Książka: Jezus jest nadzieją
Autor: Stephen H. Travis
rozdział 4 – NADEJŚCIE CHRYSTUSA
Gdy „znaki” osiągną szczyt nasilenia, wówczas „…ujrzą Syna Człowieczego, przychodzącego na obłokach, z wielką mocą i chwałą” (Mk 13:26). W tej sprawie niektórzy chrześcijanie przesadzają z zaufaniem, sprawiając wrażenie, jakby znali wszystkie szczegóły przyszłości, podczas gdy inni przesadzają z wątpliwościami i złymi przeczuciami. Zastanówmy się najpierw nad wątpliwościami. Dlaczego jest nam tak trudno uwierzyć w to, co mówi Biblia i co nasi przodkowie z wiarą wyznawali?
REWOLUCJA NAUKOWA
Wystarczająco kłopotliwe było, gdy niemal pięćset lat temu Kopernik udowodnił, że Ziemia nie jest centrum wszechświata. Jeszcze chyba bardziej przygnębiające było odkrycie, że Słońce też nie jest jego centrum, bowiem wszechświat jest nieskończony i w ogóle nie ma centrum. Skąd, w obliczu tych faktów, brać śmiałość do stwierdzenia, iż jakaś boska istota nadejdzie na obłokach i w chwale, aby przynieść kres naszemu mało znaczącemu, niewielkiemu światu? Prawdę mówiąc nie wydaje mi się, aby wiara w to była łatwiejsza lub trudniejsza od wiary w to, że nasza planeta została w przeszłości nawiedzona przez Boga. Odrzucając ideę ponownego przyjścia Jezusa musimy konsekwentnie odrzucić również twierdzenie, iż Jezus z Nazaretu jest Bogiem w ludzkim ciele.
Odkrycia naukowe podnoszą jednak inny jeszcze problem. Mamy teraz pewne pojęcie o czasie istnienia ziemi. Jeżeli cały okres od powstania ziemi do dzisiaj symbolizowałaby linia o długości stu jardów, to zaledwie dwucalowa linia reprezentowałaby czas, od którego człowiek zamieszkuje tę planetę. Zaś wielu naukowców szacuje, iż — abstrahując od wojny nuklearnej lub zderzenia z innym ciałem niebieskim — jeszcze przez miliony lat ziemia będzie dawała wystarczająco dużo ciepła, aby podtrzymywać życie. Czy możemy więc wyobrazić sobie, że Bóg zakończy istnienie tego świata, w sposób, w jaki widzi to tradycja chrześcijańska, dotycząca Rzeczy Ostatecznych? Ogrom tych faktów napełnia nas zdumieniem, lecz zdumienie to ma raczej charakter zakłopotania niż zdumienia wielkością Boga-Stwórcy.
Trzy rzeczy można na ten temat powiedzieć. Po pierwsze, to mimo wszystko ten „nieznaczący nic człowiek” odkrył, iż wszechświat jest większy i starszy, niż to poprzednio sądzono. Przeto, aczkolwiek człowiek i jego Planeta zostały usunięte z centrum wszechświata, to samo zrozumienie tego faktu umieściło go tam na powrót. I chociaż człowiek tak późno pojawił się na ziemi, samo zrozumienie tego czyni go ukoronowaniem Bożego stworzenia. Jego znaczenie nie zostało pomniejszone, jego miejsce w Bożym planie pozostało niezmienne.
Po drugie, jeżeli historia człowieka na ziemi ma nie być ukoronowana przyjściem Chrystusa, to jaka jest alternatywa? Czy Bóg jest Tym, Kto stworzył wszechświat i utrzymuje go przy życiu? Jeśli jest, to cóż nierozsądnego widzimy w twierdzeniu, iż kiedyś w przyszłości zadziała, aby wszechświat ten odmienić?
Po trzecie zaś, będzie mądrze z naszej strony, jeżeli nie będziemy podporządkowywali naszej wiary naukowym odkryciom. Nauka i wiara nie są sobie przeciwstawne. Po prostu odpowiadają one na inne pytania. Gdy na przykład pytamy o stworzenie wszechświata, uczony może sugerować, w jaki sposób stał się on taki, jaki jest. Tymczasem Księga Stworzenia koncentruje się na zagadnieniu kto ten wszechświat stworzył, i jaki miał w tym cel? Podobnie, uczony może powiedzieć jakie są możliwości dalszego rozwoju wszechświata, podczas gdy Biblia interesuje się tym, kto ostatecznie kontroluje przyszłość wszechświata i jaki cel stara się osiągnąć. Co więcej, żywy Bóg stale nas zadziwia dokonując czynów, które przekraczają naszą wyobraźnię.
W dziedzinie techniki na przykład, odpowiedzialni ludzie zaprzeczali możliwości zaistnienia pewnych zjawisk, które są dzisiaj dla nas codziennością. W dniach, gdy bracia Wright po raz pierwszy wznieśli się w powietrze, gazety odmówiły pisania na ten temat, ponieważ realnie myślący wydawcy nie mogli uwierzyć, iż to się stało. Przecież niedawno jeszcze znany amerykański astronom, Simon Newcomb, zapewniał świat, że „żadna możliwa kombinacja znanych substancji, żadne ze znanych urządzeń i żadne wreszcie znane formy energii nie dadzą się połączyć w maszynę, przy pomocy której człowiek mógłby latać na dalsze odległości”.
W dziedzinie przyrody, gdyby gąsienice umiały myśleć jak my, byłyby zdziwione stając się motylami i ciesząc się zupełnie nowym sposobem życia. Kijanki byłyby zdumione, gdybyśmy im powiedzieli, iż pewnego dnia będą uwolnione od ograniczeń kręcenia się wokół stawu.
Zaś w dziedzinie spraw duchowych, któż mógłby przypuszczać, iż Bóg rozpocznie swoje życie w ludzkiej postaci w cuchnącej stajni na zapleczu karczmy, na głębokiej prowincji rzymskiego imperium? Któż w początkach osiemnastego wieku mógł pomyśleć, iż zbliża się Ewangelickie Odrodzenie, które przeobrazi oblicze Anglii? W 1722 roku Daniel Defoe podsumował ówczesną sytuację pisząc: „Żaden okres, od założenia i uformowania Kościoła Chrześcijańskiego nie był podobny do naszego, z jego publicznie głoszonym ateizmem, herezjami i bluźnierstwami”. Taki jest właśnie twórczy i idący naprzód Bóg, w którego wierzymy — nie jest On łaskawy dla naszych teorii naukowych.
BRAK DOWODÓW
Drugą przyczyną, dla której chrześcijańska nadzieja jest w niełasce, jest brak dowodów. Jeżeli nadzieja na ponowne przyjście Chrystusa opiera się wyłącznie i jedynie na słowach napisanych 1900 lat temu, to jak chrześcijanie mogą być pewni? Jak możemy stwierdzić, iż nie jest to jedynie myślenie życzeniowe? Czyż sprawa nie polega na tym, iż wierzymy, że Chrystus powróci, aby wszystko odmienić, gdyż chcemy w to wierzyć, nie mogąc znieść życia pozbawionego tej prawdy?
Na to pytanie Nowy Testament odpowiada następująco. Nie, nie jest to myślenie życzeniowe, ponieważ będąc chrześcijaninem znasz Tego, Kto ma nadejść. Jezus, którego czcisz, przyszedł, aby dać początek nowej erze i Jego przyjście nie miałoby sensu, gdyby to, co rozpoczął nie miało się doczekać wypełnienia. Doświadczyłeś już przecież w swoim życiu mocy Ducha Świętego. A Duch Święty jest przedsmakiem — tylko przedsmakiem lecz zarazem prawdziwym smakiem — życia, jakiego doświadczysz w obecności Chrystusa po Jego ostatecznym przyjściu. To właśnie miał na myśli Paweł, gdy pisał, że Bóg „…dał zadatek Ducha do serc naszych” (II Kor. 1:22). Bóg nie wyśmiewa się z ciebie. Pokazał, że jest pełen miłości i wierności, a więc doprowadzi do końca rozpoczęte dzieło. Ponieważ zaś „nasza ojczyzna jest w niebie” możemy oczekiwać nadejścia stamtąd Zbawiciela, naszego Pana, Jezusa Chrystusa (Flp. 3:20).
Inną sprawą, która usuwa w cień powrót Chrystusa jest należyta troska o teraźniejszość. Mamy, jak się wydaje, dość roboty z borykaniem się z codziennymi problemami teraźniejszości. Liczy się „teraz” i mówienie o bajkach przyszłości wydaje się nie na miejscu. Ten punkt widzenia jest zrozumiały lecz znamionuje krótkowzroczność. Prawdą jest, co postaram się wykazać w rozdziale dziesiątym, że nasze aktualne dokonania są warunkowane przez cele ostateczne. Dlatego właśnie ludzie, którzy najwnikliwiej przewidują Rzeczy Ostateczne najenergiczniej radzą sobie z aktualnymi problemami. Weźmy na przykład Lorda Shaftesbury, który tak wiele uczynił dla zaprzestania wykorzystywania pracy dzieci w początkach dziewiętnastego wieku. Pod koniec życia powiedział on: „Nie sądzę, abym na przestrzeni ostatnich czterdziestu lat przeżył świadomie choć jedną godzinę nie znajdując się pod wpływem myśli o ponownym przyjściu naszego Pana”. Ludzie, którzy nie mając na widoku celów ostatecznych starają się poprawić aktualną sytuację, łatwo stają się podobni do wspaniałego piłkarza, który dryblując pokonuje wszystkie przeszkody na boisku, aby przekonać się, iż po drugiej stronie nie ma bramki.
PROBLEM OPÓŹNIENIA
Oto jest dalsza trudność. Im dalej odsuwa się w czasie ponowne przyjście Chrystusa, tym mniej staje się ono prawdopodobne. Już Piotr ostrzegał, że przyjdą szydercy, którzy będą mówić: „Gdzież jest przyobiecane przyjście Jego? Odkąd bowiem zasnęli ojcowie, wszystko tak trwa, jak było od początku stworzenia”. Odpowiedź nie jest tak prosta, jak można by sądzić: „…u Pana jeden dzień jest jak tysiąc lat, a tysiąc lat jak jeden dzień” (II Ptr. 3:4-9). Innymi słowy skala czasu Boga jest większa od naszej i data nie ma żadnego znaczenia.
Ważne jest nie to, że nadejście Chrystusa jest bliskie, ale to, że jest zamierzone przez Boga, którego wierność w wypełnianiu obietnic jest dobrze znana.
To jednak prowadzi nas do ostatniej przyczyny, dla której dla wielu ludzi ponowne przyjście Chrystusa jest bardziej przedmiotem wątpliwości niż zaufania: fanatyzm zdyskredytował naukę. W szczególności zaś historia pełna jest przykładów ludzi, którzy starali się określić dokładną datę – wbrew słowom Jezusa, iż zna ją tylko Bóg. Ludzie ci zawsze się mylili. Był, na przykład, w dziewiętnastym wieku ksiądz katolicki, który napisał książkę przewidującą zakończenie świata w roku 1847. Gdy usiłował uzyskać zezwolenie Kościoła na jej druk, obiecano mu publikację w roku 1848. Bezbożny ten pęd do pewności zamiast uczynić doktrynę o ponownym przyjściu Chrystusa jasną i ważną, sprawił, iż wielu ludzi ustosunkowało się sceptycznie do całej tej idei. Któż ich za to potępi? Musimy wyraźnie odróżniać prawdziwą biblijną naukę od niebiblijnych do niej dodatków.
Więcej na temat „ustalania daty” powiem w rozdziale siódmym. Teraz zaś wróćmy do tego, co Jezus i Jego apostołowie mówili o ponownym przyjściu.
SPOSÓB JEGO PRZYJŚCIA
Po pierwsze, usuńmy drobną trudność. Ludzie mają czasami obiekcje wobec używania terminu „ponowne przyjście”, bowiem nie jest to termin biblijny. Prawdą jest, iż dokładnie w takim brzmieniu nie występuje on nigdzie w Piśmie Świętym. Jednakże bardzo bliski tego terminu był autor Listu do Hebrajczyków: „Tak i Chrystus, raz ofiarowany, aby zgładzić grzechy wielu, drugi raz ukaże się nie z powodu grzechu, lecz ku zbawieniu tym, którzy go oczekują” (Hebr. 9:28). Tak więc termin „ponowne przyjście” podsumowuje nowotestamentowy nacisk na przyszłe, ostateczne przyjście Chrystusa. Oczywiście nie powinniśmy na podstawie tego przyjmować, iż pomiędzy pierwszym i ponownym przyjściem Chrystus jest nieobecny w Kościele. Absolutnie nie! Ostatnie słowa Jezusa podawane przez Mateusza brzmią: „A oto ja jestem z wami po wszystkie dni aż do skończenia świata” (Mat. 28:20). I jest to, jak mawiał David Livingstone, przyrzeczenie prawdziwego gentelmana, który nigdy nie łamie danego słowa. Poprzez Ducha Jezus stale jest obecny i działa w swoim świecie. Gdy więc mówimy o Jego ponownym przyjściu, nie sugerujemy, iż od czasu zmartwychwstania i wniebowstąpienia był nieobecny. Mówimy, iż teraz obecność Chrystusa jest duchowa i niewidzialna, wówczas zaś będzie publiczna i widzialna a Jego przyjście zakończy istnienie świata. A oto są cztery prawdy o sposobie Jego przyjścia:
Po pierwsze, będzie ono miało miejsce w niespodziewanym momencie. Jezus nie mógł tego wyrazić jaśniej, niż uczynił to słowami: „Ale o tym dniu i godzinie nikt nie wie, ani aniołowie w niebie, ani Syn, tylko Ojciec” (Mk 13:32). Jednakże Łukasz dodaje kilka szczegółów:
„A jak było za dni Noego, tak będzie i za dni Syna Człowieczego. Jedli, pili, żenili się i za mąż wychodzili aż do dnia, kiedy Noe wszedł do arki i nastał potop, i wytracił wszystkich. Podobnie też było za dni Lota: jedli, pili, kupowali i sprzedawali, szczepili, budowali. A w dniu, w którym Lot wyszedł z Sodomy, spadł z nieba ogień z siarką i wytracił wszystko. Tak też będzie w dniu, kiedy Syn Człowieczy się objawi” (Łuk. 17:26—30).
Cóż jednak jest złego w jedzeniu, piciu, wychodzeniu za mąż i budowaniu domów? Nic. Na tym rzecz cała polega. Podobnie jak w chwilach, gdy Bóg zsyłał karę, tak i w momencie nadejścia Jezusa mężczyźni i kobiety będą zajmowali się codziennymi czynnościami nie myśląc o Bogu. Będą miliony zwykłych ludzi, którzy nie będą winni żadnego przestępstwa — z wyjątkiem tego, iż żadnej myśli nie poświęcają najważniejszej rzeczy w życiu.
Jednakże i wyznawcy Chrystusa mogą zostać zaskoczeni. Nie znamy daty Jego przyjścia, lecz ignorancja nie jest wytłumaczeniem braku gotowości. Jest to przyczyna stałego baczenia. Dla zilustrowania tego Jezus posłużył się następującym podobieństwem. „Jest to tak, jak u człowieka, który odjechał, zostawił dom swój, dał władzę sługom swoim, każdemu wy-znaczył jego zadanie, a odźwiernemu nakazał, aby czuwał. Czuwajcie więc, bo nie wiecie, kiedy pan domu przyjdzie” (Mk 13:34—35).
Często opowiadana jest historia o dziewiętnastowiecznym szkockim pastorze, Robercie Murray’u M’Cheyne, który kiedyś zapytał swoich przyjaciół: „Czy sądzicie, że Chrystus może Przyjść dzisiaj w nocy?” Jeden po drugim odpowiadali: „Nie, nie sądzę”. Gdy wszyscy dali taką odpowiedź M’Cheyne dokładnie przytoczył tekst: „…Syn Człowieczy przyjdzie o godzinie, której się nie domyślacie” (Mat. 24:44). Tak więc określenie daty jest niemożliwe a Chrystus wymaga od nas stałej gotowości. W następnych rozdziałach zobaczymy, jakie formy ta gotowość powinna przyjmować.
Po drugie, nadejście Jezusa jest zawsze bliskie, jak to ilustruje inna zawarta w trzynastym rozdziale Ewangelii Marka przypowieść: „A od figowego drzewa uczcie się podobieństwa: Gdy gałąź jego już mięknie i wypuszcza liście, poznajecie, że blisko jest lato. Tak i wy, gdy ujrzycie, że to się dzieje („to” oznacza znaki wymienione wcześniej w tym rozdziale) wiedzcie, że blisko jest (moje ponowne przyjście), tuż u drzwi. Zaprawdę powiadam wam, że nie przeminie to pokolenie, aż się to wszystko stanie” (Mk 13:28—30).
To doprowadza nas do następnego problemu. Jeżeli znaki miały mieć miejsce podczas życia słuchaczy Jezusa — a tak się stało — to cóż z obietnicą Jezusa, iż świadczą one o bliskości Jego powrotu? Czy Jezus się mylił? A czyż Jego słowa, iż powrót jest bliski nie sprzeciwiają się słowom, iż nikt nie zna czasu ponownego przyjścia? Prawdą jest, iż wcielenie, ukrzyżowanie, zmartwychwstanie, wniebowstąpienie i ponowne przyjście są w rzeczywistym sensie częściami jednego aktu Bożego działania. Są one fragmentami nadejścia Bożego panowania a opóźnienie ich ukoronowania zawdzięczamy tylko łasce Boga, który chce dać ludziom czas na odpowiedzenie na Ewangelię. Tak więc w rzeczywistości ponowne przyjście jest zawsze bliskie od momentu, gdy Jezus poprzez swoje życie, śmierć i zmartwychwstanie rozpoczął nową erę. Zdaję sobie sprawę, iż niełatwo jest to pojąć, lecz wierzę, iż w ten sposób najlepiej można zrozumieć pozorną sprzeczność w nauce Jezusa.
Dotyczące podobnego i identycznie rozwiązanego problemu słowa Jezusa można znaleźć w Ewangelii Marka 9:1: „…Niektórzy z tych, co tu stoją, nie zaznają śmierci, zanim nie ujrzą Królestwa Bożego, nadchodzącego w mocy”. W tym sensie Królestwo było blisko. Moc Królestwa okazała się zanim wszyscy uczniowie Jezusa pomarli — zdarzenia Dnia Zesłania Ducha Świętego, sąd nad Jerozolimą i gwałtowne rozprzestrzenienie się Ewangelii po całym Imperium Rzymskim są tego dowodem. Nie nadeszło ono jednak dotychczas w sposób ostateczny — szczyt leży wciąż w nieznanej przyszłości. Jednakże „w nieznanej” może oznaczać „wkrótce”.
Po trzecie, nadejście Jezusa będzie zdarzeniem publicznym. W przeciwieństwie do Jego pojawienia się w Betlejem, tym razem nie będzie nic ukrytego i niejawnego. „Gdyż jak błyskawica pojawia się od wschodu i jaśnieje aż na zachód, tak będzie z przyjściem Syna Człowieczego” (Mat. 24:27). A Jezus używał dla opisu tego zdarzenia jeszcze bardziej obrazowego języka: „Ale w owe dni, które nastaną po tej udręce, zaćmi się słońce i księżyc nie zajaśnieje swoim blaskiem. I gwiazdy spadać będą z nieba, i moce niebieskie będą poruszone. A wtedy ujrzą Syna Człowieczego, przychodzącego na obłokach z wielką mocą i chwałą” (Mk 13:24—26). Ten dramatyczny, obrazowy język zaczerpnięty jest ze Starego Testamentu. Jeżeli usiłujemy mówić o rzeczach wykraczających poza nasze dotychczasowe doświadczenia, rzeczach większych nad nasze zrozumienie, możemy używać tylko języka wykraczającego poza normalne słownictwo. Znam paru ludzi, którzy mieli kłopoty z opisaniem swojej sympatii. Tym trudniejsze jest dobranie słów dla opisania ostatnich chwil historii. Niezależnie od szczegółów, Jezus z pewnością podkreślał publiczny charakter swojego ostatecznego przyjścia.
