Kiedy ludzie staną się braćmi? – W. F. Marcinkowski

cz.3

Pogodzenie się ze stworzeniem

„Co to jest serce miłujące?” – pytano pewnego pustelnika w starożytności (Izaaka Syryjczyka).

„Serce miłujące jest to serce płonące miłością do wszelkiego stworzenia”.

Nasze pojednanie staje się pełnym jedynie wtedy, gdy odbudowujemy wspólnotę ze wszystkim − i z Bogiem, i z człowiekiem, oraz ze stworzeniem w ogóle.

Chrześcijaństwo winno być nie tylko czymś kościelnym lub osobistym, lecz i powszechnym, kosmicznym.

„Idąc na cały świat, głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu” (Ew. Marka 16,15). Przecież „stworzenie z tęsknotą oczekuje objawienia synów Bożych”, „wiemy bowiem, że całe stworzenie wespół wzdycha i wespół boleje aż dotąd” (Rzymian 8,19 i 22).

Przecież „wszystko przez Słowo powstało, a bez Niego nic nie powstało, co powstało” (Ew. Jana 1,3). Chrystus jest Logosem wszystkich rzeczy. Dlatego znajdując Chrystusa, znajdujemy i przyrodę i poznajemy jej duszę. „Całe stworzenie, każdy listek jest zwrócony do Słowa, Bogu chwałę śpiewa, Chrystusowi płacze” (Dostojewski)1.

„Wzdychają rosy, szepczą trawy, Świecie cichy, świecie chwały…”.

W oderwaniu od Boga widzimy jedynie maskę prawdy: słońce świeci, lecz nie raduje, ptaki śpiewają, ale nie dla nas. Kiedy jednak zwrócimy się do Boga, wydaje się nam, że jakby złote struny przeciągały się do naszej duszy zewsząd, odczuwamy przezeń drżenie powszechnego życia, brzmienie niebieskich stref.

Z Boskiej świątyni – „z radością wyjdziecie i w pokoju zostaniecie przyprowadzeni. Góry i pagórki wybuchną przed nami okrzykami radości, a wszystkie drzewa polne będą klaskać w dłonie” (Izajasza 55,12). Franciszek z Asyżu, ten biedak Chrystusa, który wyrzekł się wszystkiego, aby w imię Jego usunąć wszystkie przegrody, które przeszkadzały mu w doświadczaniu radosnej wspólnoty ze wszystkim, składa znakomity „Hymn słońcu”, w którym słońce i wiatr nazywa braćmi, a noc i samą śmierć siostrami.

Kiedy człowiek powstał przeciwko Bogu, stworzenie powstało przeciwko człowiekowi. Lecz ten, kto znowu upokarza się przed Panem, odnawia swoją więź także z niższym stworzeniem i panowanie nad nim.

„Testament Przedwiecznego chroniąc,
Stworzenie ziemskie Mnie poddane,
I wszystkie gwiazdy Mnie słuchają,
Radośnie grając promieniami”

− mówi prorok w wierszu Lermontowa2. Żydzi, nie uznając Jezusa z Nazaretu za swego Mesjasza, lubią na swe usprawiedliwienie podawać jeszcze nie spełnione proroctwo Izajasza (11 rozdział) o pokoju między człowiekiem i stworzeniem: „I będzie (w czasie wieku Mesjasza) wilk gościem jagnięcia, a lampart będzie leżał obok koźlęcia. Cielę i lwiątko, i tuczne bydło będą razem, a mały chłopiec je poprowadzi… Nie będą krzywdzić ani szkodzić na całej mojej świętej górze, bo ziemia będzie pełna poznania Pana jakby wód, które wypełniają morze” (Izajasza 11,6-9).

Chrystus przyszedł, lecz ziemia jeszcze nie jest całkowicie wypełniona kierownictwem Bożym, jedynie napełnia się nim, chociaż to kierownictwo Boże podane jest jako konieczny warunek do przemiany świata. Do pojednania doprowadzi nas nie teoretyczna wiedza o Bogu, lecz pełne kierownictwo Boże – poznanie Boga.

„Więcej trzymaj się samego Boga, zamiast poprzestawać tylko na nauce o Bogu” (Grzegorz Teolog)3.

„Bóg jest na tyle poznawany, na ile uwielbiany” (Deus cognoscitur, quantum diligitur − Bernard Klerwowskij).

Te dusze, które całkowicie wypełnione są Jego Duchem, już obecnie wiedzą o doświadczeniu pełnego pogodzenia się ze stworzeniem (drapieżny niedźwiedź pokornie przyjmuje chleb z ręki sprawiedliwego).

Nie tylko stworzenie w lesie czy w górach buntuje się przeciwko człowiekowi, lecz powstaje przeciwko niemu również jego własna natura. „I my sami wzdychamy w sobie, oczekując synostwa, odkupienia ciała naszego” (Rzymian 8,23). „Nie ma nic zdrowego w kościach moich z powodu grzechu mego” (Psalm 38,4).

Ciału nie jest przeznaczona ani śmierć, ani niewolnictwo, lecz synostwo – przemienienie i uduchowienie. Oczekujemy nie tylko na nowe niebo, ale i na nową ziemię, nową materię,
duchową cielesność. Oczekujemy, że „Bóg będzie wszystkim we wszystkim” (1 Koryntian 15,28).

KIEDY Przekują MIECZE na Lemiesze?

Kiedy mówię te słowa, słyszę za oknem uderzenia młota w kamienną nawierzchnię bruku. Remontują ulicę. Uderzenia te są miarowe, twarde, sprawne i to właśnie skierowane w ziemię, co przypomina nam o niej, o realnej ziemi − i sprowadza nas „z nieba na ziemię”. Dawno, dawno były wypowiedziane te radosne słowa:

„I przekują miecze na lemiesze…”

A między tym czujne ucho wyłapuje w pozornie cichym życiu uderzenia innych młotów, tych, które ciągle kują nowy oręż zniszczenia, przetapiają dzwony na armaty…

W Londynie, na wystawie, wisiał kawałek zardzewiałego żelaza, sierp przerobiony z bagnetu. Dla mnie lśnił on jaśniej od elektrycznego światła i najdoskonalszych maszyn. Był jednak obcy i samotny na uczcie współczesnej cywilizacji.

W tym czasie w Anglii odbywała się demonstracja przeciwko wojnie, pod hasłem „Precz z wojną” (No more war). Na samochodzie znajdowało się malowidło: odłamki oręża, zwykły krzyż nad mogiłą żołnierza i osierocona staruszka matka, klęcząca w smutku przed krzyżem.

Tysięczny tłum patrzył i słuchał. Na przedzie samochodu stał człowiek w czarnym surducie, który zdjął kapelusz i zaproponował otworzyć wiec modlitwą. Głowy obnażyły się, a do nieba popłynęła prosta, serdeczna modlitwa o pokój dla całego świata.

W swoim czasie te modlitwy zostaną realnie wysłuchane, ponieważ odpowiadają woli Bożej.

We Frankfurcie nad Menem widziałem piękny pomnik Bismarcka: żelazny kanclerz stał przy koniu, na którym siedziała dziewczyna ze sztandarem, przedstawiającym Niemcy.
Bismarck wypuszcza lejce konia będąc pewnym, że powiezie Niemcy w pochód mający na celu zdobycie szczęścia. Na pomniku wyryte są słowa wypowiedziane przez Bismarcka w Reichstagu Północnego Związku Niemieckiego 11 marca 1867 r.: „Wystarczy nam tylko posadzić Niemcy na siodło, a już pojechać one będą mogły same”. Lecz historia pokazała smutne owoce ludzkich planów.

Z drugiej strony tegoż placu stoi kamienna figura niewiasty, pogrążonej w wielkim smutku; klęczy na jednym kolanie, a twarz jej wyraża bezgraniczną rozpacz. Pomnik ten postawiono dla uczczenia pamięci ofiar Wielkiej Wojny.

Tak, modlitwa o powszechne zjednoczenie ludzi ziści się, ponieważ w niej jednoczą się pogrążone w żałości serca matek całego świata. (Por. wiersze Gorbunowa – Posadowa: „Czerwona matka − biała matka”, poświęcone matkom, które zginęły w rosyjskiej wojnie domowej w okresie Wielkiej Rewolucji).

Modlitwa ta ziści się, ponieważ odpowiada proroctwu Bożemu; dotychczas żadne z proroctw Biblii nie pozostało bezskuteczne. Ziści się, ponieważ o powszechne zjednoczenie modlił się Ten, przez Którego został stworzony świat, i Którego wola jest równoznaczna z wolą Stwórcy.

Oto jak Dostojewski psychologicznie wyjaśnia naturalność przyszłego przejścia od egoizmu do braterstwa: „Przedstawiam sobie, mój miły, że bój już się skończył i walka minęła.
Po przekleństwach, grudkach błota i gwizdach – nadeszła cisza, i ludzie pozostali sami, jak sobie życzyli: wielka dotychczasowa idea opuściła ich… I zrozumieli nagle, że zostali zupełnie sami, i wspólnie odczuli swe wielkie sieroctwo… Osieroceni od razu zaczęli zbliżać się jeden do drugiego, coraz ciaśniej” (mówił Wersiłow w Podrostku).
Co winno być, to i będzie. Ten, który ma ducha proroczego żyje wiarą, bo zna tę prawdę.

Ale gdzie jest ta kuźnia, w której przekuwane będą bagnety na lemiesze? Gdzie jest ten ogień, który może tego dokonać?

Francuski pisarz F. Koppe w swoim dramacie Przebaczenie opowiada o jednym wydarzeniu z historii Paryskiej Komuny 1870 r. Trwał wielki bój między republikanami i zwolennikami komuny. Dziewczyna, bohaterka opowiadania, straciła brata − został on zabity przez komunistów. Paląca nienawiść do wroga, pragnienie zemsty rozpalało jej młode serce. Tegoż wieczoru, gdy stanęła do modlitwy, jak zwykle recytowała „Ojcze nasz”. Lecz mówiąc słowa: „I odpuść nam nasze winy”, zatrzymała się. Nie mogła wypowiedzieć dalszych słów: „jako i my odpuszczamy naszym winowajcom”, ponieważ przypomniała sobie o śmierci ukochanego brata i o swojej nienawiści. I stało się jej ciężko…

Nagle usłyszała stukanie do drzwi i wpadł młody komunista i prosił o ukrycie go przed wrogami, którzy ścigają go.

„Oto stosowna okazja do zemsty” – błysnęła myśl w umyśle dziewczyny. I w tej samej chwili wspomniała o męczącym momencie, gdy nie mogła dokończyć modlitwy Pańskiej.

Wielka walka, walka pomiędzy uczuciem boskim i ludzkim rozgorzała się w jej sercu. I nagle wepchnęła nieszczęsnego do szafy, rzuciła jemu ubranie jej brata, aby mógł się przebrać.
Tegoż wieczoru ponownie uklękła i mogła już zakończyć przerwaną modlitwę: „I odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom naszym”. Łzy nieznanego zachwytu lały się z jej oczu… W tym kunsztownym przykładzie tkwi głęboka odpowiedź na nasze pytanie dotyczące drogi do braterstwa. Zawsze ta sama odpowiedź: droga do ludzi przez powrót do Boga przez modlitwę.

Powszechne zjednoczenie i braterstwo będą osiągnięte wtedy, gdy nie ustami tylko, lecz całym sercem zdecydujemy się wymówić słowo Ojcze; droga do braterstwa idzie przez Boskie synostwo.

Wielką modlitwę Pańską winna poprzedzać inna, którą również podał Chrystus − w przypowieści o synu marnotrawnym: „Ojcze, zgrzeszyłem przeciwko niebu i przeciwko tobie.

Już nie jestem godzien nazywać się twoim synem, uczyń ze mnie jednego z najemników swoich” (Ew. Łukasza 15,18-19).

Ta „krótka” modlitwa Pańska, sprawiająca nasz powrót przez Chrystusa do Ojca, przywróci nam utracone braterstwo. Będziemy wówczas w stanie wypowiedzieć wielką modlitwę Pańską, która jest hymnem powszechnego zjednoczenia.

Ani parlamenty, ani też konferencje nie mogą być kuźnią, gdzie przekuwane będą miecze na lemiesze. Gdybyśmy: Rosjanie, Niemcy, Anglicy i Austriacy do 1914 r. spotykali się nie na dyplomatycznych konferencjach, lecz w świątyni, przed obliczem Boga, wówczas nie spotkalibyśmy się na krwawych frontach.

Dwaj bracia, będąc skłóceni między sobą, zdecydowali porozumieć się wzajemnie. Jeden z nich zaproponował, aby przed rozmową wspólnie pomodlić się. Po modlitwie jeden zapytał drugiego: „Teraz powiedz, co masz przeciwko mnie?”. A drugi przyznał, że było to… nic nieznaczące nieporozumienie.

Nie na polach walki, a w sercu człowieka ma miejsce decydująca bitwa między duchem powszechnego zjednoczenia – Chrystusem a duchem rozłamu − antychrystem. Nie parlament, a serce każdego z nas jest kuźnią, gdzie przekuwane są miecze; a ogień zdolny do ich przetopienia, to ogień Ducha Świętego, stwarzający nową psychikę, nowe serce w człowieku. „Ogień przyszedłem rzucić na ziemię i jakżebym pragnął, aby już płonął” (Ew. Łukasza 12,49) – mówi Chrystus.

Sprawa nie polega na formalnym, zewnętrznym pacyfizmie i nie na zewnętrznym „brataniu się”, wtedy, gdy w duszy i w codziennym życiu nie ma pokoju i nowego, odnowionego życia. W tym przypadku, jeśli ja nie pójdę na wojnę, to inni pójdą za mnie i będą przejawiać to, co jest egoistyczne i złośliwe, a do nagromadzenia się tego każdy przyczynia się przez swoje samolubstwo.

Człowiek, który znajduje ten wewnętrzny pokój pogodzenia się ze wszystkimi i ze wszystkim, nie podniesie ręki na innego, lecz otworzą się przed takim drogi do wielkiej twórczości na ziemi − twórczości pokoju.

Twórczość ta podobna jest do twórczości Bożej, który z chaosu stworzy: świat. A sensem i celem tego świata i wszechświata, jest pokój – harmonia, ład i piękno. Dlatego ci, którzy niosą wieść pojednania całego stworzenia będą nazwani synami Bożymi i będą błogosławieni…

Oni tworzą nowy świat, w którym nie będzie wrogów, nie będzie ludzi samotnych…

źródło: Książeczka

W. F. MARCINKOWSKI, Kiedy ludzie staną się braćmi? – z rosyjskiego tłumaczył L. Szenderowski.
Wydawca: kaznodzieja M. Matheeff, Kanada, 1983 r.

Poprawki naniesione za redakcją kwartalnika „Głos Ewangeliczny”.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *