Żenujący spektakl zamiast merytorycznej debaty
Od kilku miesięcy jesteśmy świadkami dość żałosnego przedstawienia toczącego się wokół zagadnienia gender. Z jednej strony rzymskokatoliccy duchowni, zwłaszcza biskupi, wspierani przez prawicowych polityków i publicystów próbują wzbudzać panikę twierdząc, że – jak mówią – ideologia gender to największe nieszczęście naszych czasów, prawdziwa przyczyna przypadków pedofilii wśród księży i śmiertelne zagrożenie dla naszej cywilizacji. Ich zdaniem to kolejna wersja marksizmu zmieniająca całe społeczeństwa w „burdele” (jak raczył się wyrazić ks. prof. Oko), mężczyzn przerabiających na kobiety, kobiety na mężczyzn, a płeć czyniąc kwestią wolnego wyboru. Podstępnie sączona niewinnym dzieciom nakazuje chłopcom nosić sukienki, dziewczynkom spodnie i uczy je technik przedszkolnej masturbacji. Zwolennicy zaś krytykowanych idei zarzekają się, że rzeczona ideologia gender w ogóle nie istnieje – są bowiem tylko całkowicie neutralne naukowe badania nad płcią, oraz godne przecież szacunku dążenie do równości, walka z dyskryminacją i nic więcej. Resztę wymyślili sobie biskupi chcący tak ukryć problem pedofilii w Kościele. Ostatecznie dyskusja i to po obu – co warte podkreślenia – stronach sporu sprowadza się do emocjonalnej wymiany inwektyw i niskich chwytów erystycznych o zerowej wartości merytorycznej. A szkoda, bo sprawa jest bardzo ważna i zasługuje na zdrową dyskusję opartą na zasadach logiki i wzajemnego szacunku. Niestety w wyniku takiego przebiegu sporu większość ludzi nie wie w czym w ogóle rzecz i czuje się nim skonsternowana nie rozumiejąc jego sensu czy nawet przedmiotu, uznając go za zupełnie zbędny i sztucznie wywołany. Wystarczy zapytać o to większości spośród wiernych Kościoła rzymskokatolickiego, którzy wysłuchali listu biskupów w rzeczonej sprawie. Duża część nie zrozumiała o co chodzi i dlaczego im o tym się mówi i to w czasie mszy. Jeżeli ktoś chce się coś dowiedzieć więcej na ten temat z prasy, to na ogół zamiast rzeczowych informacji znajdzie gotowe schematy skrojone na jeden z wyżej wymienionych sposobów – zależnie od tytułu. Rzadkim wyjątkiem jest na przykład artykuł Magdaleny Nowickiej w marcowym numerze Wiedzy i Życie podający kilka cennych informacji na ten temat i z dystansem do obu stron analizujący przedmiot i przebieg sporu. W miarę rzetelnie też opracowane jest hasło w Wikipedii gender studies. Autor sam korzystając z tych tekstów poleca je również czytelnikom chcącym się cokolwiek dowiedzieć na ten temat, który sam poruszał już w podobnym artykule w baptystycznym miesięczniku Słowo Prawdy nr 4-5/14.
Początki koncepcji
Gender to pojęcie wywodzące się z gramatyki, gdzie w angielskim oznacza po prostu rodzaj. Ten ma oczywiście coś wspólnego z płcią, ale w dużym stopniu posiada przecież charakter konwencjonalny. W różnych językach wyodrębnia się jego formy w odmienny sposób, rozmaicie też klasyfikuje poszczególne wyrazy. Są również takie jak chiński, węgierski czy fiński, gdzie w ogóle nie ma takiej kategorii. W przeciwieństwie więc do płci, jest on częścią kultury, bo różnie jest definiowany przez ludzi posługujących się odmiennymi językami będącymi wszak jej przejawami. Termin ten po raz pierwszy w psychologicznym, nie językowym sensie użył w latach pięćdziesiątych XX wieku amerykański psycholog i seksuolog John Money. Zajmował się on bowiem osobami dotkniętymi obojnactwem pragnąc nim nazwać bardziej subtelny niż czysto biologiczny aspekt płciowości, ten związany raczej z kulturą, z którym identyfikowały się poszczególne osoby przez niego badane, pod względem biologicznym łączące – jako hermafrodyty – cechy obu płci. W szerszym sensie, bliższym jego użyciu w omawianej koncepcji termin ten zastosował po raz pierwszy Richard Stoller w 1968 roku, autor książki Sex and gender. Odróżnił w ten sposób płeć biologiczną (sex) od kulturowej (gender), czyli to co jest bezpośrednio powiązane z anatomią i fizjologią, od wszystkiego, co się z tym łączy: ceche psychiczne i funkcje pełnione w rodzinie i społeczności. Czy takie coś istnieje? Pewnie tak, u ludów pierwotnych rola kobiety jest znacząca, bo tam one zaopatrują innych w pokarm – najczęściej zbierane przez nie właśnie korzonki, owoce, nasiona, grzyby, drobne zwierzęta czy jaja. W starożytnym Egipcie czy u celtyckich Gallów z terenów dzisiejszych Francji kobiety miały też posiadały spore wpływy, kiedy u antycznych Greków i Rzymian dużo mniejsze, w Atenach zaś praktycznie żadne. Zależne też od epoki i kultury jest to, co uznaje się za strój jednej czy drugiej płci, kiedyś strojem męskim było coś, co dzisiaj nazwalibyśmy spódnica czy suknią, czego reliktem jest szkocki kielt czy sutanna. Az po wiek XVII powszechne było przekonanie, że kobiety to seksomaniaczki czyhające na mężczyzn. Wiek XVIII odwrócił ten schemat, a XIX uznał, że kobiety są z natury aseksualne. Widzimy zatem definicja i rola obu płci podlega kulturowym i historycznym uwarunkowaniom, nie jest więc częścią li tylko natury. Tak właśnie zdefiniowaną płeć kulturową bada się w ramach tzw. gender studies.
Gender studies
Kierunek ten rozwinął się w II połowie XX wieku, kiedy w naukach humanistycznych i społecznych panował strukturalizm traktujący kulturę na sposób języka, a styl patrzenia na społeczeństwo kształtowany był przez tzw. standardowy model nauk społecznych. Na początku XX wieku mówiono o różnych rasach, potem raczej o kulturach, wcześniej człowiek walcząc ze swymi słabościami narzekał na swoich przodków, potem na wychowanie. W psychologii, socjologii, antropologii i w bliskich im działach filozofii zaczęto mówić o znaczeniu kultury powracając tak do XVIII – wiecznych wyobrażeń. Kultura – w tym ujęciu – niemal od podstaw kształtuje nas czyniąc niejako swoimi więźniami, a jej zasady traktujemy jako oczywiste, choć często są one arbitralne i szkodliwe. W tym kontekście pojawiają się gender studies jako próba opisania natury tego wpływu, ale też przeciwstawienia się mu. To, że” „chłopaki nie płaczą”, „dziewczynki są grzeczne”, „głową domu jest mężczyzna”, a „kobieta ma wychowywać dzieci i słuchać męża”, który „ma robić karierę”, być „władczy i odważny” jest dziełem – w panującej wtedy perspektywie badawczej – wyłącznie kultury. Ta zaś prowadzi do zniewolenia kobiet i dzieci, ale też nakłada na mężczyzn trudne do spełnienia oczekiwania. Ale też można i należy ją zmienić. Na gruncie wyżej wymienionych nauk prowadzi się zatem badania nad sposobami działania owych kulturowych schematów w społeczeństwie i metodami przeciwdziałania im, by ulżyć tak uciskanym ludziom płci obojga. Gender studies to zatem więcej niż zwykła nauka, a raczej sposób zmiany społeczeństwa.
Feministyczne jądro i postmodernistyczny sos
Oczywiście tak zdefiniowane gender studies są ściśle związane z feminizmem – powiedzmy że sympatia do niego i tej dziedziny badań są ze sobą skorelowane, jak ktoś ceni feminizm to ze sporem prawdopodobieństwem (nie 100%-owym jednak) będzie też uważał tę dziedzinę nauki za ważną, niechęć do nurtu zaś łączy się z odrzuceniem tej dyscypliny badawczej. Wątki w duchu gender studies – choć bez użycia tego terminu – w feminizmie pojawiają się już u jego XV-wiecznej prekursorki Cristine de Pisan, są obecne też u jego przedstawicielki w dobie rewolucji francuskiej – Mary Wallstencraft. Na pewno głosi je też Simonne de Beauvoir. Od początku zatem obecne są twierdzenia, że dominacja mężczyzn nad kobietami jest wytworem degradującej człowieka kultury. Trzeba zatem ją zmienić, a nie można tego zrobić wierząc, że różnice między płciami są naturalne i wrodzone. Feminizm pozostaje bowiem pewną formą lewicy, czyli poglądu, który mówi, że człowiek z natury jest dobry, dlatego można i należy zreformować świat usuwając psującą go kulturę. Nie można jednak wbrew prawicowym publicystom i biskupom wiązać go z marksizmem, choć da się mówić tu o wpływie Fryderyka Engelsa, który jako pierwszy porównał wyzysk klasowy do wyzysku kobiet przez mężczyzn. Ale to przecież nie sedno tej koncepcji, a w pełni ukształtowała się ona na dopiero gruncie postmodernizmu.
Jeden z jego klasyków Michel Foucault twierdził, że wiedza to władza, a nauka mówiąca o naturze ludzkiej w której mężczyzna jest agresywny i dominujący, a kobieta uległa i uczuciowa służy tej władzy. Jacques Derrida nauczał, że pojęcia trzeba dekonstruować, bo są wewnętrznie sprzeczne, dotyczy to też męskości i kobiecości. Postmoderniści mówią także często o Innym, czyli o czymś, co nie pasuje do schematu panującego w społeczeństwie. Może to być osoba hermafrodytyczna, czyli obojnaka, mająca narządy męskie i żeńskie, transseksualna, która własną płeć definiuje w sprzeczności do zewnętrznej, lub transgenderowa (transwestytyczna) czyli taka która ubiera się wygląda jak osoby płci przeciwnej, w końcu homoseksualna negująca schematy pożądania ograniczonego tylko do płci przeciwnej. Te przypadki spychane są na margines przez opresyjne społeczeństwo. nauka w postmodernizmie nie ma opisywać obiektywnej prawdy, skoro samo jej pojęcie jest wyłącznie narzędziem przemocy! Gender studies wraz z bliskim im queer studies zatem nie przejmują się prawdą obiektywną tylko wyzwalają uciskanych przez patriarchalny aparat przemocy. Wspomniane queer studies to wszak próba analizy ideałów opartych na relacjach heteroseksualnych, z perspektywy których oceniane są zachowania osób homoseksualnych, by pomóc im się z owych heteronormatywnych – jak mówią – zasad społecznych wyzwolić.
Trzy fronty sporu o koncepcję gender
Nie należy jednak sądzić, że koncepcja ta jest przyjmowana powszechnie. Spór jej zwolenników z katolickim klerem to przejaw tylko jednej dyskusji dotyczącej statusu teorii gender: czy jest nauką czy ideologią. Są jednak jeszcze dwa inne. Przyjrzyjmy się wszystkim trzem.
-Nauka czy ideologia? Feminizm vs konserwatyzm
Tak zdefiniowane gender studies budzą sceptycyzm konserwatystów uznających wszak, że społeczeństwo może funkcjonować w oparciu o zasady dane przez Boga lub przez powsciągającą ludzkie skłonności do zła cywilizację. Wskazują oni na ideowe: lewicowe i feministyczne podglebie tej koncepcji i sprzeczne z klasycznym rozumieniem nauki a obecne w gender studies ideały postmodernizmu nazywając je wprost ideologią. Jakkolwiek jest to daleko idące i nieco złośliwe uproszczenie, to jednak trudno nie przyznać, że elementy ideologiczne w gender studies są oczywiście obecne. I nie jest to nauka w sensie czystego poznawania świata, ale próba jego zmiany w oparciu o pewne przesłanki ideowe. Inną sprawą jednak jest ich ocena.
– Geny czy kultura? Standard nauk społecznych vs psychologia ewolucyjna
Najostrzejszy jednak atak na gender studies na gruncie dyskusji stricte naukowej wychodzi nie ze strony politycznego czy obyczajowego konserwatyzmu, ale psychologii ewolucyjnej. Ta odrzuca wszak dominujący w naukach społecznych nakaz wyjaśniania rozmaitych zjawisk działaniem kultury. Głosi bowiem, że zachowanie w dużym zakresie zdeterminowane jest przez ukształtowane w procesie ewolucji człowieka geny. W epoce lodowcowej wszak mężczyzna silny i agresywny, potrafiący upolować mamuta spłodził więcej dzieci niż tchórz i maminsynek, dlatego męskie geny do dziś dają takie cechy jak siła, dominacja, agresja, rywalizacja, pociąg do wielu partnerek. Kobieta zaś która nie troszczyła się o dziecko nie przekazywała genów, bo to umierało, dlatego dobór wśród nich premiował troskliwość i opiekuńczość. Przeprowadzane przez ewolucjonistów badania wskazują, że chłopcy od niemowlęctwa (gdy wpływ kulturowy jest za krótki, by dał efekty!) wolą samochodziki, a dziewczynki lalki, we wszystkich społeczeństwach większość inżynierów to mężczyźni a pielęgniarek kobiety. Różnice między płciami mają zatem biologiczne podłoże, choć to kwestia statystyki, bo ludzie obojga płci są przecież rozmaici. Ale bywają i badania zgodne z koncepcją gender: kobiety rozwiązują zadania matematyczne dobrze, gdy nie wiedzą, że badają one związek zdolności do nich z płcią, gdy im się to mówi, pod wpływem stresu związanego ze stereotypem mylą się. Ilustrują one zatem siłę działania kultury.
– Płeć czy konkretne płcie? Gender studies vs men studies and women studies
Pojawia się też czasem zarzut że badanie gender jest zbyt ogólne i nijakie, warto badać raczej funkcjonowanie konkretnie mężczyzn oraz kobiet; co bycie mężczyzną i kobietą oznacza w życiu i jak to funkcjonuje. Gender studies miałyby być zastąpione men studies and women studies.
Czy koncepcja ta jest szkodliwa?
Na paradoks zakrawa to, że ten sam fakt, który może świadczyć przeciwko jej szkodliwości, wskazuje też na jej nieprawdziwość! W krajach bowiem, gdzie panuje równouprawnienie płci jak Szwecja czy Norwegia wspominana różnica między wyborem zawodu przez mężczyzn i kobiety jest wyraźniejsza niż w krajach, gdzie jest nieobecna! Gdy kobiety mają swobodę wyboru, będą stanowiły 90% pielęgniarek – inżynierami w 90 % zostaną mężczyźni. Tak właśnie jest w Skandynawii, a jest to wskaźnik najwyższy w świecie. Teoria ta zatem nie zamienia kobiet w mężczyzn, ale tym samym pokazuje swoje słabe ugruntowanie w faktach.
Biblijny punkt widzenia
Co ma sądzić o tym chrześcijanin? Powinien wierzyć, że płeć jest częścią Bożego planu. Bóg stworzył człowieka jako mężczyznę i kobietę. Kobieta jest ciałem z ciała mężczyzny i kością z kości. Ale ma być odpowiednią pomocą dla niego. Oboje stanowią obraz Boży. Upadek spowodował dominację mężczyzny nad kobietą – w Chrystusie już nie ma mężczyzny ani kobiety. To wszak nie znaczy, że płeć została zniesiona, ale że żadna nie jest bliżej Boga. Mąż jednak pozostaje wciąż głową żony, tak jak Ojciec Chrystusa, a ten zaś Kościoła – ma za żonę oddać życie jak Pan za swój Kościół. Tak jak Chrystus będąc równy w boskości Ojcu nie przestaje być Synem, tak mężczyzna i kobieta będąc ludźmi nie przestają być sobą i uzupełniają się. Nie miałyby te nauki biblijne sensu, gdyby różnice między płciami sprowadzić do kultury – one są dane przez Boga. Tu zatem zgody z gender studies być nie może i chrześcijanin musi pozostać sceptyczny wobec ich pomysłu zbawiania świata. Zauważmy jednak, że Biblia bardzo ogólnie opisuje istotę różnic między płciami. Nie określa przecież szczegółowo cech i funkcji żadnej z płci, zostawiając to domyślnie kulturze. Chrześcijaństwo w antyku raczej wyróżniało się pozytywnym stosunkiem do kobiet i wtedy było przejawem raczej lewicy społecznej, o czym dziś się czasem zapomina. Chrześcijańscy genderyści – których nie brakuje – widzą wręcz w Jezusie prekursora tego nurtu, wystarczy przypomnieć sobie o jego rozmowie z Samarytanką, relacjach z Marią i Martą, Marią Magdaleną, której jako pierwszej pokazał się po zmartwychwstaniu, czy stosunkowo łagodnym stosunku do prostytutek i cudzołożnic. Bardziej dwuznaczny jest apostoł Paweł, w którym jedni też widzą genderystę (w Chrystusie nie mężczyzny i kobiety) a innni antyfeministę (kobiecie uczyć nie pozwalam). Oczywiście jest to anachronizm, nie można w tekst biblijny wczytywać obecnych koncepcji i sporów. Na pewno jednak chrześcijanin powinien zająć odrębne stanowisko w tym sporze kierując się ogólnymi zasadami zawartymi w Biblii dotyczącymi znaczenia płci.
Warto by naśladowca Chrystusa z jednej strony uznawał realność płci kulturowej i popierał zmianę krzywdzących stereotypów odnośnie ról płciowych, ale tak by – z drugiej strony – nie wykroczył poza wyraźnie określone ramy biblijne. To mężczyzna jest głową podległej mu kobiety, za którą ma oddać życie, a nie odwrotnie – wbrew koncepcjom o gender. Chrześcijanie obojga płci powinni być zorientowani na dobro współmałżonka i Kościoła, a nie egoistycznie rozumianą samorealizację, tak wbrew ideologii gender jak i tradycyjnie rozumianemu patriarchatowi z bezwzględną dominacją mężczyzn nad kobietami. Biblijne stanowisko jest alternatywą zarówno wobec radykalnie rozumianego genderyzmu, zwłaszcza w wersji agresywnego feminizmu, jak i wobec motywowanemu skrajnym konserwatyzmem męskiego szowinizmu, nierzadko obecnego w środowiskach chrześcijańskich. Nie powinien zatem omówionej koncepcji się bać, choć oczywiście dobrze by zachował pewien dystans.
Dr Janusz Kucharczyk z wykształcenia filolog klasyczny i filozof, wykładowca w Wyższym Baptystycznym Seminarium Teologicznym w Warszawie, autor wielu publikacji z zakresu filozofii i je historii, apologetyki, etyki i teologii.