poświęcanie się — i jednocześnie brak zna­jomości Jego samego, w takim stopniu, jak Go znać powinniśmy. Można karmić się Jego Słowem, pić żywą wodę, słuchać objawionej prawdy a jednak nie doznawać mocy Jego obecności.

Na czym polegała nieprawość ludzi, któ­rym odmówiono wejścia do domu Pana? (Pan Jezus nazwał ich czyniącymi bezprawie). Od­powiedź brzmi: Nie drżeli w świętej obecno­ści Chrystusa! Demony drżały, lecz oni — nie. Ziemia mogła zatrząść się, pagórki roz­topić się, jak wosk, mury rozsypywać się — ale oni stali w Jego obecności sztywni i nieskruszeni. Nie chcieli być stopieni, powaleni, osądzeni.

Psalmista Dawid wołał: „Zadrżyj, ziemio, przed obliczem Pana…” (Ps. 114,7). Gdy Izrael utracił bo jaźń Bożą i przestał drżeć w Jego obecności, stał się bezwstydny, zajęty sobą i zły. Prorok Jeremiasz zanotował Boże oskarżenie: „Gdyż zupełnie mi się sprzeniewierzył dom Izraela — mówi Pan. Rzekli: Nie przyjdzie na nas nic złego, a miecza i głodu nie zobaczymy. A prorocy? Przeminą z wiatrem, gdyż nie ma u nich słowa […] Lecz ten lud ma serce przekorne i krnąbr­ne […] Jak klatka pełna jest ptaków, tak ich domy pełne są zrabowanego mienia; dlatego stali się możni i bogaci […] Przekroczyli mia­rę złego, nie dbają o prawo o sprawę siero­ty […] Prorocy prorokują fałszywie, […] mój zaś lud kocha się w tym” (Jer. 5, 11—31). Pan Bóg pyta ich: „Czy nie ma u was bo jaźni przede mną?” (5, 22). Nie mieli bo jaźni, gdyż ich serca myślały o dobrobycie, a nie o obec­ności Boga.

Nie chcę kpić z ludu Bożego, ale muszę skomentować nonszalancję i lekkie trakto­wanie Boga tak powszechne w Bożym domu.
Gdzież jest święty strach, oddawanie sza­cunku, drżenie w Jego obecności? Jak śmie­my nazywać Wszechmocnego Króla wszechświata „tatusiem”? Dlaczego przychodzimy przed Jego oblicze w brudnych szatach na­szej cielesności, oklaskując Go, zamiast upaść przed Nim do Jego stóp?

Gdy Izajasz znalazł się w Bożej obecności został ukorzony i powalony. Gdy chwała Pańska wypełniła świątynię, nawet serafiny zakryły swoje twarze skrzydłami. Jeden z nich zawołał: „Święty, święty jest Pan zastępów…” (Iz. 6, 3). Progi świątyni zatrzęsły się w posadach na dźwięk tego głosu. Izajasz zakrył swą twarz i zawołał w przerażeniu: „Biada mi! Zginąłem, bo jestem człowiekiem nieczystych warg i mieszkam wśród ludu nieczystych warg” (Iz. 6. 5).
Co to oznacza dla nas, gdy święty Boży prorok znalazłszy się w przerażającej obecności Pańskiej musi wyznawać swój grzech?
Prorok Daniel pościł i modlił się przez trzy tygodnie wyznając swój grzech i grzech ludu izraelskiego. Potem Pan objawił mu się we wspaniałej szacie. Jego twarz jaśniała, jak błyskawica. Jego oczy były, jak pochodnie. Jego głos wstrząsał ziemią. To nie „tatuś” stał przed nim! Daniel nie był dzieckiem królewskim, które prosi o błogosławieństwo.
Nikt nie klaskał. Czytamy: „… lecz padł na nich wielki strach” (Dan. 10, 7). Kolana Daniela trzęsły się. Powiedział: „We mnie nie było siły. Twarz moja zmieniła się do niepoznania i nie miałem żadnej siły […] padłem na twarz” (Dan. 10, 8—9).

Co to oznacza dla nas, gdy umiłowany mąż Boży widzi oczy Pana płonące jak pochodnie i w Jego obecności nie może ostać się z podniesioną głową?

Dzisiaj bywa inaczej. Słuchamy potężnych kazań powszechnie znanych ewangelistów i klaszczemy w dłonie. Na pewnym spotkaniu, podczas konferencji charyzmatycznej słuchacze powstali z miejsc i na zakończenie kazania zgotowali kaznodziei pięciominutową owację. Czy nie powinni raczej upaść na twarz przed mocą świętej Bożej obecności?
Czy nie powinniśmy zadrżeć, kiedy On przychodzi, by osądzać grzech? Czy nasze zadowolenie z siebie nie powinno pierzchnąć, a nasza ludzka siła opuścić nas?

Gdzie, na jakim nabożeństwie, drżą ludziom kolana i chrześcijanie wołają: „Biada mi!”? Gdzie jest zbór, kościół albo konferencja, na której nie widać kaznodziei, lecz pałające oczy Chrystusa? Gdzie słychać Jego głos sprawiający drżenie serca? Gdzie Boży lud widzi nagle w błysku objawienia swoje zepsucie i upada na twarz, porażony świętą obecnością Boga?

To prawda, że mamy przychodzić śmiało przed Jego oblicze z uwielbieniem i dziękczynieniem. Ale śmiało nie oznacza lekkomyślnie, z arogancją. Dariusz, pogański król, więcej okazywał Bogu czci i hołdu niż dzisiejsi chrześcijanie. Ogłosił on: „… na całym obszarze mojego królestwa winni drżeć i bać się Boga Daniela; On bowiem jest Bogiem żywym […] a jego królestwo jest niezniszczalne” (Dan. 6, 27). Powinniśmy drżeć i z bojaźnią uniżać się wobec Jego wszechmocy i wielkości nie dlatego, że jest skierowana przeciw nam, lecz dla nas! Drżyjmy w obecności tak wielkiej mocy, która objawiła się dla nas, by nas wesprzeć i uwolnić.
Boże dziecko, które naprawdę zna Boga, wzrasta w poznaniu Jego majestatu i potęgi. Mniej zajmuje się swoimi prawami i błogosławieństwami a bardziej jest oczarowane Jego obecnością. Lekkomyślność zmienia się w święty szacunek a swobodne traktowanie Boga — w hołd i święte uniżenie.

Pragnę zwrócić uwagę na trzy sprawy na temat mocy obecności Chrystusa; jedna z nich jest negatywna i dwie pozytywne.

1. BOŻY LUD TRACĄC BOŻĄ OBECNOŚĆ TRACI MOC

Wierzący, który nie trwa w obecności Bożej, łatwo może zostać ,,połknięty” przez nieprzyjaciela. Taki człowiek staje się tchórzliwy i ucieka, chociaż nikt go nie goni. Żyje w ciągłym strachu przed „… lwem, który jest w podwórzu i rozszarpie go na ulicy” (por. Przyp. 22, 13).

Za przykład może służyć Jonasz. Ten prorok cieszył się obecnością Bożą, w przeciwnym razie nie usłyszałby tak wyraźnie Bożego polecenia: „Wstań, idź do Niniwy, tego wielkiego miasta, i mów głośno przeciwko niej, gdyż jej nieprawość doszła do mnie” (Jon. 1,2). Dotąd przebywanie w Bożej obecności było ekscytujące, podnoszące na duchu.
Jonasz cieszył się słuchając o powrocie ludu, o jego uzdrowieniu. Wspaniałe było głoszenie Bożych tajemnic odnośnie przyszłości.

Ale oto Bóg czegoś zażądał. Miał powstać i kazać przeciw grzechowi. Miał przestrzegać przed nieuniknioną karą, jeżeli ludzie się nie opamiętają. Ale zamiast okazania posłuszeństwa Panu „Jonasz wstał, aby uciec sprzed oblicza Pana…” (Jon. 1, 3). Bez wątpienia zgodziłby się prorokować do jakiegoś oddalonego plemienia izraelskiego, albo może nawet zwiastować królowi o powodzeniu Izraela, ale głosić o ogniu piekielnym, obnażać grzech, straszyć ludzi sądem Bożym i to na dodatek ludzi bezbożnych! To było zadanie nie dla Jonasza. Odrzucił wezwanie Boże.

Pamiętajmy, że uciekał przed Tym, którego chwała napełniała świątynię, którego twarz jaśniała jak błyskawica, którego oczy płonęły jak pochodnie, którego ramiona były jak z brązu. Uciekał przed Tym, którego spojrzenie wprawia w drżenie, którego głos wstrząsa ziemią, którego widok sprawia, że wszelkie stworzenie upada w proch.
Dlaczego mąż Boży uciekał przed Tym, którego kochał? Czy Jonasz bał się niniejwczyków? Czy był zbyt dumny, lub zbyt uparty?

Jeżeli chcesz wiedzieć, dlaczego Jonasz uciekał przed Bogiem, spójrz w swoje serce. Dlaczego chrześcijanin unika Bożego oblicza? Dlaczego nie chce patrzeć w Jego płonące oczy? Ponieważ, jak Jonasz, nie może znieść Bożego wezwania, jakie Bóg kieruje
do niego. Jonasz nie przestraszył się grzechu niniwejczyków, nie mógł znieść własnej grzeszności. Nie mógł w sercu pogodzić się z Bogiem!

Jak wielu sług Ewangelii nie bierze do rąk Bożej trąby, aby wołać przeciw grzechowi ludzi, ponieważ nie mogą znieść słowa z listu do Rzymian (2, 21—22): „Ty więc, który uczysz drugiego, siebie samego nie pouczasz? Który głosisz, żeby nie kradziono, kradniesz?

Który mówisz, żeby nie cudzołożono, cudzołożysz?” Jak wielu chrześcijan nie odważa się podnieść głosu przeciwko zepsuciu i pożądliwości w Domu Bożym, ponieważ pożądliwość ich serca zmusza ich do milczenia!
Nie mówią o grzechu, bo sami mu ulegają. Wielu rodziców widzi, jak ich grzechy przechodzą na dzieci. Ojciec pali, nie może więc ukarać swojego dziecka, gdy przyłapie je na paleniu. Matka pije i w przerażeniu patrzy, jak jej córka staje się alkoholiczką.
Żałuję czasu, gdy w poprzednich latach odmówiłem Bogu zwiastowania przeciwko grzechowi wśród wierzących i niewierzących, ponieważ moją własną „winnicę niszczył lis”. Wiedziałem, że będę obrażał Boga zwiastując wieść o uświęceniu, gdy moja szata była poplamiona. Moje gromienie zmieniło się w kwilenie a mój miecz — w patyk. Był czas, kiedy nie mogłem patrzeć w pałające oczy Pana, kiedy czułem się nieswojo w obecności świętych ludzi bojąc się, że mogą mnie przejrzeć. Był to czas, kiedy musiałem zadowolić się prostą modlitwą i studiowaniem Biblii, chociaż wiedziałem, że kiedyś wstępowałem do Miejsca Najświętszego, gdzie teraz nie mógłbym stanąć. Musiałem doznać oczyszczenia, aby Bóg mógł zażądać ode mnie rzeczy, których nie byłem w stanie wykonać.

Dzięki Bogu, że Jego Duch mnie oczyścił. Dzięki Bogu, że zdjął ze mnie grzech i nieczystość i sprawił, że mogę przychodzić przed Jego oblicze będąc wolny od winy, przyjęty w Umiłowanym.
Możesz być tego pewien, że człowiek unikający oblicza Bożego w końcu znajdzie się w kryzysie i nieszczęściu, stanie się jeńcem Pana. Co to oznacza, być ,,jeńcem Pana”?
Czytajmy, co się stało z Jonaszem: „Lecz Pan wyznaczył wielką rybę, aby połknęła Jonasza. I był Jonasz we wnętrznościach ryby trzy dni i trzy noce” (Jon. 2, 1). Biblia mówi, że to Pan przygotował rybę! To Pan sprawił, iż żeglarze wyrzucili Jonasza za burtę. Dla Jonasza była to „głębia krainy umarłych” (2, 3). Dla Boga było to schronienie.
Bóg nie zamierzał oddać diabłu swojego człowieka. Powiedział do szatana: „To moja ryba, Jonasz jest moim sługą. Możesz go mieć na chwilę, pokazać mu piekło. Ale nie wolno ci go zranić. I kiedy sprawa grzechu będzie już rozwiązana, porzucisz go na brzegu posłuszeństwa. On ma pracę do wykonania”.
Podczas tego kryzysu Jonasz raz na zawsze rozprawił się ze swoim grzechem. Dotąd to były nikczemne marności. Żył kłamliwym życiem. Biblia mówi: „Ci, którzy pilnują marności nikczemnych, pozbawiają się miłosierdzia Bożego” (Jon. 2, 9; B. Gd.). Bóg dostrzegł w Jonaszu ducha kłamliwej dumy.
Jonasz żył w nieświadomości swego prawdziwego stanu duchowego. W jego życiu były dotąd nie ujawnione ciemne strony. Postępował i żył jak poganie z Efezu: „w próżności umysłu swego, mając przyćmiony umysł i daleki od życia Bożego, przez nieświadomość, która jest […] przez zatwardziałość serca” (Ef. 4, 17—18).
Dlaczego tak wiele szczerych Bożych mężów i niewiast dzisiaj przeżywa kryzys ? Dlaczego jest tak wiele przeciwności? Dlaczego przechodzą takie głębokie próby duchowe?
Dlaczego przeżywają taki atak sił nieprzyjaciela? To Bóg działa! On pozwala, by trudności przywiodły nas z powrotem przed Jego oblicze. Chce wytworzyć w nas posłuszeństwo. Chce w nas pokazać nam to, czego dotychczas nie zauważyliśmy w sobie. Chce obnażyć pychę, marne bożyszcza, podwójne życie.
Pan rozkazał nam iść na cały świat i głosić Jego sprawiedliwość. Wejrzeliśmy w samych siebie i zmartwieliśmy z przerażenia. Boży ludzie stali się tchórzami. Słudzy zostali osłabieni przez grzech. Tak więc Pan przgotował „wielką rybę”. Nawet teraz w jej wnętrzu znajdują się tłumy. To jest „czas kipiących otchłani”.
Ale nawet w chwili wielkiego kryzysu jest nadzieja dla chrześcijanina. Z powodu ucisku Jonasz zaczął wołać do Pana. Modlił się, wyznawał i doznał odnowienia. Jeżeli jesteś prawdziwym dzieckiem Bożym, On cię nie odda szatanowi. Nie porzuci cię, ani cię nie opuści podczas próby. Pozwól, aby Jego Duch stopił cię zupełnie. Pozwól Mu, by pokazał ci twoją brzydotę. Niech twoje grzechy przywiodą cię do pokory i uniżenia. A potem wróć przed Jego oblicze, żeby cię odnowił.

2. W BOŻEJ OBECNOŚCI GRZECH ZOSTAJE OBNAŻONY I USUNIĘTY

„… Jak się rozpływa wosk od ognia, tak giną przed Bogiem bezbożni” (Ps. 68, 3).
„… cofnęli się nieprzyjaciele moi, potknęli się i poginęli przed obliczem twoim” (Ps. 9, 4).

Wołaniem dzisiejszego Kościoła powinna być prośba o nadnaturalną manifestację obecno­ści Chrystusa. Manifestacja oznacza: okaza­nie się, objawienie, demonstrację, prezenta­cję.

Pomyślmy, co stało się z Szymonem Pio­trem, gdy Chrystus okazał swą nadnaturalną moc. „A gdy przestał mówić, rzekł do Szy­mona: Wyjedź na głębię i zarzućcie sieci swoje na połów” (Łk. 5, 4). Pamiętajmy, że Piotr był koło Jezusa przez cały czas Jego kazania. Usłuchał Jego polecenia, mimo że było to po całonocnym połowie bez rezulta­tu. Widział Chrystusa, słuchał Go, może na­wet dotykał. Był w zasięgu Jego wzroku, lecz pomimo wszystko Słowo Pana go nie prze­konało, dlatego, że Jezus nie objawił jeszcze mocy swojej obecności.

Ale nagle Chrystus został objawiony. Za­
manifestował swoją moc. Nagle objawiła się
Jego nadnaturalna potęga. ,,… zagarnęli wiel­
kie mnóstwo ryb, tak iż się sieci rwały. Ski­
nęli więc na towarzyszy z drugiej łodzi […] i napełnili obie łodzie, tak iż się zanurzały.
Widząc to Szymon Piotr (widząc objawienie
Jezusa!) przypadł do kolan Jezusa, mówiąc:
Odejdź ode mnie Panie, bom jest człowiek
grzeszny” (Łk. 5, 6—8).

Grzechy Piotra i jego towarzyszy, Jakuba
i Jana, zostały obnażone, ponieważ stali się
świadkami nadnaturalnej mocy obecności
Boga. Chrystus objawił się im. Oni jednakże
nie zareagowali tańcem, oklaskami, okrzyka­
mi lub śmiechem. Zostali powaleni przed Bo­
giem, z powodu świadomości swych grze­
chów. Padli na kolana, niezdolni ostać się
w obecności chwały świętego Boga.
Co by dzisiaj zdarzyło się w naszych zbo­
rach, kościołach, gdyby w nadnaturalny spo­
sób Chrystus zamanifestował swoją chwałę,
na przykład przez natchnione proroctwo
przychodzące od Jego tronu? Czyż wszystkie
ukryte sprawy nie zostałyby obnażone? Czyż
nie upadlibyśmy na twarz, oddając Mu
chwałę? Apostoł Paweł mówi, że to powinno
się dziać (por. 1 Kor. 14, 25). Czy ktoś mógł­
by zostać nieskruszony? Czy ktoś może w
Jego obecności obnażyć swoje grzechy i pró­
bować usprawiedliwić je? Czyż nie zawołali­
byśmy tysiącem głosów: „Zginąłem! Jestem
człowiekiem nieczystych warg!” (por. Iz.
6, 5).

To nie jest tylko sprawa bycia czystym
przed Nim! Bardziej chodzi o uświadomienie
sobie, jak niedostaje nam Jego chwały! Jak
bardzo rozminęliśmy się ze świętym Bożym
powołaniem w Chrystusie. Jak leniwi, głupi
i słabi jesteśmy. Jeżeli to w sobie zobaczymy,
to sprawi, że upokorzymy się przed Nim.
Jan (w księdze Objawienia) ujrzał dzień,
w którym cała ziemia będzie świadkiem ma­
nifestacji nadnaturalnej obecności Chrystusa.
To zacznie się od wielkiego trzęsienia ziemi.
Słońce się zaćmi. Księżyc poczerwienieje jak
krew. Gwiazdy zaczną spadać na ziemię, jak
lecą figi z drzewa figowego, gdy potrząśnie
nim gwałtowny wiatr. Niebo zwinie się na
podobieństwo zwoju księgi. Wszystkie góry
i wyspy będą poruszone ze swoich miejsc.
I oczom wszystkich ludzi ukaże się Chrystus
siedzący na tronie (por. Obj. 6, 12—16).
„I wszyscy królowie ziemi i możno władcy,
i wodzowie, i bogacze, i mocarze, i wszyscy
niewolnicy, i wolni ukryli się w jaskiniach
i w skałach górskich. I mówili do gór i skał:
Padnijcie na nas i zakryjcie nas przed obli­
czem tego, który siedzi na tronie” (Obj. 6,
15—16).

Starotestamentowi prorocy mówią nam, że
w ostatecznych czasach przyjdzie do swojej
świątyni nasz Odkupiciel, w nadnaturalnym
przejawie swojej obecności by oczyścić swój
lud i przygotować jako swą oblubienicę. Czy­
tamy te same słowa zapisane przez Izajasza
i Pawła. Izajasz prorokował: „Przyjdzie jako
Odkupiciel dla Syjonu i dla tych, którzy […] odwrócili się od występku” (Iz. 59, 20). Apo­
stoł mówi o czasach, gdy „Przyjdzie z Syjo­
nu wybawiciel i odwróci ,bezbożność od Ja­
kuba […] zgładzę grzechy ich” (Rzym. 11,
26—27).

Inny prorok starotestamentowy, Mala-
chiasz, opisuje objawienie Chrystusa w taki
sposób: „Potem nagle przyjdzie do swojej
świątyni Pan, którego oczekujecie […] Lecz
kto będzie mógł znieść dzień jego przyjścia
i kto ostoi się, gdy się ukaże? Gdyż jest on
jak ogień odlewacza, jak ług foluszników.
Usiądzie, aby wytapiać i czyścić srebro. Bę­
dzie czyścił synów Lewiego i będzie ich płu­
kał jak złoto i srebro. Potem będą mogli
składać Panu ofiary w sprawiedliwości […] Wtedy przyjdę do was na sąd” (Mai. 3, 1—5).
Chrystus przyjdzie do nas w nadnaturalnej
potędze swojego majestatu! Moc Jego obec­
ności osądzi czary, cudzołóstwo, fałszywe
świadectwo i wszelki grzech w Jego domu.
Przed Jego obliczem wszystko stopnieje jak
wosk. Przyłpży siekierę do, kprzenia drzewa,

odsieje plewy i wykorzeni wszelkie zło. Usu­
nie wroga i oczyści każde dziecko.
Niestety, niektórzy wierzący nie będą do­
znawać mocy Jego nadnaturalnej obecności.
Chrystus nie objawi się tym, którzy szukają
tylko znaków i cudów. „A gdy był w Jerozo­
limie na święcie Paschy, wielu uwierzyło w
imię Jego, widząc cuda, których dokonywał.
Ale sam Jezus nie miał do nich zaufania,
bo przejrzał wszystkich (…) wiedział, co było
w człowieku” (Jan 2, 23—25). Wiedział, że
byli zachwyceni nie Nim samym, ale cudami,
które czynił. On widzi wszystkich ludzi. Za­
stanówcie się nad tym: nie będzie objawienia
potężnej Bożej obecności tam, gdzie ludzie
bardziej koncentrują się na mocy, niż na
Chrystusie.

3. MOC BOŻEJ OBECNOŚCI PRZEMIENIA NA OBRAZ PANA

„My wszyscy tedy, z odsłoniętym obli­
czem, oglądając jak w zwierciadle chwałę
Pana, zostajemy przemienieni w ten sam
obraz, z chwały w chwałę, jak to sprawia
Pan, który jest Duchem” (2 Kor. 3, 18). Prze­
mieniamy się w to, na co patrzymy, To na
czym się koncentrujemy, wywiera wpływ na
całe nasze życie. To, co oglądamy oczami du­
chowymi, staje się naszą obsesją! To nas
opanowuje. Paweł chciał, by Chrystus stał się
jego jedyną obsesją. Tylko Zbawiciel był
przedmiotem jego rozmyślań, kazań, doktryn.
Napisał: ,,… uznałem za właściwe nic innego
nie umieć między wami, jak tylko Jezusa
Chrystusa i to ukrzyżowanego” (1 Kor. 2, 2).
Zapatrzony był na Głowę ciała, nie na cho­
roby ciała. Określił to jako: ,,[…] dorastanie
do wymiarów pełni Chrystusowej […], wzra­
stanie jpod każdym względem w niego, który
jest Głową, w Chrystusa, […] by on wypeł­
niał wszystko […] Jemu niech będzie chwała
w Kościele”.

Prawdziwa Pięćdziesiątnica — to wywyż­
szanie Chrystusa! Obawiam się, że nie trzy­
mamy się Głowy. Trzymać się oznacza: przy­
lgnąć, przywrzeć. Głoś więc Chrystusa! Trzy­
maj się doktryny Chrystusa! Przylgnij do
niej, przywrzyj! Tak niewielu żyje dzisiaj
dla Chrystusa, ponieważ tak słabo On jest
głoszony. By ludzie mogli patrzeć w Jego
twarz i stawać się do Niego podobni, pasto­
rzy i nauczyciele muszą Go pokazywać i wy­
wyższać.

Bóg pragnie, żebyśmy przyoblekli się w obecność Chrystusa. Chcesz zwyciężać grzech? Pragniesz uwolnienia z mocy wroga? A więc módl się gorliwie o nadzwyczajne ob­jawienie się mocy Chrystusa w twoim życiu. Ja doznałem takiego przeżycia w ostatnich miesiącach. Jeśli traktujesz to poważnie, do­znasz skruszenia. Zobaczysz swoje grzechy. Pałające oczy Pana przejrzą cię na wylot. Potem czekaj na oczyszczenie.

Ta sama potężna obecność Chrystusa sta­nie się później twym stałym udziałem. Nie będziesz chciał odejść od Niego. Stanie się to twoją radością i zadowoleniem na zawsze. Je­go oczy zajaśnieją miłością i łaską. Będziesz cieszyć się widokiem Jego twarzy. Oprzesz się na Jego potężnych ramionach. Ustąpi strach i napełni cię doskonały pokój. Zdołasz przeciwstawić się grzechowi i szatanowi, bę­dąc przyobleczony wspaniałą mocą Jego obecności. Boże słowo zawiera obietnicę:
„Zwycięzca zostanie przyobleczony w szaty
białe, i nie wymażę imienia jego z księgi ży­wota, i wyznam imię jego przed moim Ojcem i przed Jego aniołami” (Obj. 3, 5). Kościół wkracza w dni ostateczne, jako „niewiasta odziana w słońce…” (Obj. 12, 1).

To jest Chrystus! On jest naszą „białą szatą”. Przyoblekliśmy Chrystusa, mieszkamy w Je­go obecności, znajdując się ponad wszelkimi
władzami i zwierzchnościami.

Naprawdę to nie jest trudne. Może to być wyrażone słowami: Trwaj blisko Chrystusa! Żyj w Jego obecności. Usiądź obok Niego w okręgach niebieskich. Patrz na stojącego po prawicy Ojca. I wtedy jak Szczepana, tak i ciebie, nie będą mogły zranić kamienie sza­ tana. Nic ci nie zaszkodzi. Będziesz ponad tym wszystkim — oglądając Chrystusa w niebie.

DAWID WILKERSON
Tłumaczyła Bożena Zabłocka

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *