„Pan sam da wam znak: Oto Panna pocznie i porodzi syna i nazwie go imieniem Emanuel” (Iz 7,14 BT)
Wyznanie wiary, znane jako tzw. skład apostolski, słowami: „który się począł z Ducha Świętego, narodził się z Marii Panny” rozpoczyna całą serię stwierdzeń odnoszących się do Jezusa Chrystusa. Powyższe dwa ważne stwierdzenia mówią nam o tym, że Bóg w swojej łasce stał się człowiekiem, prawdziwym człowiekiem. Odwieczne Słowo stało się ciałem. To jest cud istnienia Jezusa Chrystusa, to zstąpienie Boga z wysokości, z góry na dół. Duch Święty i Maria Panna. Jest to tajemnica Narodzenia Pańskiego, tajemnica Jego ucieleśnienia. Nie chodzi tutaj o poczęcie w ogóle i o narodzenie w ogóle. Jest tu mowa o szczególnym poczęciu i o szczególnym narodzeniu się.
Prawdziwy Bóg i prawdziwy człowiek
Gdy rozważamy tę podstawową prawdę chrześcijańską najpierw w świetle stwierdzenia: „począł się z Ducha Świętego”, to jasnym staje się fakt, że człowiek Jezus Chrystus ma swój początek, po prostu w Bogu, to znaczy, że zawdzięcza początek (gdy chodzi o swą ziemską historię) temu, że Bóg stał się człowiekiem. Oznacza to, że Jezus Chrystus jest naprawdę człowiekiem, prawdziwym człowiekiem. Ale będąc człowiekiem jest jednocześnie Bogiem. Bóg z Nim stanowi jedno. Jego istnienie rozpoczyna się dzięki specjalnemu czynowi Boga. Jako człowiek jest On ugruntowany w Bogu. Jest prawdziwym Bogiem. Dlatego podmiotem dziejów Jezusa Chrystusa jest sam Bóg, który w Nim żyje, cierpi i działa. Bóg stał się człowiekiem.
Mamy przed sobą ludzkie dziecię, dziecię Marii Panny. Bóg daje sobie ziemski początek. Takie jest bowiem znaczenie stwierdzenia: „narodził się z Marii Panny”. Jezus Chrystus nie jest jakimś bytem pośrednim, nadczłowiekiem. Jest człowiekiem tak jak my wszyscy, człowiekiem bez zastrzeżeń. Nie tylko przypomina ludzi, On jest taki sam jak my. Jak Bóg jest podmiotem w życiu Jezusa Chrystusa, tak samo człowiek – przedmiotem. Przy czym człowiek nie staje się wcale marionetką w tym spotkaniu z Bogiem. I to właśnie tworzy doskonałą jedność prawdziwej boskości i prawdziwego człowieczeństwa.
Jakie znaczenie ma stwierdzenie: „począł się z Ducha Świętego”? To nie znaczy, że Duch Święty jest, że tak powiemy, ojcem Jezusa Chrystusa. W tym sensie człowiek Jezus Chrystus nie miał ojca. Jego ludzkie istnienie wzięło swój początek w Bogu, w Duchu Świętym. Fakt wcielenia nie ma nic wspólnego z mitami, które znajdujemy w innych religiach, gdzie jest mowa o poczęciu ludzi przez bogów. O takim poczęciu nie ma mowy w chrześcijańskim wyznaniu wiary.
Tutaj Bóg przystępuje do akcji jako Stworzyciel, a nie jako partner Marii Panny. Poczęcie, o które tutaj chodzi, nastąpiło raczej – jak powiada Karol Barth – przez ucho Marii, która usłyszała Słowo Boże. Rola mężczyzny jest tu wykluczona. Mężczyzna nie ma nic do czynienia w związku z tymi narodzinami. Człowiek bowiem nie wnosi tu żadnego wkładu przez swoje działanie czy inicjatywę. Mężczyzna jako szczególny agent ludzkiego działania i ludzkiej historii, z którym łączy się odpowiedzialność przewodzenia rodzajowi ludzkiemu, musi pozostać na uboczu, w cieniu. Z drugiej strony, człowiek nie jest całkowicie wyłączony, gdyż mamy tu Marię Pannę. Bóg nie wybrał człowieka w jego pysze i zuchwałości, ale człowieka w jego słabości i pokorze, w osobie niewiasty, która może stanąć przed Bogiem jedynie z wyznaniem: „Oto ja służebnica Pańska, niech mi się stanie według słowa twego” (Łk 1,38). Taki jest współudział człowieka w tym wydarzeniu, i tylko taki. Nie ma tutaj żadnej zasługi. To Bóg sam zwrócił uwagę na człowieka w jego słabości i pokorze, a Maria wyraziła to, co jedynie człowiek może, i powinien, wyrazić w spotkaniu z Bogiem.
Opracowanie redakcyjne
wg Dogmatyki Karola Bartha,
szwajcarskiego teologa ewangelicko-reformowanego
za zgodą / źródło: Chrześcijanin 1997/09-10