Na pewno znasz historię o Sodomie i Gomorze. Dwóch aniołów, pod postacią zwyczajnie ubranych ludzi, przekroczyło bramę Sodomy. Lot, kuzyn Abrahama, siedział właśnie w bramie miasta. Być może był wysoko postawionym urzędnikiem i jako jeden ze starszych miasta witał przybywających gości. Kiedy zobaczył przybyszów – pozdrowił ich, a w swoim duchu poczuł coś niezwykłego.
Gdy się dowiedział, że goście zamierzają spać na ulicy, przeraził się. Pismo mówi, że Lot był człowiekiem sprawiedliwym, ale mieszkał pośród ludzi skażonych grzechem homoseksualizmu, siejących terror w okolicy poprzez gwałty i przemoc. Z każdym dniem społeczeństwo Sodomy pogrążało się w coraz większy grzech. Wieści o powszechnym zepsuciu w tym mieście doszły aż do nieba. Wtedy Bóg posłał swoich posłańców, aby sprawdzili, co się tam dzieje.
Przerażająca gościnność
Lot zaprosił przybyszów do swojego domu na noc. Ale jeszcze zanim wszyscy położyli się spać po kolacji, przed domem pojawił się hałaśliwy tłum homoseksualistów. Otoczyli siedzibę Lota, zaczęli dobijać się do drzwi i krzyczeć: „Przyprowadź ich do nas, bo chcemy z nimi pobaraszkować!” Cóż za niesmaczna scena! Ci straszni ludzie chcieli dokonać zbiorowego gwałtu na przybyszach! Lot był zrozpaczony, zrobił więc coś niewyobrażalnego: wyszedł do nich i zaofiarował im w zamian swoje córki. Powiedział: „Zamiast tych mężczyzn weźcie sobie moje córki. Róbcie z nimi co chcecie”.
Sam jestem ojcem dwóch córek i nie jestem w stanie pochwalić czynu Lota. Nie rozumiem, jak mógł to zrobić!
Sodomici jednak usiłowali wyłamać drzwi chcąc dobrać się do gości. Aniołowie wciągnęli Lota do środka i zamknęli dom przed napastnikami. Zobaczyli już wystarczająco dużo, wiedzieli co mają zrobić. Swą nadnaturalną mocą najpierw oślepili napastników, ale ci nawet po omacku usiłowali wtargnąć do domu Lota. Nie zdawali sobie sprawy, jaka ich wkrótce czeka kara!
Potem aniołowie powiedzieli do Lota: „Dziś rano zniszczymy to miejsce. Krzyk nieprawości stał się tak głośny, że doszedł do uszu Pana. Idź, ostrzeż swoich zięciów i przygotujcie się do opuszczenia miasta. Póki tego nie zrobicie, nic się nie stanie!” Wczesnym rankiem Lot próbował dobudzić swoich zięciów zachęcając ich do opuszczenia miasta. Ale ci go wyśmiali. Pewnie odwrócili się na drugi bok i ponownie zasnęli. Wtedy aniołowie ponaglili Lota: „Idź teraz! Zabierz swoją żonę i córki i uchodźcie z miasta!” Lot się jednak ociągał. Z jakiegoś powodu nie miał ochoty stąd odchodzić. Dlatego aniołowie wzięli całą jego rodzinę za ręce i dosłownie wyciągnęli z miasta. I tak Lot z córkami uniknęli losu Sodomy, niestety – nie jego żona i zięciowie.
Dlaczego Lot został uratowany? Dlaczego Bóg posłał swoje anioły, by uratowały go od śmierci? Czy z powodu jego moralności? Czy Bóg dostrzegł w nim coś niezwykłego? Nie! Odpowiedź jest prosta: „bo Pan chciał go oszczędzić, i wyprowadzili go, i pozostawili poza miastem” (1Moj 19,16). Po prostu Bóg okazał mu miłosierdzie!
