Prawda o wierze – David Wilkerson

Masz słabą wiarę? Martwi cię to, że nie widać skutków twojej wiary? Gorliwie zanosiłeś w modlitwie prośbę, wierząc w jej wysłuchanie całym sercem – i nic z tego nie wyszło? Gorzej nawet, sprawy potoczyły się zgoła odwrotnie? Umiłowana osoba nie została uzdrowiona. Pragnienie twego serca nie ziściło się – przynajmniej na miarę twoich oczekiwań. Cud, na który się nastawiłeś, jeszcze nie nastąpił.

Czas biegnie do przodu, a problemy wcale nie ustępują. Najgorsze z tego wszystkiego jest to, że Słowo Boże wystawia ciebie na próbę w takich chwilach. Czytasz bowiem te wszystkie chwalebne obietnice: „Wszystko jest możliwe dla wierzącego”. „Ale niech prosi, bez powątpiewania, a będzie mu dane”. „Wszystko, o cokolwiek byście się modlili, tylko wierzcie, że otrzymacie, a spełni się wam”. Zaczynasz powoływać się na te obietnice. Wiesz, że Bóg nie jest kłamcą, i nie będzie ciebie mamił nieosiągalnymi celami. Jednak mimo twoich najgorętszych starań, aby wierzyć – autentycznie, prawdziwie wierzyć – często popadasz w rozterkę, a to dlatego, że odpowiedź albo się opóźnia, albo nie ma na nią wcale widoków. Według teologii niektórych osób istnieją tylko dwie przyczyny, że nie otrzymałeś tego, o co prosiłeś. Albo twoja wiara kuleje, albo jest grzech w twoim życiu. Sugeruje ci się, że Bóg musiał wstrzymać się z odpowiedzią, dopóki twoja wiara nie poprawi się na tyle, by Go zadowolić. Albo jakość, albo ilość twojej wiary nie spełnia Bożych kryteriów, aby twoja modlitwa była wysłuchana. Sugeruje ci się, że Bóg jest zobowiązany Swoim Słowem, aby wysłuchać każdą prośbę – w momencie, jak osiągniesz właściwy wierzchołek wiary. Oznacza to usunięcie z twojego słownika jakichkolwiek negatywnych myśli, słów lub wyznań. Rozumiesz, nie wolno ci obrazić Boga. Był On już prawie gotów spełnić twoje pragnienie – ale, bum! Złożyłeś negatywne wyznanie. Wypowiedziałeś złe słowa, zatem Bóg „musi” ci to wszystko zabrać! W jednym momencie wszystko stracone!

Moi przyjaciele, taki rodzaj teologii jest niedorzeczny i jest policzkiem dla mądrego miłującego Ojca Niebiańskiego. Gdziekolwiek się dzisiaj udaję, wszędzie spotykam chrześcijan, którzy żyją w strachu wypowiedzenia niewłaściwej rzeczy, przez co tamują przepływ błogosławieństw, jak gdyby Bóg miał być uzależniony od każdego słowa, jakie Jego dzieci wypowiadają, nerwowo przestępując z nogi na nogę, gotowy wymierzyć klapsa każdemu, kto się za mocno wychyli. Wszędzie spotykam chrześcijan, którzy stali się rozbitkami w wierze wskutek rozczarowania i ran. Poszli oni za nauką „wiary”, która sugeruje, że spełnienie wszelkiego pragnienia serca zależy tylko od znalezienia poprawnej formuły. Zostali wezwani, aby u Boga zainwestować w pomyślność, doskonałe zdrowie i cokolwiek innego, co podsunie im wyobraźnia. „Wyobraź sobie, a potem uwierz”, powiedziano im. Nakłaniano ich, aby wymazali ze swoich umysłów wszelkie myśli o cierpieniu, bólu, ubóstwie – lub czymkolwiek negatywnym. Dali się porwać świadectwom tych z ich otoczenia, którzy otrzymywali nowe samochody, domy, posady, futra, pierścienie diamentowe – na cokolwiek tylko serce miało ochotę – wszystko przez „pozytywną wiarę”. Ale kiedy żadne z tych rzeczy nie stały się ich udziałem kiedy, zamiast pomyślności, rosły tylko sterty rachunków kiedy, zamiast uzdrowienia, nadszedł czas próby, łez, smutku itp. wpadli ostatecznie w zamęt! Co się dzieje? U nauczyciela sprawdza się. U ewangelisty sprawdza się. Powodzi im się dobrze. Otrzymują, co tylko chcą i kiedy tylko chcą. Rodzą się wówczas pytania: „Sprawdza się u innych – dlaczego nie u mnie?” „Co takiego złego ja robię? Przyczyna musi tkwić we mnie – moja wiara musi być słaba, niedoskonała. Musi być jakiś ukryty grzech, który blokuje odpowiedź”?

Pozwólcie, że podzielę się z wami kilkoma zdrowymi myślami o wierze i miłości. Wierzę, że Bóg dokonuje cudów w odpowiedzi na modlitwę wiary. Wierzę w każdą obietnicę w Słowie Bożym, w nienaruszonej postaci! Ale, dzięki sporej dozie cierpienia i łez dokonałem odkrycia, że sposób, w jaki Bóg działa, jest czymś cudownym. To, co za chwilę przeczytasz, powinno przyczynić się do odnowienia twojej ufności w Panu i do uwolnienia ciebie z niewoli usiłowania sprowadzenia wiary do kategorii kalkulacji matematycznej.

Lekcja pierwsza. Nasza wiara nie jest jedyną motywacją działania Boga na naszą korzyść. Bóg jest miłością i ona właśnie nakłania Go do działania. Przypuśćmy, że mój syn Greg dostał się w szpony niedźwiedzia, w lesie, nieopodal naszego domu. Słyszę jego wołanie o pomoc. Otrzymał rany, krwawi i woła mnie z całej siły. Czy jako ojciec, zanim cokolwiek uczynię, analizuję jakość jego wiary? Czy zadaję sobie pytanie: „Jestem ciekaw, czy Greg wierzy, że go wysłucham? Czy ma dostateczną wiarę we mnie ufność, że przyjdę mu z pomocą?” Po tysiąc kroć nie! Biegnę na ratunek memu dziecku bez żadnych dywagacji. Wiara nie wchodzi tu zupełnie w rachubę, ponieważ motywacją moją jest ojcowska miłość do rannego dziecka. Jego wiara jest w tym momencie bez znaczenia. Nie ma to związku z niczym, co on robi. W grę wchodzi wyłącznie moja miłość do niego. Jakiż ziemski ojciec zostawiłby na pastwę losu swoje zranione i krwawiące dziecko w ostępach leśnych, tylko dlatego, że dziecko to nie wyraziło określonego rodzaju wiary w niego? Bóg przecież nigdy nie dopuści, aby chociaż jedno z jego dzieci miało cierpieć w pojedynkę. Nigdy nie zatka Swoich uszu na ich wołanie, tylko dlatego, że mają słabą wiarę w Niego. Moja wiara, twoja wiara, wszelka wiara musi opierać się na łaskawości i troskliwości naszego Niebiańskiego Ojca. Mamy rozkaz, aby chlubić się miłością i wieczną dobrocią naszego Ojca. „Lecz kto chce się chlubić, niech się chlubi tym, że jest rozumny i wie o mnie, iż Ja, Pan, czynię miłosierdzie, prawo i sprawiedliwość na ziemi, gdyż w nich mam upodobanie.” (Jer.9,23)

Bóg bardzo miłuje Swoje dzieci, słyszy dźwięk ich słów, zanim one jeszcze wołają, niczym matka, która zawczasu przewiduje płacz swojego niemowlęcia. On mnie miłuje i przychodzi mi z pomocą, gdy mam słabą wiarę, gdy niczym nie zasługuję na jakąkolwiek odpowiedź a dzieje się tak ze względu na jego czułość i dobroć. „Miłosierny i łaskawy jest Pan, cierpliwy i pełen dobroci. Nie prawuje się ustawicznie, nie gniewa się na wieki” (Ps.103,8-9). Wielki pokój niczym powódź zalał moje życie, od kiedy uzmysłowiłem sobie, że Bóg mnie miłuje. Zatem tym bardziej będzie mi śpieszyć z pomocą i zrobi, co należy w każdej okoliczności mojego życia. Bez względu na to, czy mam słabą wiarę, czy nie, ciągle mnie miłuje i nic nie może powstrzymać tej miłości.

Lekcja druga. Poprawne wyznanie nie jest żadną rękojmią odpowiedzi; z kolei sama niepoprawna formuła wyznania nie musi wcale powstrzymać Bożej odpowiedzi! Żona Hioba złożyła najgorsze wyznanie w historii świata. Powiedziała do niego: „Złorzecz Bogu i umrzyj!” Jednak mimo tego stały się jej udziałem dokładnie te same błogosławieństwa, które spłynęły na jej wiernego małżonka. Jeden z teologów zadał następujące pytanie: „Dlaczego Bóg nie zabrał Hiobowi żony, skoro zabrał mu wszystko inne?” Weź do ręki dowolny komentarz, a natrafisz na ten sam rodzaj pogardy dla żony Hioba. Ale niedawno zrewidowałem „na plus” swoje nastawienie do tej cierpiącej kobiety. Myślę, że dotychczas byliśmy dla niej za surowi. Bo przecież, dla tych dziesięciorga dzieci, co zginęły, była rodzoną matką. Nic więc dziwnego, że zachwiała się w wierze. Diabeł nie przypuścił ataku bezpośrednio na nią; jednak ucierpiała tyle samo, co Hiob, albo i więcej. Kobieta z reguły mocniej przeżywa od mężczyzny śmierć dzieci. Dodatkowym bólem napawał ją widok męża, który powoli umierał wskutek słoniowacizny, choroby nieuleczalnej. Żona Hioba roniła potoki łez nad dziesięcioma trumnami, wszystkie ustawione w jednym rzędzie. Nadzieje na wnuki rozwiane. Wspólne wakacje z całą rodziną – sprawą przeszłości. Z całej rodziny pozostał tylko Hiob, i on też umiera. Słoniowacizną określa się chorobę, która powoduje wysoką gorączkę, powoduje zapalenie i opuchliznę wskutek wrzodów i zrakowaceń; pokrywając skórę sękowatą strukturą podobną do kory drzewnej, co wyglądem przypomina skórę słonia. Choroba stopniowo przechodzi w coraz dalsze fazy, atakując organa rozrodcze. Oznaczało to, że Hiob nie mógł mieć więcej dzieci w takim stanie. Jego żona nie miała nawet żadnych widoków na założenie nowej rodziny. Co za rozpacz musiała ją ogarnąć. Jestem pewien, że straciła jakąkolwiek nadzieję. Musiała być wściekła na Boga. Nie usprawiedliwiam tego, co powiedziała i myślę, że jest to przykre, iż nie zdała się na Bożą miłość i nie uchwyciła się swej wiary. Ale mogę zrozumieć ten rodzaj smutku i bólu, jaki ją tak mocno oszołomił. Mogę zrozumieć, że w swoim ludzkim smutku nie mogła ogarnąć tego, co się w jej życiu wydarzyło. W jej świadomości krążyło widmo totalnej straty. Doszła do wniosku, że nie ma niczego, dla czego mogłaby żyć. I dlatego zasugerowała Hiobowi, aby popełnił samobójstwo i wyparł się wiary w Boga. Czy Bóg uniósł się zawiścią na nią? A gdy problemy ustąpiły, a Hiob wrócił do zdrowia, czy Bóg wypomniał jej złe wyznanie? Czy Bóg odmówił jej błogosławieństwa tylko dlatego, że dała ujście bardzo ludzkiemu strachowi? Nie! Bóg pobłogosławił tę niewiastę! Myślę, że Bóg ją rozumiał. Wiedział, że w gruncie rzeczy nie miała na myśli tego, co powiedziała! Przejrzał na wylot jej „kruche ulepienie”, dostrzegł płacz jej serca i pobłogosławił ją wbrew jej postawie. „Jeżeli będziesz zważał na winy, Panie, Panie, któż się ostoi? Lecz u Ciebie jest odpuszczenie aby się Ciebie bano” (Ps.130,3-4) „Nie postępuje z nami według grzechów naszych ani odpłaca nam według win naszych. Jak się lituje ojciec nad dziećmi, tak się lituje Pan nad tymi którzy się go boją” (Ps.103.10.13) „Słyszeliście o wytrwałości Hioba i oglądaliście zakończenie, które zgotował Pan, bo wielce litościwy i miłosierny jest Pan” (Jak.5.11) „Bo ocali biedaka, który woła o ratunek, i ubogiego, który nie ma pomocy” (Ps.72.12) Nie czuj się potępiony przez to, co wypowiedziałeś w porywie lub strachu. Służymy takiemu Ojcu, który przebacza i puszcza w niepamięć wszelkie zwątpienie i słowo lęku, które zostało wypowiedziane w rozpaczy. Bądź szczery przed Bogiem. Jak żona Hioba. Nie udawaj. Jeśli nie możesz zrozumieć, dlaczego nie otrzymujesz odpowiedzi na swoje modlitwy albo dlaczego musisz cierpieć – jeśli twoje serce pełne jest pytań, obaw i zamętu, powiedz to Bogu! Wylej swoje najskrytsze uczucia, negatywne lub pozytywne. Nasz Ojciec pozwoli ci wyżalić się, cierpliwie wysłucha twoich skarg i obaw, i ani razu nie potępi cię za to. W sumie potrzebujesz zwrócić się do Niego i powiedzieć: „Teraz Panie, uzdrów mnie od niewiary. Usuń obawy i zamęt. Objaw mi Swoją miłość, skoro potrzebuję jej tak bardzo. Pomóż mi ugiąć się.” Bóg, któremu służę, nie jest mściwy.

Lekcja trzecia. Jeżeli wyznałeś i zaniechałeś swoich grzechów, nie mogą one dłużej hamować Bożego dzieła w twoim życiu. Co chwilę słyszę: „Masz grzech w swoim życiu, dlatego Bóg stroni od ciebie”. Co za pomysłowe narzędzie szatańskie, aby trzymać Boży lud w strachu i niewoli! Rzecz zdumiewająca, całe rzesze szczerych dzieci Bożych utwierdziły się w przekonaniu, że Bóg albo rozsierdził się na nie, stroniąc od nich, albo przynajmniej zwleka z odpowiedziami na modlitwę – z powodu grzechu. Czy Biblia nie mówi: „Wasze grzechy oddzieliły was od Boga i sprawiły, że ukrył On swoje oblicze przed wami?” Istotnie mówi! W Starym Testamencie, pod Krzyżem, przed przelaniem krwi Chrystusowej dla zgładzenia wszystkich grzechów świata, za darmo. Jak Bóg może ukrywać się z powodów grzechów już odkupionych krwią Jego własnego Syna? A jeśli ktoś grzeszy, Chrystus, obrońca przebaczy wszystkie te grzechy i oczyści od wszelkiej nieprawości. Jeśli prawdziwie wyznałeś dotychczasowe grzechy, są one przebaczone, pod przykryciem krwi i już dłużej nie obciążają twojego konta! Dla chrześcijanina, którego grzechy są wymazane, zwłoka w odpowiedzi, cierpienie, testy, próby są wynikiem karcenia w miłości, a nie grzechu. Biblia mówi: „Kto żałuje swojej rózgi, nienawidzi swojego syna, lecz kto go kocha, karci go zawczasu” (Przyp.13,24). „I zapomnieliście o napomnieniu, które się zwraca do was jak do synów: Synu mój nie lekceważ karania Pańskiego ani nie upadaj na duchu, gdy On cię doświadcza; bo kogo Pan miłuje, tego karze; chłoszcze każdego syna, którego przyjmuje.” „Jeśli znosicie karanie, to Bóg obchodzi się z wami jak z synami, bo gdzie jest syn, którego by ojciec nie karał? A jeśli jesteście bez karania, które jest udziałem wszystkich, tedy jesteście dziećmi nieprawymi, a nie synami.” „Ponadto szanowaliśmy naszych ojców według ciała, chociaż nas karali, czy nie daleko więcej winniśmy poddać się Ojcu duchów, aby żyć? Tamci bowiem karcili nas według swego uznania na krótki czas, ten zaś czyni to dla naszego dobra, abyśmy mogli uczestniczyć w jego świętości. Żadne karanie nie wydaje się chwilowo przyjemne, lecz bolesne, później jednak wydaje błogi owoc sprawiedliwości tym, którzy przez nie zostali wyćwiczeni.” „Dlatego opadłe ręce i omdlałe kolana znowu wyprostujcie…” (Hebr. 12,5-12). Słyszę, jak dzisiaj ludzie powiadają: „Tak, Pan karze i koryguje. Ale nie za pomocą cierpienia i bólu. Bóg nie zrobiłby tego. Prawdziwa wiara nie dopuszcza czegoś takiego.” Prawda jest następująca, mój przyjacielu, przez całą historię do dnia dzisiejszego, pobożni ludzie cierpią i obecnie też cierpią. Kto temu zaprzecza, zaprzecza prawdzie. Paweł informuje nas o cierpieniu pierwotnych chrześcijan. Czy przypiszemy im brak wiary? Prawdą jest, że niektórzy z najbardziej świętobliwych ludzi dzisiaj żyjących cierpią wskutek raka, wrzodów, reumatyzmu, problemów z sercem, itd. itd. Cierpnie mi skóra na plecach, gdy słyszę co niektórzy powiadają: „Nie trzeba chorować. Winna jest temu słaba wiara.” Żaden ze świętych, którzy cierpieli, nie zamieniłby się miejscami z tymi, co nie cierpieli. Jakiż wzrost i jaka głębia miłości Bożej odkrytej na świeżo, prawdziwych wartości i przestawionych priorytetów – a wszystko dzięki cierpieniu. Ci, którzy nie cierpieli z Chrystusem są płytcy, skoncentrowani na sobie, brakuje im tego rodzaju czułości, która wypływa ze spotkania Pana w rozżarzonym piecu doświadczeń. Ludzi, którzy nigdy nie cierpieli, cechuje także niecierpliwy rodzaj arogancji. Kiedyś broniłem się przed przyjęciem określenia: „wybrani, aby cierpieć”. Byłem przerażony myślą, że Bóg dopuszcza, aby niektórzy cierpieli więcej niż inni, aby doprowadzić ich do głębszej znajomości Siebie. Ale później przyjrzałem się tym, co cierpią – i często są oni najwierniejsi, najufniejsi i najczulsi spośród Bożych dzieci! Prawdziwie są naczyniami wybranymi. Wiem, że niektórzy zgorszą się tym, co przed chwilą powiedziałem. A to dlatego, że daleko zboczyli od realiów Ewangelii Chrystusa. Jesteśmy tak zepsuci, tak zadufani w sobie, że zapominamy, że jesteśmy powołani przez Chrystusa do oddzielenia, prób, doświadczeń, tak – a nawet cierpienia. Dowód? Ależ owszem! Wiele dowodów! „Lecz Pan rzekł do niego: Idź, albowiem mąż ten jest moim narzędziem wybranym, aby zaniósł imię moje przed pogan i królów, i synów Izraela, Ja sam bowiem pokażę mu, ile musi wycierpieć dla imienia mego.” (Dz.9,15-16). „Przez wiarę Mojżesz, kiedy dorósł, nie zgodził się, by go zwano synem córki faraona. I wolał raczej znosić ucisk wespół z ludem Bożym, aniżeli zażywać przemijającej rozkoszy grzechu…” (Hebr.11,24-25). „Gdyż wam dla Chrystusa zostało darowane to, że możecie nie tylko w niego wierzyć, ale i dla niego cierpieć…” (Flp.1,29).

Zakończenie

1. Jeśli nie możesz ofiarować Bogu doskonałej wiary, ofiaruj Mu doskonałą miłość. „Doskonała miłość usuwa bojaźń”. Nie doskonała wiara – ale doskonała miłość. Doskonała miłość jest odpocznieniem, jakie Bóg ma dla swojego ludu. On chce, abyśmy odpoczęli w Jego miłości, ufając, że przyjdzie nam zawsze z pomocą niczym ojciec zranionemu dziecku – wbrew naszej nieadekwatnej wierze. Przestań szacować i stopniować swoją wiarę. Przerwij próby sprowadzenia wiary do kategorii matematycznej. Biblia mówi: „Teraz więc pozostaje wiara, nadzieja, miłość, te trzy. Lecz z nich największa jest miłość. Dążcie do miłości…” (1Kor.13.13;14,1). Jeśli zamierzasz w czymś się „specjalizować” – wybierz miłość. Biblia mówi: „Wiara jest czynna w miłości”. Bez miłości, wszelka wiara nie ma sensu.

2. Jeśli Bóg nie wysłuchał niektórych naszych modlitw, możesz być zupełnie pewien, że ma jakiś istotny wieczny powód, by tak postąpić. Wszystko sprowadza się do tego: Bóg ma wszelką moc i może czynić wszystko. Nic nie jest niemożliwe dla Niego. Obiecał dać odpowiedź na każdą modlitwę w imieniu Chrystusa. Musimy zatem prosić w niezachwianej pewności wiary – spodziewając się odpowiedzi. Ale w razie, gdy Bóg będzie zwlekał albo wybierze inne rozwiązanie dla nas, „musi” wówczas mieć jakiś niezwykle ważki powód po temu. I musimy wierzyć, że to, co Bóg dopuszcza w naszym życiu – w ostatecznym rozrachunku – obróci się ku naszemu dobru. „A wiemy, że Bóg współdziała we wszystkim ku dobremu z tymi, którzy Boga miłują, to jest z tymi, którzy według postanowienia jego są powołani.” (Rzym.8,28). Nasz Niebiański Ojciec wie dokładnie, w którym kierunku podążamy, czego potrzebujemy i da nam to, co najlepsze – we właściwym czasie przez Ducha Świętego. „Jeśli tedy wy, będąc złymi, potraficie dawać dobre dary dzieciom swoim, o ileż więcej Ojciec wasz, który jest w niebie, da dobre rzeczy tym, którzy go proszą.” (Mat.7,11). „Kto mieszka pod osłoną Najwyższego, kto przebywa w cieniu Wszechmogącego, ten mówi do Pana: Ucieczko moja i twierdzo moja, Boże mój, któremu ufam. Bo On wybawi cię z sidła ptasznika i od zgubnej zarazy. Piórami swymi okryje cię. I pod skrzydłami Jego znajdziesz schronienie. Wierność Jego jest tarczą i puklerzem. Nie ulękniesz się strachu nocnego ani strzały lecącej za dnia, ani zarazy, która grasuje w ciemności, ani moru, który poraża w południe. Ponieważ mnie umiłował, wyratuję go, wywyższę go, bo zna imię moje. Wzywać mnie będzie, a Ja go wysłucham. Będę z nim w niedoli. Wyrwę go i czcią obdarzę. Długim życiem nasycę go i ukażę mu zbawienie moje.” (Ps.91,1-6,14-16).

Dawid Wilkerson

© użyte za zgodą red. czasopisma Chrześcijanin przez Czytelnię dla Chrześcijan