Po czwarte, przybędzie On w chwale. Jego pierwsze przyjście pełne było upokorzeń i cierpienia, ludzie pogardzali nim i odrzucili Go. Nie tak będzie podczas drugiego przyjścia. Odwołanie do obłoków, mocy i chwały sugeruje, iż nadejdzie triumfalnie, mając za sobą całą władzę Boga. Poprzez cierpienia zwyciężył siły zła. Jego ponownie przyjście będzie głosiło to zwycięstwo tak, aby „wszelki język wyznawał, że Jezus Chrystus jest Panem, ku chwale Boga Ojca” (Flp. 2:11).
CEL JEGO PRZYJŚCIA
Biblia więcej uwagi poświęca pytaniu „dlaczego Jezus przyjdzie?” niż pytaniu „jak będzie wyglądało Jego przyjście?”. Tak i my czynić powinniśmy. Dwa główne cele — zmartwychwstanie i sąd będą omówione w dwóch następnych rozdziałach. Tutaj zajmiemy się czterema innymi.
Po pierwsze, Bóg wykona plan, którego realizację rozpoczął w Chrystusie. Panowanie Boga, które Jezus przyniósł ludziom, zostanie ostatecznie i całkowicie ustanowione. Będzie to koniec cierpienia, umierania i kuszenia do złego.
Po drugie, Bóg doprowadzi historię do jej szczytu. Wbrew pozorom historia nie jest pozbawioną sensu sekwencją zdarzeń. Nie jest „pełną hałasu i furii nic nie znaczącą historyjką opowiadaną przez idiotę”. Nie można oczywiście dowieść, iż historia dąży do jakiegoś celu. Podobnie, dowieść nie sposób, iż Bóg brał udział w ucieczce Izraela z Egiptu pod wodzą Mojżesza, że działał, gdy Izrael został najechany przez Asyryjczyków lub gdy nadszedł Jezus. Jest to sprawa wiary a nie wiedzy. Jednakże patrząc na historię z punktu widzenia wiary biblijnej widzimy, iż wszystkie pozornie chaotyczne zdarzenia, wszystkie wzloty i upadki są częściami jednego dążenia do spełnienia zamiaru Boga. To tak, jak byście przeczytali ostatni rozdział powieści kryminalnej a potem zaczęli czytać całość od początku. Wówczas możecie śledzić wszystkie tropy, które umknęłyby waszej uwadze, gdybyście nie przeczytali ostatniego rozdziału. A więc nadejdzie dzień, gdy historia osiągnie swój cel i przejdzie w Bożą wieczność.
Po trzecie, nadzieja na przyjście Chrystusa podkreśla, iż ustanowienie Królestwa jest aktem Bożego działania. Królestwo Boże nie jest czymś, co „zbudujemy” lub „utworzymy” — zbyt groźne są na to siły zła. Ustanowienie Królestwa Bożego jest aktem Boga. Prorocy, apostołowie i sam Jezus wszyscy zgadzali się, iż doskonałe Królestwo Boże może stać się rzeczywistością jedynie poprzez nadnaturalny, przekształcający świat akt działania Boga. Tak więc wyglądamy nadejścia Chrystusa, aby stało się to rzeczywistością.
Ostatnim radosnym faktem jest to, iż nadejście będzie przyjściem Chrystusa. Gdy dojdziemy do kresu historii nie napotkamy tam dalekiej, nieznanej istoty. Bóg już nam pokazał, jakiego rodzaju Osobą jest Ten, Który będzie nas tam oczekiwał. Spotkamy tam tę samą Osobę, której świętość, wierność i gorącą miłość poznaliśmy już w Chrystusie. Koniec świata nie jest jakimś zwyczajnym wydarzeniem, lecz spotkaniem z Osobą, której pełna cierpień miłość przybliżyła nam panowanie Boga. Dlatego w Objawieniu św. Jana 5 Lew z pokolenia Judy jest również Barankiem, który został zabity i ma na sobie znaki dokonanego na Nim mordu. Od samego początku aż do końca, na kartach historii zapisana jest miłość — osobista i pełna poświęcenia. I to właśnie Miłość spotka nas w dniu ostatecznym.