Chrześcijanin dzisiaj
Myślę, że Lot jest typem chrześcijanina naszych czasów, żyjącego w społeczeństwie, które swoim postępowaniem zasługuje na karę. Upada moralność współczesnego świata, nasze społeczeństwa znajdują się już na ławie oskarżonych! A każdy chrześcijanin jest takim sprawiedliwym Lotem, członkiem społeczeństwa o upadających obyczajach. Kościół Boży jest dziś sprawiedliwy tylko dzięki krwi Jezusa Chrystusa, a nie z powodu własnej dobroci czy moralności. Wyłącznie dzięki Bożemu miłosierdziu nie jesteśmy postawieni w stan oskarżenia, chociaż nawet ociągamy się z porzuceniem własnych grzechów.
Widzimy jak docierają do nieba wieści o przeróżnych grzechach naszego społeczeństwa: o zmysłowości, niemoralności, złu i wzrastającej przestępczości. Czyż nie pozostajemy w tym bagnie? Dlaczego nie zostaliśmy wyniesieni daleko, bardzo daleko stąd?
Możemy dyskutować o zdemoralizowanej Sodomie – ale czy czytujesz czasami dzisiejsze gazety? Oto kilka wiadomości tylko z dzisiejszej prasy:
Dwudziestoczteroletni Michał został zamordowany i poćwiartowany przez swojego trzydziestosześcioletniego kochanka. Morderca obrabował też jego mieszkanie.
Luis, mieszkaniec Bronxu, zabił swoją żonę, po czym strzelił sobie prosto w głowę. Podobno zobaczył ją z kochankiem w samochodzie.
Pewne małżeństwo z Kolumbii posiadające osiemnaścioro dzieci, sprzedało sześciomiesięczne bliźniaczki za 300 dolarów i kawałek ziemi. Dzieci trafiły na międzynarodowy rynek żywym towarem. Rodzice zostali zatrzymani przez policję.
Musiałem przerwać czytanie. Zastanawiające, ale Biblia nie mówi, żeby w Sodomie i Gomorze odnajdywano poćwiartowane ciała ofiar. Nie ma wzmianek o sprzedawaniu dzieci, zbiorowej przestępczości i aborcji. Sodomici nie znali takich przestępstw. Nie mieli też filmów i programów telewizyjnych propagujących przemoc i seks. Od czasów Sodomy grzech miał okazję się spotęgować. Biblia mówi, że z czasem świat będzie coraz gorszy. Dzisiejsze pokolenie widzi o wiele więcej przemocy, zła, i przelewu krwi niż Sodomici.
Jedynym powodem, dla którego unikamy Bożego sądu jest wieczne miłosierdzie Jezusa Chrystusa. To miłosierdzie dosłownie ratuje nad przed oskarżeniem, oddziela od grzesznego życia, jakie wiedliśmy wcześniej. W moim zborze Times Square Church w Nowym Jorku znajduje się wielu ludzi, którzy kiedyś byli alkoholikami, prostytutkami, narkomanami i cudzołożnikami. Wiedzą, że uniknęli sądu nie dzięki własnym dobrym cechom charakteru, ale dzięki Bożemu miłosierdziu.
Wyobrażam sobie Lota stojącego nad ruinami miasta, w którym mieszkał jeszcze kilka chwil wcześniej. Na pewno opłakiwał utratę żony i zięciów. Pewnie pytał: „Dlaczego mi pomogłeś, Panie? Dlaczego spośród tysięcy zbawiłeś właśnie mnie?”
Być może zadajesz identyczne pytania: „Dlaczego ja? Dlaczego nie leżę gdzieś na ulicy przymierając głodem? Dlaczego nie jestem jednym z milionów przeklinających imię Jezusa Chrystusa, żyjących bezbożnie, opętanych przez demony? Dlaczego uratowałeś tych ludzi w zborze? Dlaczego nie przesiadują w knajpach, dlaczego nie leżą na ulicach, nie wariują od narkotyków?”
Wszyscy doświadczamy Bożego miłosierdzia
Wiesz dlaczego? To dzięki Bożemu miłosierdziu! Wszyscy zasłużyliśmy na potępienie – ale On okazał nam miłosierdzie!
Mojżesz ostrzegał kiedyś Izraela, że w późniejszych czasach odejdą od Boga, zaczną oddawać cześć posągom i swoim zachowaniem prowokować będą Boży sąd. A jeśli do tego dojdzie, Bóg ich będzie karał tak długo, aż się nawrócą (2Moj 4). Izrael ciągle odwracał się od swego Boga. Mimo to Bóg nigdy ich nie porzucił. Zawsze okazywał im swoje miłosierdzie dając dowody swojej miłości i litości: I będziecie tam szukać Pana, swego Boga. Znajdziesz go, jeżeli będziesz go szukał całym swoim sercem i całą swoją duszą. Gdy znajdziesz się w niedoli i spotka cię to wszystko u kresu dni, nawrócisz się do Pana, swego Boga, i będziesz słuchał jego głosu, gdyż Pan, twój Bóg, jest Bogiem miłosiernym, nie opuści cię ani nie zniszczy i nie zapomni o przymierzu z ojcami twoimi, które im przysiągł (5Moj 4,29-31).
Cóż za nadzwyczajna obietnica: Bóg pozostanie z Izraelem, nawet jeśli sprowokują go do gniewu. Będzie ich karmił, ubierał, i prowadził przez pustynię przez te wszystkie lata! To dopiero miłosierdzie!
Jak często zawodzisz Pana? Jak często robisz rzeczy, których nie powinieneś? Jak brudne są czasem twoje myśli? Jak często twoje zachowanie nie podoba się Bogu?
Także i ty zasługujesz, aby znaleźć się na ławie oskarżonych – doświadczyć piętna jako wyrzutek społeczeństwa, jako jeden z tych, którzy grzeszą przeciw Bogu. Ale Bóg zamiast kary okazał miłosierdzie. Zlitował się nad tobą. I włożył do twego serca pragnienie posłuszeństwa wobec Niego.
Mam nadzieję, że kiedy czytasz to kazanie, nie mruczysz sobie pod nosem: „To niestety nie dla mnie”. Błagam cię, pozbądź się każdej myśli, która ci podpowiada, że nie zasługujesz na Boże miłosierdzie! Tak naprawdę nikt na nie nie zasłużył. Nikt nie dostąpił miłosierdzia z racji swoich zasług.
Mam do ciebie pytanie: Jak sądzisz, czy Bóg okazał ci miłosierdzie? Czy zwlekał z okazaniem ci swego gniewu za twoje grzechy? Albo inaczej: Czy jesteś miłosierny wobec innych? „Bądźcie miłosierni, jak miłosierny jest Ojciec wasz” (Łk 6,36). „…sprawiedliwy zaś lituje się i rozdaje” (Ps 37,21b).
Może powinniśmy zacząć się modlić o samych siebie? Bo niby dlaczego Bóg ma przysyłać do naszych zborów nowych wierzących, jeśli nie jesteśmy gotowi przyjąć ich z należytą uprzejmością, miłosierdziem i łaską? Czy nie powinniśmy modlić się, aby Bóg uzupełnił w nas ten brak miłosierdzia i uprzejmości wobec innych chrześcijan? Czy nie powinniśmy wiedzieć, że Bóg nie obdarzy nas większą miłością wobec niechrześcijan, jeśli nie będziemy do Niego podobni w okazywaniu cierpliwości, łaski, miłosierdzia i wrażliwości na cudze cierpienia?
Miłosierdzie wymaga cierpliwości
Nie miałem kiedyś cierpliwości wobec świeżo nawróconych chrześcijan, którzy nie wyglądali na porządnych wierzących: dziewczyny przychodziły do kościoła w krótkich spódniczkach, a chłopcy z dredami na głowie. Nie potrafiłem przestać myśleć – Jak wielu miłosiernych chrześcijan może patrzeć na ten widok i nie krzyknąć: „Ostrzyż się zanim przyjdziesz kolejny raz!”, albo: „Idź i załóż porządną sukienkę”?
Pamiętam, jak kiedyś głosiłem ewangelię do 5000 ludzi w Los Angeles. Co najmniej 2000 z nich to byli chrześcijańscy hipisi. Nawrócili się bardzo niedawno i nie zdążyli jeszcze porzucić swej hipisowskiej kultury. Byli ubrani w zużyte ubrania, mieli długie włosy i nie nosili butów. Ja byłem wtedy bardzo starannie ubrany: miałem elegancki garnitur i błyszczące buty. Kiedy stanąłem na podium, zacząłem się przyglądać młodzieży. Po chwili stwierdziłem: „Niektórzy z was wyglądają strasznie. Załóżcie na siebie jakieś normalne ciuchy i odwiedźcie fryzjera, zanim wrócicie tu jutro wieczorem!”
Po nabożeństwie spotkałem się z delegacją długowłosych chrześcijan. Jeden z nich podbiegł do mnie i dotknął mego eleganckiego płaszcza mówiąc: – Jaki piękny! – Potem spojrzał na mnie i powiedział: – Bracie Dawidzie, nie mogliśmy dostrzec dzisiaj Jezusa. – Dlaczego? – spytałem. – Zasłaniały go twoje ubrania.
Te dzieciaki wcale się ze mnie nie wyśmiewały, były całkowicie szczere. Płakały mówiąc do mnie: „Wierzymy, że jesteś mężem Bożym. Ale coś ci umknęło”. Wiem, że wtedy zgubiłem gdzieś miłosierdzie. Nigdy więcej nie dotknąłem tego tematu.
Wielu chrześcijan sądzi, że wystarczy być czystym i uświęconym; że powinniśmy porzucić zło, odciąć się od świata i trwać w czystości. Dopóki nie palimy, nie upijamy się i nie cudzołożymy, uważamy się za czystych. Jestem znany z tego, że wygłaszam najwięcej kazań o świętości i czystości życia. W istocie, według listu Jakuba, czystość jest jednym z najważniejszych wymogów dotyczących chrześcijanina: „Ale mądrość, która jest z góry, jest przede wszystkim czysta, następnie miłująca pokój, łagodna, ustępliwa, pełna miłosierdzia i dobrych owoców, nie stronnicza, nie obłudna” (Jk 3,17).
Możesz być wierzącym o najczystszym sercu i przy tym nadal być skąpy, niemiły, bez miłosierdzia! To upokarzające dla chrześcijan, że czasem ludzie z ulicy potrafią być od nich uprzejmiejsi i łagodniejsi. Słyszałem, jak kiedyś pewna chrześcijanka mówiła do swojego męża: – Kochanie, nie proszę cię o wiele. Chciałabym tylko, żebyś traktował mnie równie uprzejmie, jak traktujesz swoich kolegów. Proszę, rozmawiaj ze mną tak, jak z nimi. Chciałabym być jedną z tych osób, z którymi spotykasz się poza domem.
To straszne, że chrześcijanka musi prosić męża o to, by był dla niej miły! Niektórzy spośród kłótliwych i złośliwych ludzi uważają się za chrześcijan napełnionych Duchem Świętym. Wielu z nich jest bardzo sumiennych: nigdy nie opuszczają nabożeństw, nie idą na kompromis z grzesznym światem. Ale miłosierdzie i uprzejmość okazują tylko tym, którzy byli wobec nich mili i łaskawi. Woleliby raczej zniszczyć plotką życie brata czy siostry, niż okazać im miłosierdzie.
Moim zdaniem chrześcijanie, którzy nie okazują łaski, są krytykanccy, nieuprzejmi, nigdy nie zrozumieli i nie przyjęli okazanego im Bożego miłosierdzia. Niektórzy chrześcijanie są szorstcy w obyciu i nie potrafią przebaczać dlatego, że nigdy nie zrozumieli, jak sami byli kiedyś blisko potępienia. Nigdy nie dostrzegli swojej grzeszności oraz tego, że uwolnienie od śmierci zawdzięczają Bogu. Nie mają świadomości tego, jak wielkie okazano im miłosierdzie.
Jezus opowiedział kiedyś przypowieść o słudze, któremu darowano ogromny dług. Jego pan okazał mu ogromną łaskę i miłosierdzie. Ale on zlekceważył to, co mu darowano. W chwilę potem pobiegł do swego kolegi, żeby wydusić z niego niewielką sumę pieniędzy, którą ten był mu winien. Nie okazał mu łaski i posłał do więzienia.
Dlaczego tak gorliwie domagał się sądu? Dlaczego nie był miłosierny? Ponieważ nie przyznał się do własnej grzeszności! Nie zrozumiał z jak beznadziejnych kłopotów został wyratowany, jak wiele mu darowano. Nie zrozumiał w jak wielkim niebezpieczeństwie się znajdował, jak niedaleko był od śmierci, kiedy okazano mu miłosierdzie.
Modliłem się kiedyś: „Ja, Panie? Przecież jestem jednym z najmiłosierniejszych kaznodziei w Ameryce”. A Bóg zaczął przypominać mi wszystko, co powiedziałem młodym kaznodziejom, jak bardzo im ubliżyłem. Potem przypomniał mi, jak byłem niemiły wobec ludzi, którzy upadali. Zacząłem płakać przed Bogiem. Kiedy spytałem, jak to możliwe, powiedział: – Zapomniałeś ile dla ciebie zrobiłem. Zapomniałeś o miłosierdziu, jakie ci okazałem. Jak często jeszcze mam cię wyciągać z tego, co cię wyniszcza? Nie byłoby cię tutaj, gdyby nie miłosierdzie!
Kochani! Każdy z nas, zanim zacznie osądzać innych, musi sprawdzić, jak daleko by zaszedł bez Bożego miłosierdzia. Czy jesteś na tyle szczery przed sobą, by móc się pomodlić: „Panie, naprawdę chcę być miłosierny, kochający i uprzejmy. Ale muszę przyznać, że nie jestem najuprzejmiejszym z ludzi. Nie okazuję tyle miłosierdzia wobec innych, ile powinienem. Jestem porywczy, mam cięty język. Często osądzam ludzi i zbyt szybko ich potępiam. Nie jestem tak łagodny jak powinienem być”.
Kochany Święty! To przesłanie nie ma na celu skrytykowania Twojej osoby. Mam nadzieję, że jest to dla Ciebie raczej słowo zachęty. Pozwól, że wyjaśnię, dlaczego tak trudno jest być uprzejmym i miłosiernym chrześcijaninem.
W Psalmie 119 Psalmista zanosi ważną modlitwę: „Niechaj łaska twoja będzie pociechą moją, jak przyrzekłeś słudze swemu!” (Ps 119,76) Możemy odczytać to w taki sposób: „Panie, twoje Słowo mówi mi, że jestem bezpieczny dzięki poznaniu miłosierdzia, jakie mi okazałeś. Pozwól mi czerpać radość z tej cudownej prawdy!”
Gdybyś chciał znaleźć w konkordancji odnośniki do wyrazów „miłosierny” i „miłosierdzie”, spotkałbyś ich setki. Boże Słowo składa mnóstwo obietnic okazania miłosierdzia, zapewnień o Bożej miłości i cierpliwości.
Kiedy odpychamy Boga, jesteśmy przekonani, że jest na nas zły, gotowy do oskarżeń i sądu. Ale On nam mówi: „Przeprowadzę cię przez to. Wystarczy, że poprosisz o przebaczenie. Nie jestem na ciebie zły. Jestem miłosierny, łaskawy i kocham cię. Polegaj na tej prawdzie!” Jak cudownie jest wiedzieć, że kiedy zgrzeszymy czy upadniemy, możemy liczyć na Boże miłosierdzie i miłość wobec nas.
Dopóki jesteśmy świadomi Bożego miłosierdzia, możemy najskuteczniej okazywać nasze miłosierdzie wobec innych. Tylko osobiste doświadczenie absolutnego miłosierdzia wywoła w nas falę miłosierdzia wobec innych. Stajemy się miłosierni, ponieważ sami doświadczyliśmy miłosierdzia!
Okazujmy miłosierdzie współbraciom
Pewien mężczyzna z mojego zboru zatrzymał mnie po nabożeństwie. – Bracie Wilkerson – zaczął – chciałbym powiedzieć, dlaczego zacząłem przychodzić do twojego zboru. Moja matka niedawno zmarła w wieku dziewięćdziesięciu lat. Przez ostatnie cztery lata była bezwładna i musiałem się nią opiekować. Każdej niedzieli musiałem wcześniej wychodzić z nabożeństwa, żeby jej pomóc. Po jakimś czasie mój pastor miał tego dosyć i powiedział do mnie głośno: „Jeśli masz ochotę wyjść, to idź zanim zacznę kazanie!”. Natomiast w twoim zborze nikt nie miał do mnie pretensji, że wcześniej wychodzę. Może ci się wydawać, że to drobiazg, ale dla mnie znaczy bardzo wiele. Nie musiałem przecież wszystkim tłumaczyć co się dzieje w moim domu.
W taki właśnie sposób należy okazywać miłosierdzie w codziennym życiu. Czasem zwykły uśmiech albo objęcie ramieniem też może być miłosierdziem. Okazanie go może być tak proste, jak wypowiedzenie zachęty czy krytyki.
Ale nigdy nie okażesz miłosierdzia myśląc, że Bóg jest na ciebie wściekły, ponieważ właśnie upadłeś. Nie możesz cieszyć się Bożą łaską, jeśli ciągle rozmyślasz o tym, że z każdym kolejnym krokiem zbliżasz się do piekła. Jak chcesz innych nauczać o miłosierdziu, jeśli sam go nie znasz? „…Abyśmy tych, którzy są w jakimkolwiek utrapieniu pocieszać mogli taką pociechą, jaką nas samych pociesza. Jeśli tedy utrapienie nas spotyka, jest to dla waszego pocieszenia i zbawienia…” (2Kor 2,4.6).
Oto powód, dla którego tak wielu chrześcijanom brakuje miłosierdzia – nigdy nie doświadczyli miłosierdzia Bożego. Nie wiedzą jak czerpać radość z tego miłosierdzia. Słyszeli, że Bóg jest miłosierny, mają nadzieję, że zlituje się nad nimi – ale nie są tego pewni. Nie przeżywają Bożego pokoju!
Ale miłosierni chrześcijanie doświadczają go. Potrafią okazywać miłosierdzie i być uprzejmi, ponieważ doświadczyli Bożego miłosierdzia na sobie.
Jeśli przychodzi do mnie jakiś grzesznik, którego życie jest brudne i niegodne, i mam wielką ochotę się go pozbyć, to przypominam sobie jak miłosierny był Bóg wobec mnie, ile okazał mi miłości i współczucia. Uświadamiam sobie, że Jezus przyszedł uratować to, co zginęło, a Jego łaski wystarczy dla wszystkich. I wtedy topnieje moje serce, mogę spojrzeć na tego grzesznika i modlić się: „Panie, nie jestem lepszy. W twoich oczach także byłem kiedyś grzesznikiem, ale mi przebaczyłeś. Pomóż mi wybaczyć jemu!” Mogę teraz działać jak ktoś, kto doświadczył miłości i współczucia, mogę się tym doświadczeniem dzielić z każdym, kto go potrzebuje.
Chrześcijanie! Nie potrzebujecie lektur ani upomnień. Wystarczy zgłębiać Boże Słowo i wierzyć, że jest w nim mowa o miłosierdziu, którym Bóg was obdarza. Złóżcie więc wasze wylęknione dusze w jego ramiona, przyjmijcie jego miłosierdzie, a wtedy będziecie mogli dzielić się nim z innymi.
Dawid Wilkerson
za zgodą / źródło: Chrześcijanin 1997/03-04