Biblia – księga na dzisiaj – Chrześcijanin i Biblia

Biblia – księga na dzisiajRozdział „Chrześcijanin i Biblia” z książki „Biblia – księga na dzisiaj”. Autor J. Stott.

Pozwólcie, że szybko powtórzę, jakie obszary dotychczas przemierzyliśmy. Zastanawialiśmy się nad „Bogiem i Biblią”, ponieważ on jest autorem, nad „Chrystusem i Biblią”, ponieważ on jest jej tematem, nad „Duchem Świętym i Biblią”, ponieważ on jest pośrednikiem jej inspiracji oraz nad „Kościołem i Biblią”, ponieważ Kościół jest na niej zbudowany i powołany do strzeżenia jej skarbów oraz rozgłaszania ich. Podsumujemy nasze rozważania za pomocą czegoś bardziej osobistego i indywidualnego – „chrześcijanin i Biblia”.

Nie waham się powiedzieć, że Biblia jest niezbędna dla zdrowia i wzrostu każdego chrześcijanina. Chrześcijanie, którzy zaniedbują Biblię, po prostu nie dojrzewają. Gdy Jezus zacytował z Piątej Mojżeszowej, iż człowiek nie żyje samym chlebem, ale Słowem Bożym, potwierdzał, że Słowo Boże jest tak samo potrzebne do zdrowia duchowego, jak pożywienie dla zdrowia ciała. Nie myślę teraz o jakimś odległym plemieniu chrześcijańskim, na którego język Biblia nie została jeszcze przetłumaczona albo o analfabetach, którzy może posiadają Biblię w swoim języku, jednak nie potrafią sami jej przeczytać. Oczywiście tacy ludzie nie są całkowicie odcięci od pożywienia Słowa Bożego, mogą bowiem nadal je przyjmować, za pomocą jednego lub dwóch środków, przez misjonarza, pastora, krewnego lub przyjaciela. Muszę jednak powiedzieć, że uważam, iż ich życie chrześcijańskie zostałoby ubogacone, gdyby mieli bezpośredni dostęp do Pisma. I dlatego właśnie dokonuje się takich heroicznych wysiłków, by przetłumaczyć Biblię na języki świata. Nie myślę o takich sytuacjach. Myślę raczej o nas samych. Posiadamy mnogość Biblii w różnych wydaniach i wersjach. Naszym problemem nie jest nieosiągalność Biblii, ale fakt, że nie korzystamy z jej dostępności. Powinniśmy codziennie ją czytać i rozmyślać nad nią, studiować ją w grupie i słuchać jej wykładu w czasie niedzielnego nabożeństwa. Inaczej nie będziemy wzrastać. Wzrastanie i dojrzewanie w Chrystusie zależy od dokładnego zapoznania się z Biblią i pełnej wiary reakcji na nią.

Pragnę postarać się odpowiedzieć na pytanie jakie może powstawać teraz w waszych umysłach: jak i dlaczego Biblia umożliwia nam wzrost? Jako ilustrację jej skuteczności jako środka łaski wybrałem historię Jezusa umywającego nogi uczniom, zapisaną w Ew. Jana 13. Gdy Pan Jezus skończył, włożył na siebie odzienie i wrócił na miejsce, natychmiast powiedział o sobie jako o ich nauczycielu: „Wy nazywacie mnie nauczycielem i Panem, i słusznie mówicie, bo jestem nim” (w. 13). Sens tego jest jasny: przez akt umycia nóg, Jezus nauczał ich pewnych prawd i lekcji, które mieli poznać. Wydaje się, że były to trzy prawdy.

a. Jezus nauczał ich o sobie

Działanie Jezusa było celowym parabolicznym przedstawieniem jego misji. Wygląda na to, że Jan jasno to zrozumiał, wprowadza bowiem to wydarzenie za pomocą następujących słów: „Jezus wiedząc, (…) że od Boga wyszedł i do Boga odchodzi, wstał od wieczerzy…” (w. 3-4). To znaczy, wiedząc o tym, udramatyzował je w działaniu. Prawdopodobnie najlepszym komentarzem będzie Filipian r. 2., który odkrywa stadia uniżenia się Jezusa zanim został wywyższony. Dlatego Jezus „wstał od wieczerzy”, tak jak wstał z niebiańskiego tronu. „Złożył szaty”, tak jak odłożył na bok swoją chwałę i wyparł się samego siebie. Potem „wziąwszy prześcieradło, przepasał się” (oznaka sługi), tak jak przez wcielenie przybrał postać sługi. Następnie zaczął „umywać nogi uczniów i wycierać prześcieradłem”, tak jak poszedł na krzyż, by zapewnić nam oczyszczenie z grzechu. Potem „przywdział szaty swoje i znów usiadł”, tak jak powrócił do swojej niebiańskiej chwały i usiadł po prawicy Ojca. Przez swoje działanie udramatyzował całą swoją ziemską służbę. Nauczał ich o sobie, kim jest, skąd przyszedł i dokąd idzie.

b. Nauczał ich o zbawieniu

Jezus powiedział do Piotra: „Jeśli cię nie umyję, nie będziesz miał udziału ze mną” (w. 8). Innymi słowy, przebaczenie grzechów jest koniecznym preludium do społeczności z Jezusem Chrystusem. Dopóki nie zostaniemy obmyci, nie możemy mieć z nim do czynienia. A jeszcze bardziej szczegółowo Jezus rozróżnił między dwoma rodzajami obmywania: kąpielą z jednej strony, a umywaniem nóg z drugiej. Apostołowie znali to społeczne rozróżnienie. Przed złożeniem wizyty w domu przyjaciela brali kąpiel. Potem, po przybyciu do domu przyjaciela, jego sługa obmywał im nogi. Nie potrzebowali następnej kąpieli, tylko umycia nóg. Wydaje się, że Jezus wykorzystał to dobrze znane kulturowe rozróżnienie, żeby nauczyć dobrze znanego rozróżnienia teologicznego: gdy przychodzimy do niego po raz pierwszy w pokucie i wierze, otrzymujemy kąpiel i jesteśmy umyci cali. Teologicznie nazywa się to „usprawiedliwieniem” albo „odrodzeniem”, a jego symbolem jest chrzest. Potem, gdy popełniamy grzech jako chrześcijanie, nie potrzebujemy następnej kąpieli (nie możemy zostać ponownie usprawiedliwieni albo ponownie ochrzczeni), ale umycia nóg, to znaczy oczyszczenia, codziennego przebaczenia. Tak więc Jezus mówi w w. 10: „Kto jest umyty cały, nie ma potrzeby myć się, chyba tylko nogi, bo czysty jest cały”.

c. Nauczał ich o swojej woli

Wiemy z ewangelii synoptycznych, że przed posiłkiem w Górnej Izbie apostołowie sprzeczali się ze sobą, kto ma zająć najlepsze miejsce. Byli tak zajęci sprawą pierwszeństwa, że usiedli do posiłku bez umycia się. Widocznie nie było służącego, który miałby obmyć im nogi, a nie przyszło im do głowy, że jeden z nich mógłby przyjąć na siebie to niskie zadanie i umyć nogi innym. Tak więc w czasie wieczerzy Jezus zrobił to, do czego nikt inny nie chciał się zniżyć. Potem gdy skończył, powiedział do nich: „Jeśli tedy Ja, Pan i Nauczyciel, umyłem nogi wasze, i wy winniście sobie nawzajem umywać nogi. Albowiem dałem wam przykład, byście i wy czynili, jak Ja wam uczyniłem. Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam: Sługa nie jest większy nad pana swego (…) Jeśli to wiecie, błogosławieni jesteście, gdy zgodnie z tym postępować będziecie” (w. 14-17). Nasz Pan uniżył się, aby usłużyć. Jego wolą jest, byśmy czynili to samo.

Takie zatem były trzy lekcje Jezusa wyciągnięte z jednego wydarzenia – pierwsza na temat jego osoby (przyszedł od Boga i szedł do Boga), druga o zbawieniu (po kąpieli usprawiedliwienia potrzebujemy tylko stałego umywania nóg) i trzecia o jego woli (musimy umywać nogi sobie nawzajem, to znaczy wyrażać miłość przez pokorną służbę). Albo mówiąc inaczej, nauczył trzech lekcji, które wymagały trzech reakcji. Oferując im objawienie samego siebie, oczekiwał ich czci. Oferując im obietnicę zbawienia, oczekiwał ich zaufania. Oferując im przykazanie wzajemnej miłości i służenia, oczekiwał ich posłuszeństwa.

Nie sądzę, że przesadą byłoby stwierdzenie, iż całe nauczanie Biblii można podzielić na trzy kategorie, wymagające tych trzech odpowiedzi. W całym Piśmie znajdujemy objawienie Boga, wymagające naszej czci, obietnice zbawienia wymagające naszej wiary i przykazania wymagające naszego posłuszeństwa. Rozpatrzywszy umywanie nóg jako jeden z przykładów, przyjrzyjmy się temu potrójnemu wzorcowi pełniej.

Objawienie Boga

Biblia jest Bożym objawieniem się, boską autobiografią. W Biblii podmiot i przedmiot są takie same, bowiem w niej Bóg mówi o Bogu. Daje się stopniowo poznać w bogatej różnorodności swojej Istoty: jako Stwórca wszechświata oraz istot ludzkich, które uczynił na swoje podobieństwo – korony stworzenia; jako żywy Bóg, który podtrzymuje i ożywia wszystko co istnieje; jako Bóg przymierza, który wybrał Abrahama, Izaaka i Jakuba oraz ich potomków jako swój szczególny naród; i jako Bóg łaskawy, nierychły do gniewu i skory do przebaczania, ale także jako Bóg sprawiedliwy, który karze bałwochwalstwo i niesprawiedliwość wśród swojego ludu oraz wśród narodów pogańskich. Potem, w Nowym Testamencie objawia siebie jako Ojca naszego Pana i Zbawiciela, Jezusa Chrystusa, którego posłał na świat, aby wziął na siebie naszą naturę, by się urodził i wzrastał, żył i nauczał, pracował i cierpiał, umarł i powstał, zajął tron i posłał Ducha Świętego; następnie jako Boga społeczności Nowego Przymierza, Kościoła; Boga, który w mocy Ducha Świętego posyła swój lud do świata jako świadków i sług; i wreszcie jako Boga, który pewnego dnia pośle Jezusa Chrystusa w mocy i chwale, by zbawił, sądził i władał; Boga, który stworzy nowy wszechświat i który w końcu będzie wszystkim dla wszystkich. To pełne majestatu objawienie Boga (Ojca, i Syna, i Ducha Świętego), które przewija się od stworzenia do spełnienia, nakłania nas do oddawania czci. Gdy dostrzegamy te przejawy Bożej wielkości, jego chwały i łaski, upadamy przed nim na twarz i składamy mu hołd naszymi ustami, sercem i życiem. Nie można czytać Biblii choćby z pewną tylko wrażliwością i nie stać się chwalcą. Słowo Boże wywołuje chwałę dla Boga.

Obietnice zbawienia

Zauważyliśmy już, że głównym celem Boga w przekazaniu nam Biblii jest „obdarzyć [nas] mądrością ku zbawieniu przez wiarę w Jezusa Chrystusa” (2Tm 3,15). Dlatego Biblia opowiada nam historię Jezusa, przepowiadając i zapowiadając go w Starym Testamencie, opisując początki jego pracy w ewangeliach i objawiając w Listach pełnię jego osoby i dzieła. A nawet więcej. Pismo nie tylko przedstawia nam Jezusa jako jedynego Zbawiciela, ale i zachęca nas, byśmy udali się do niego i zaufali mu. Obiecuje nam, że gdy to zrobimy, otrzymamy przebaczenie grzechów i dar wyzwalającego Ducha Świętego. Biblia pełna jest obietnic zbawienia. Zaręcza nowe życie w nowej społeczności tym, którzy odpowiedzą na wezwanie Jezusa Chrystusa. Jezus złożył jedną z takich obietnic Piotrowi przy umywaniu nóg, gdy powiedział do niego: „I wy czyści jesteście” (J 13,10). Umysł Piotra często musiał powracać do tej obietnicy i uwierzył jej. Nawet po tym jak zaparł się Jezusa, nie został odrzucony. Oczywiście, żeby otrzymać przebaczenie, żeby zostać ponownie posłanym, musiał pokutować. Ale nie potrzebował następnej kąpieli, skoro już został oczyszczony. Słowa Jezusa musiały upewniać jego serce i uspokajać dręczące sumienie.

Czy pamiętacie jak w „Wędrówce Pielgrzyma” po dramatycznych przeżyciach na Manowcach, Chrześcijanin i Ufny znaleźli się na terenie Zamku Zwątpienia? Jego właścicielem był olbrzym Rozpacz, który znalazł ich śpiących, gdy powinni się modlić. Wtedy, jak pisze Bunyan, „doszli do jego zamku, gdzie wrzucił ich do bardzo ciemnego, wstrętnego i śmierdzącego lochu, co bardzo zasmuciło ich ducha. Tutaj leżeli zamknięci od rana w środę do soboty wieczorem, bez okruszyny chleba i kropli wody, bez promyka światła; nikt nawet słowem ich nie zapytał, jak się czują”. Rano za namową żony, olbrzym wziął „potężną pałkę z leszczyny” i „rzucił się na nich i zbił ich tak straszliwie” – oczywiście zwątpieniem. Następnego dnia jego żona poradziła mu, „aby ich nakłonił do popełnienia samobójstwa przy pomocy noża, sznura lub trucizny”, co też olbrzym uczynił. „To znaczy, że nie mając żadnej nadziei wydobycia się stamtąd, najlepiej by zrobili, gdyby uczynili koniec swemu życiu.” Olbrzym Rozpacz zawsze szepcze swoim ofiarom o samobójstwie. Trzeciego dnia zabrał ich na dziedziniec zamku i pokazał im „kości i czaszki” ich poprzedników. „Ci – powiedział z radością – byli pielgrzymami takimi jak i wy, i podobnie jak wy znaleźli się bezprawnie na moim terytorium. Uważałem za stosowne rozszarpać ich na kawałki – i tak w ciągu dziesięciu dni, uczynię z wami. A teraz marsz z powrotem do waszej jamy!”

Przez cały dzień Chrześcijanin i Ufny leżeli tam, powiada Bunyan, „w opłakanym stanie, jak i przedtem”. Wydawało się, że nie ma możliwości ucieczki. Wtedy około północy „rozpoczęli się modlić i trwali w modlitwie prawie aż do świtu. Tuż nad ranem Chrześcijanin zaczął z ogromnym wzruszeniem tak mówić: Cóż za głupiec ze mnie, że tak leżę w cuchnącym lochu, gdy mam możliwość cieszyć się wolnością! Przecież tu, na piersi, mam klucz zwany Obietnicą, a pewien jestem, że otworzy on każdy zamek w tym gmachu Zwątpienia. Na to Ufny wykrzyknął radośnie: Co za dobra nowina! Dobry bracie, wyjmij go natychmiast i spróbuj.” Tak też uczynił i „drzwi otworzyły się z łatwością” – potem drzwi zewnętrzne, a potem żelazna brama i w ten sposób szybko umknęli. Obudzony skrzypieniem bramy olbrzym wstał, by ich ścigać, ale „dostał znowu ataku konwulsji, członki jego odmówiły mu posłuszeństwa tak, że nie mógł udać się za nimi w pościg”.

Ty także masz w zanadrzu klucz zwany Obietnicą, gdyż Bóg dał ci go w Piśmie. Czy użyłeś go już kiedyś, by uciec z Zamku Zwątpienia? Gdy Szatan nęka nasze sumienie i stara się przekonać nas, że nie ma przebaczenia dla takich grzeszników jak my, tylko pełne ufności poleganie na Bożej obietnicy dla proszącego może uwolnić nas z tej udręki. W kłopotach musimy nauczyć się spoczywać na obietnicy jego prowadzenia, w trwodze na obietnicy jego ochrony, w samotności na obietnicy jego obecności. Obietnice Boże, obietnice zbawienia, mogą strzec naszych serc i myśli.

W tym właśnie powiązaniu powinienem, sądzę, odnieść się do dwóch sakramentów ewangelicznych – Chrztu i Wieczerzy Pańskiej. Chociaż protestanci w różny sposób formułują swoje zrozumienie tych nakazów, powinniśmy przyjąć słowo z Drugiej Księgi Homilii (1571 r.), że są to „widoczne znaki, do których dołączone są obietnice”. To, że woda Chrztu oraz chleb i wino Wieczerzy Pańskiej są „zewnętrznymi i widzialnymi znakami” jest oczywiste. A w szczególności są znakami Bożej łaski, znakami, które w sposób widzialny obiecują jego oczyszczenie, przebaczenie i nowe życie tym, którzy pokutują i wierzą w Jezusa. W ten sposób wywołują i wzmacniają naszą wiarę.

Przykazania do wykonania

Powołując dla siebie naród wybrany Bóg powiedział im, jakimi chce ich mieć. Byli ludem szczególnym, toteż oczekiwał od nich szczególnego postępowania. Dlatego dał im Dziesięcioro Przykazań jako streszczenie swojej woli, co Jezus podkreślił w swoim Kazaniu na Górze, odkrywając ich niepokojące znaczenie. Sprawiedliwość jego uczniów – powiedział – musi „przewyższać” sprawiedliwość uczonych w Piśmie i faryzeuszy (Mt 5,20). Ma być „większa” w tym sensie, że będzie głębsza; będzie to sprawiedliwość serca, radosne i radykalne wewnętrzne posłuszeństwo.

W dzisiejszych czasach należy szczególnie podkreślić Boże powołanie do posłuszeństwa moralnego, ponieważ zaprzeczają temu przynajmniej dwie grupy ludzi. Pierwsza – to obrońcy tak zwanej „Nowej Moralności” albo „Etyki Sytuacyjnej” rozwiniętej w latach sześćdziesiątych. Twierdzą oni, że jedynym i absolutnym przykazaniem Bożym jest przykazanie miłości, a wszystkie inne prawa zostały zniesione i że sama miłość jest wystarczającym przewodnikiem postępowania chrześcijanina. To, co jest wyrazem miłości, twierdzą jest dobre, to co nie jest z nią zgodne, jest złe. Oczywiście prawdziwa miłość (poświęcenie się w służbie dla innych) jest podstawową cnotą chrześcijańską i należy z pewnością postępować zgodnie z jej nakazami. Niemniej jednak miłość potrzebuje wskazówek i właśnie takich wskazówek dostarczają Boże przykazania. Miłość nie znosi zakonu, ona go wypełnia (Rz 13,8-10).

Po drugie, istnieją chrześcijanie ewangeliczni, którzy interpretują, że twierdzenie Pawła „końcem zakonu jest Chrystus” (Rz 10,4) oraz „nie jesteście pod zakonem, lecz pod łaską” (Rz 6,14) oznacza, iż chrześcijanie już nie są zobligowani do posłuszeństwa wobec moralnego zakonu Bożego. Próby wykonywania go, twierdzą, to „legalizm”, który zaprzecza wolności, którą dał nam Chrystus. Jednak rozumieją oni Pawła niewłaściwie. „Legalizm”, który odrzucił Paweł to nie sam zakon Boży, lecz próba zdobycia przez posłuszeństwo Bożej przychylności i przebaczenia. Nie jest to możliwe, napisał, gdyż „z uczynków zakonu nie będzie usprawiedliwiony przed nim żaden człowiek” (Rz 3,20).

Usprawiedliwieni jednak jedynie przez łaskę Bożą, to znaczy ogłoszeni sprawiedliwymi w jego oczach dzięki darmowej i niezasłużonej przychylności przez Chrystusa, jesteśmy zobligowani zachowywać ten zakon i pragniemy to robić. Przecież Chrystus umarł za nas właśnie po to, „aby słuszne żądania zakonu, wykonały się na nas” (Rz 8,3-4), a Bóg wkłada w nasze serca Ducha, by wypisać w nich swój zakon (Jr 31,33; Ez 36,27; Ga 5,22-23).Dlatego nasza chrześcijańska wolność, to wolność do okazywania posłuszeństwa, a nie nieposłuszeństwa. Jak Jezus powtórzył kilkakrotnie, jeżeli go miłujemy, przykazań jego przestrzegać będziemy (J 14,15.21-24; 15,14). A przykazania Boże znajdujemy w Piśmie.

Tak więc w Biblii Bóg daje nam objawienie samego siebie, które prowadzi do oddawania mu czci, obietnice zbawienia, które stymulują naszą wiarę i przykazania, wyrażające jego wolę, które domagają się naszego posłuszeństwa. Taki jest sens chrześcijańskiego uczniostwa. Jego trzema zasadniczymi składnikami są cześć, wiara i posłuszeństwo. Cześć jest odpowiedzią na Boże objawienie. Jest to pełne czci zajmowanie się chwałą Bożą i, jak ujął to kiedyś William Sangster, może ono „wydezynfekować z nas egoizm”. Wiara to pełne spokoju zaufanie Bożym obietnicom. Uwalnia nas ona od huśtawki doświadczeń religijnych – w górę i w dół, w górę i w dół, niedziela wieczór, poniedziałek rano. Nic nas z tego nie może uwolnić, tylko Boże obietnice, ponieważ nasze uczucia są zmienne, natomiast Słowo Boże pozostaje zawsze stałe. Posłuszeństwo to pełne miłości oddanie się Bożej woli. Ratuje nas ono z bagna moralnego relatywizmu i stawia nasze nogi na skale absolutnych Bożych przykazań. Ponadto cześć, wiara i posłuszeństwo – trzy składowe uczniostwa – zawsze patrzą na zewnątrz. Oddając cześć zajęci jesteśmy Bożą chwałą, wierząc – jego obietnicami, okazując posłuszeństwo – jego przykazaniami. Autentyczne uczniostwo chrześcijańskie nie jest nigdy introwertyczne. Biblia jest księgą wspaniale uwalniającą. Odciąga nas od siebie samych i w zamian wprowadza nas w obsesję Boga, jego chwały, obietnic i woli. Dlatego miłowanie Boga (i miłowanie innych ze względu na niego) to wolność od tyranii naszego samolubstwa. Chrześcijanin, który jest zaabsorbowany samym sobą zaczyna być tak sparaliżowany, jak myśląca o sobie stonoga we współczesnej humorystycznej przypowieści:

Stonoga szczęśliwa wielce była,
Dopóki żaba jej nie dokuczyła
Wołając: Która stąpa to noga?
Popada w rozpacz stonoga.
Leży w rowie w rozterce.
Jak biec? – boli ją serce.
Smutny jej los.
Lecz nagle promień słońca dostrzegła
I nucąc radośnie pobiegła.
Nie myśli już o technice biegania.
Nic sobie nie robi z żabiego gadania.

Tylko promienie światła Bożego Słowa, które przyciągają nasze oczy na niego, mogą nas uwolnić od paraliżu, który przychodzi z powodu zbytniego zajmowania się sobą.

Wniosek

Istotne miejsce Biblii w życiu chrześcijańskim obnaża tragiczny stan teologii liberalnej. Podrywając ogólne zaufanie do wiarygodności Biblii, sprawia, że niemożliwe staje się chrześcijańskie uczniostwo. Pozwólcie, że wyjaśnię. Wszyscy chrześcijanie zgadzają się, że uczniostwo obejmuje cześć, wiarę i posłuszeństwo. Cześć, wiara i posłuszeństwo stanowią zasadnicze części naszego chrześcijańskiego życia. Bez nich nie możemy żyć jak chrześcijanie. A nie są one możliwe bez godnej zaufania Biblii.

Jak możemy oddawać cześć Bogu, jeżeli nie wiemy, kim jest, jaki jest albo jaki rodzaj czci sprawia mu przyjemność? Chrześcijanie nie są Ateńczykami, którzy oddają cześć nieznanemu Bogu. Musimy znać Boga, zanim będziemy mogli oddać mu cześć. A to właśnie Biblia mówi nam, jaki on jest.

I znów, jak możemy wierzyć albo ufać Bogu, jeżeli nie znamy jego obietnic? Wiara nie jest synonimem przesądu albo innym słowem na łatwowierność. Wiara to rozsądne zaufanie. Opiera się na obietnicach Bożych i na charakterze Boga, który je złożył. Bez obietnic nasza wiara usycha i umiera. A Boże obietnice znajdujemy w Biblii.

I znów, jak możemy okazywać posłuszeństwo Bogu, jeżeli nie znamy jego woli i przykazań? Posłuszeństwo chrześcijanina to nie ślepe posłuszeństwo, ale posłuszeństwo z otwartymi oczami, pełne miłości. Ponieważ Bóg dał nam przykazania w Biblii i pokazał nam, że nie są uciążliwe.

Tak więc, bez Bożego objawienia cześć jest niemożliwa; bez Bożych obietnic wiara jest niemożliwa; bez Bożych przykazań posłuszeństwo jest niemożliwe. Dlatego bez Biblii niemożliwe jest uczniostwo.

Czy zdajemy sobie sprawę z tego, jak jesteśmy błogosławieni, że mamy w rękach Biblię? Bóg łaskawie zatroszczył się o nasze uczniostwo. Objawił się nam, objawił swoje zbawienie i swoją wolę. Umożliwił nam oddawanie mu czci, ufanie mu i okazywanie mu posłuszeństwa, innymi słowy, umożliwił nam życie w świecie jako jego dzieci.

Dlatego każdego dnia powinniśmy przychodzić do Biblii z oczekiwaniem. Wielkim przekleństwem naszego czytania Biblii, gdy staje się ono tylko nudną i nużącą rutyną, jest fakt, że nie podchodzimy do niej z oczekiwaniem. Nie przychodzimy z pewnością, że Bóg może, chce i pragnie przemawiać do nas przez swoje Słowo. Musimy codziennie przychodzić do Biblii z prośbą Samuela na naszych ustach: „Mów, Panie, sługa twój słucha”. I on będzie mówił! Czasem przez swoje Słowo udzieli nam objawienia samego siebie; zobaczymy coś z jego chwały. Nasze serce zostanie głęboko poruszone, upadniemy przed nim i oddamy mu cześć. Innym razem przez swoje Słowo udzieli nam obietnicy. Przyjmiemy ją, uchwycimy się i powiemy: „Panie, nie puszczę jej, dopóki jej nie odziedziczę, dopóki nie stanie się dla mnie prawdą”. Innym razem przez Biblię da nam przykazanie. Zobaczymy potrzebę pokuty za nieposłuszeństwo. Będziemy się modlić i postanowimy, że przez jego łaskę w nadchodzących latach okażemy posłuszeństwo.

Te objawienia, obietnice i przykazania przechowywać będziemy w naszych umysłach, aż nasza chrześcijańska pamięć stanie się jak dobrze zaopatrzona spiżarnia lub szafka kuchenna. Wtedy z jej półek w chwilach potrzeby będziemy mogli brać prawdy, obietnice, przykazania, które odpowiednie będą do sytuacji w jakiej się znajdziemy. Bez tego skazujemy siebie na wieczną niedojrzałość. Jedynie wtedy, gdy rozmyślamy nad Słowem Bożym, słuchamy Boga, słyszymy jego głos i odpowiadamy mu przez oddawanie czci, wiarę i posłuszeństwo, wzrastać będziemy do dojrzałości w Chrystusie.

Za zezwoleniem wydawcy:
Instytutu Wydawniczego AGAPE
ul. Sienna 68/70, 00-825 Warszawa

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *