W muzyce najważniejsi są muzycy. W uwielbianiu skupiamy się na Jezusie

Sześć ważnych różnic między muzyką w ogóle a uwielbianiem

Muzyka zawsze była tematem spornym w kościele.

Setki lat temu członkowie kościoła spierali się, czy śpiewać w harmonii czy unisono (żegnajcie chorały gregoriańskie!). Następnie spieraliśmy się o to, czy używać instrumentów, a potem o to, jakie instrumenty są odpowiednie dla muzyki kościelnej. Dzisiaj spieramy się o powtarzanie słów, głośność, oświetlenie grupy, mgłę, powtarzanie słów (właśnie taki błąd popełniłem!), i o wszystko inne.

Może jestem naiwny, ale zauważyłem, że jeśli chodzi o muzykę, spory w kościele rzadko dotyczą kwestii wartych kłótni.

O co więc warto się kłócić – a przynajmniej co warto podnosić – w kwestii uwielbiania poprzez muzykę?

Poniżej sugeruję jeden z tematów.

Musimy zrozumieć różnice między muzyką służącą uwielbianiu a muzyką w ogóle.

Uwielbianie jest czymś odmiennym

Jestem wielkim fanem muzyki. Wiele niezmiernie przyjemnych, niezapomnianych wieczorów spędziłem na koncertach, słuchając muzyków, którzy dostarczają nam rozrywki, inspirują i sprawiają, iż zachwycamy się ich kunsztem.

Ale muzyka uwielbienia jest czymś zupełnie innym. Niezależnie od tego, czy to jest styl klasyczny, pop, gospel, współczesny, chóralny, czy przyprawiony sporą ilością salsy lub soulu, należy wytyczyć wyraźne granice między muzyką w kościele i poza nim.

Oto sześć z nich:

1. Na koncertach najważniejsi są muzycy. W uwielbianiu skupiamy się na Jezusie.

To jest zrozumiałe. A przynajmniej powinno być.

Jeśli koncentrujemy się na muzykach zamiast na Jezusie, to nie jest uwielbianie, niezależnie, jak to nazywamy.

Nie oznacza to, że obywamy się bez podium, oświetlenia, zespołu uwielbienia, chóru czy mikrofonów. Ale oznacza, że każdy na scenie powinien wykorzystywać swój artyzm, by wskazywać Jezusa, a nie siebie.

Fakt, że ktoś występuje z przodu ze wzmacniaczem i światłami, nie oznacza, że zwraca uwagę na siebie. Każdy kto chce prowadzić uwielbianie poprzez muzykę musi być słyszalny i widoczny. Temu służą mikrofony, oświetlenie i podium.

Ale nie udawajmy, że stanie na scenie nie wiąże się z pokusami. Niezależnie od tego, czy to jest dostojny chór śpiewający hymny czy zespół z całą mocą wzmacniacza wykonujący najnowszą pieśń uwielbienia, czy pastor z mikrofonem, trzeba być czujnym, aby wykorzystać tę sposobność, żeby wskazać na Jezusa, a nie na siebie.

Modne obecnie jest takie rozwiązanie, iż w zespole uwielbiającym występuje kilku liderów. Jest to prosty, subtelny sposób, by nie skupiać uwagi na jednym głównym wokaliście i pokazać uczestnikom uwielbiania, że wszyscy wspólnie angażujemy się w oddawanie czci Bogu.

2. Na koncercie ci, którzy występują na scenie, mogą być jedynymi śpiewającymi. Podczas uwielbiania śpiewać powinni wszyscy.

Ostatnio opublikowano wiele artykułów na temat słabnącego zaangażowania wiernych w uwielbianie. Byłoby dobrze zwrócić uwagę na to, co tam piszą.

Jeśli sądzisz, że prowadzisz uwielbianie, ale nikt się nie włącza do śpiewu, to nie prowadzisz. Występujesz.

3. Na koncercie słowa powinny wspierać melodię. W uwielbianiu melodia powinna wspierać słowa.

Czy kiedykolwiek miałeś ulubioną piosenkę, której słowa dobrze znałeś, lecz kiedy się nad nimi zastanowiłeś, te słowa cię zdezorientowały lub zaniepokoiły? To dlatego, że wybitne popularne utwory opierają się przede wszystkim na melodii, a nie na tekście.

W uwielbianiu jest odwrotnie. Najważniejsze są słowa.

Nagrody Grammy są przyznawane twórcom i wykonawcom za najróżniejsze style muzyczne. Natomiast uwielbianie jest jedynym gatunkiem muzycznym wyznaczanym przez treść słowną, a nie styl muzyczny.

Dlatego też trudniej jest napisać dobrą piosenkę uwielbiającą. Kiedy piszemy piosenkę popularną, potrzebujemy tylko świetnej struktury muzycznej. A jeśli do tego mamy świetny tekst, to jest to bonus (i może sprawić, że nasza piosenka zostanie przebojem), ale nie jest on konieczny.

Dobra piosenka uwielbiająca wymaga mocnych słów i muzyki, która je wzbogaca. Ale to tekst musi prowadzić muzykę, a nie odwrotnie. Nie jest to łatwe. Ale niezbędne.

4. Zwykle reputacja muzyków jest sprawą drugorzędną. W przypadku uwielbiania prawość muzyków jest konieczna.

Niektórzy z największych muzyków w historii byli łajdakami. Od Mozarta, przez Jerry’ego Lee Lewisa, po Ozzy’ego Osbourne’a.

Do niedawna złe zachowanie nie tylko nie wpływało negatywnie na ich reputację, ale często zwiększało zainteresowanie publiki nimi samymi oraz ich piosenkami.

Inaczej jest w przypadku muzyki uwielbienia.

Kiedy prowadzimy ludzi w uwielbianiu, ważne jest, czy nasze życie jest życiem w wierze i uczciwości.

Kilka lat temu przetoczyła się wielka debata na temat tego, czy osoby niewierzące powinny być członkami zespołu uwielbiania. Dobrze, że o tym rozmawialiśmy. Jak można prowadzić innych w uwielbieniu, jeśli sami nie czcimy Boga? Nie da się prowadzić ludzi tam, dokąd nie idzie się samemu.

Liderzy uwielbienia muszą przestrzegać tych samych standardów zachowania, jakie dotyczą pastorów. Jeśli uwielbianie poprzez muzykę jest istotnym elementem nabożeństwa – a tak jest – to charakter liderów ma znaczenie.

W przypadku liderów uwielbiania zdolności muzyczne są ważne. Ale nie tyle, co uczciwość.

5. Wirtuozerskie popisy muzyczne mogą przyciągać publikę na koncerty, ale odwracają uwagę od uwielbiania.

Mnie osobiście do oddawania czci Bogu zachęcają muzycy wychwalający Go w każdym stylu muzycznym, jaki można sobie wyobrazić. Nawet grając muzykę, niekoniecznie moją ulubioną.

Czuję się podniesiony na duchu nawet wtedy, gdy prowadzą mnie muzycy, którzy nie są szczególnie utalentowani, ale służą swoimi umiejętnościami ze szczerym, otwartym sercem.

Zdołować mnie może jedynie sytuacja, kiedy muzyk lub wokalista eksponuje siebie, serwując muzyczne popisy, które zwracają uwagę na jego talent, a nie na Jezusa.

Muzycy w zespołach uwielbiających winni na tyle dobrzy, by byli zgrani, a nie wyróżniający się.

6. Wykonawcy powinni być wyszkolonymi muzykami. Liderzy uwielbienia winni być oddanymi czcicielami Boga.

Prowadzący uwielbianie powinni dążyć do doskonałości, ale nie po to, by ludzie mogli się zachwycać ich występem, lecz żeby wzbudzać w ludziach zachwyt Jezusem.

Zespoły uwielbiające winny ćwiczyć nieustannie, aby osiągać muzyczną doskonałość. Ich członkowie powinni starać się być na tyle zsynchronizowani, by nie myśleć tyle o zmianach akordów, co o byciu aktywnymi uczestnikami uwielbienia, w którym nas prowadzą.

Style przemijają – uwielbianie nie ustaje

W przeciwieństwie do wielu autorów, którzy piszą na ten temat, nie martwię się o przyszłość uwielbiania poprzez muzykę. Obecne spory, bitwy i uzasadnione obawy o ekscesy we współczesnej muzyce uwielbienia i o to, co się dzieje na podium, nie są niczym nowym.

Rozmowy o tym prowadziliśmy już wcześniej. Znów je prowadzimy. I należy o tym dyskutować.

Ważne są dyskusje dotyczące sposobów uwielbiania, tekstów piosenek, instrumentów i oświetlenia. Z biegiem czasu zmienia się styl, o który w danej chwili się spieramy.

Piosenki przychodzą i odchodzą.
Muzycy przychodzą i odchodzą.
Style przychodzą i odchodzą.
Uwielbianie trwa.

Karl Vaters

źródło: ChristianityToday

tłum. Ryszard Pruszkowski

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *