Potrzeba mocy

Największym wydarzeniem w historii było przyjście na świat i śmierć Jezusa Chrystusa. Drugim co do ważności faktem jest rozwój i przygotowywanie Kościoła, by w ludzkim ciele, na ziemi objawić życie Chrystusa. Stało się to możliwe tylko dzięki zstąpieniu Ducha Świętego: Kościół zaczął się w mocy, działał w mocy oraz rozwijał się na tyle, na ile miał moc. Kiedy tylko siła działającego Ducha słabła, w Kościele pojawiały się systemy

służące konserwacji i obronie (scholastyka, instytucjonalizm). Kościół okopywał się, by zakonserwować swoje zdobycze. Jednak błogosławieństwa Boże są jak manna: przechowywane przez noc psują się i cuchną.

Dzisiejszy Kościół znajduje się w okresie braku duchowej mocy. Zabrakło mu również wewnętrznej intuicji, by zrozumieć, że najlepszą obroną są działania zaczepne, posuwanie się do przodu. Kościół potrzebuje mocy, jeśli ma powrócić na utracone pozycje.

Co należy rozumieć jako moc?

– Duchową energię na tyle znaczącą, by mogła spowodować ponowne pojawienie się wielkich świętych ludzi.

– Dzisiejsi chrześcijanie bywają łagodni i nieszkodliwi, są tylko słabym przykładem tego, co może uczynić łaska Boża działająca w sercu. Dzisiejsze „przyjmowanie Pana” mało przypomina wielkie nawrócenia z przeszłości.

– Duchowe pomazanie, które wnosi atmosferę nieba do naszego uwielbienia. Pan jest prawdziwie uwielbiony.

– Rozwinięcie się w Kościele cech świadczących o jego świętości. W dzisiejszym Kościele nie ma niczego niezwykłego czy tajemniczego, co by mogło robić wrażenie na ludziach niezbawionych.

– Cuda, wysłuchane modlitwy, szczególne objawy Bożego prowadzenia. Nikt nie może zaprzeczyć, że potrzeba nadnaturalnej pomocy w pracy ewangelizacyjnej. Kto do pracy wyrusza bez wiary w cuda, ten wróci też bez owoców.

– Siła przekonująca o potrzebie pokuty. Nie chodzi tu o elokwencję lub naturalne zdolności przekonywania, choć one mogą towarzyszyć. Chodzi o tajemnicze oddziaływanie ducha na ducha. Taka moc musi być choć w małym stopniu obecna, by w ogóle ktokolwiek mógł zostać zbawiony.

Trzeba rozróżnić to, co powinien zrobić człowiek, od tego, co znajduje się wyłącznie w gestii Boga. Stratą czasu jest proszenie Boga o coś, co tylko człowiek może wykonać. Jest też stratą energii, gdy próbujemy robić coś, co może uczynić tylko Bóg. Na przykład, tylko Bóg dokonuje odkupienia – człowiek nie ma tu najmniejszego udziału. Odkupienie jest obiektywnym faktem. Ofiara Chrystusa na Golgocie umożliwiła każdemu człowiekowi pojednanie się z Bogiem, jednak nie zbawiła żadnego człowieka. Zbawienie – to sprawa osobista. Jest to odkupienie, które staje się praktycznym udziałem jednostki. Jest to dzieło Boga w sercu człowieka, możliwe dzięki Jego dziełu na krzyżu. Obydwie rzeczy: raz dokonane dzieło odkupienia i wielokrotnie powtarzające się dzieło zbawienia należą do tych rzeczy, które tylko Bóg może wykonać.

Jeśli więc przebłaganie zostało dokonane dla każdego człowieka, to dlaczego nie wszyscy są zbawieni? Odpowiedź brzmi: ażeby odkupienie stało się praktycznym udziałem jednostki, musi ona wykonać pewną rzecz, pewien akt. Akt ten nie jest jakąś jej zasługą, ale jest warunkiem koniecznym. Ten akt tylko człowiek może wykonać: Bóg nie może pokutować za nas. W naszych wysiłkach, by wywyższyć łaskę, tak bardzo głosiliśmy tę stronę prawdy, że aż wywołaliśmy wrażenie, że pokuta – to praca Boga. Tymczasem Bóg przykazał każdemu człowiekowi, by pokutował. W swoim miłosierdziu Bóg może skłaniać nas do pokuty, jednak każdy z własnej woli musi pokutować wobec Boga i wierzyć w Jezusa Chrystusa. Tego uczy Biblia.

Pokuta obejmuje moralną poprawę. Np. jeśli ktoś kłamał i chce pokutować, musi przestać kłamać. Wszystko to wydaje się oczywiste i możemy zastanawiać się, w jaki sposób rozsądne osoby mogą oczekiwać, że ktoś zwolni je od osobistej odpowiedzialności za pokutę.

W praktyce wygląda to jednak inaczej. Jednostronne podkreślanie prawdy „wszystko zostało uczynione i nic nie możecie zrobić”, spowodowało bardzo dużo zamieszania wśród szukających. Ludzie są nauczani, że zginą z powodu tego, czym są, a nie z powodu tego, co robią. A ponadto wmawia się im, że nic nie mogą zrobić w kierunku zbawienia. Tak więc bezradnie pozostawieni są pomiędzy pierwszym a ostatnim Adamem. Jeden uczynił za nich grzech, a drugi dokonał zbawienia. W konsekwencji boją się ruszyć, bo mogą stać się winni grzesznego samozbawiania się. Jednocześnie jednak są głęboko strapieni, bo wiedzą, że jest coś poważnie nie w porządku z ich życiem religijnym. W tej sytuacji trzeba wyraźnie zdać sobie sprawę, że człowiek nie jest zgubiony z powodu tego, co ktoś uczynił tysiąc lat temu, ale że ludzie są zgubieni, ponieważ indywidualnie i osobiście grzeszą. Nigdy nie będziemy sądzeni za „Adamowy grzech”, lecz za nasz własny. Pozostajemy w pełni odpowiedzialni za nasze grzechy, dopóki nie zostaną one przyniesione do Krzyża Jezusa.

Bóg również nie może wierzyć za nas. Wiara jest darem Boga. Jednak, czy będziemy postępować w oparciu o nią, czy też nie, zależy całkowicie od nas. Prawdziwa wiara wymaga zmiany postawy w stosunku do Boga. A więc należy nie tylko uznawać Jego, ale i wierzyć Jego obietnicom oraz słuchać Jego przykazań. Taka jest wiara biblijna. Pokutuiący grzesznik musi zaufać Jezusowi jako Zbawcy. Tego Bóg za niego nie zrobi.

Trzeba sobie uświadomić, że jesteśmy osobiście odpowiedzialni za nasze grzechy. To może być szokiem. Nawracający się grzesznicy tracą czas błagając Boga, by ulepszył ich postępowanie. Natomiast Bóg od nich oczekuje, że będą zmieniać swoje postępowanie w akcie pokuty.

Niewiara jest drugim grzechem, albo dokładniej mówiąc, jest dowodem grzechów nie wyznawanych. Pokutuj i wierz – jest nakazem. Wiara następuje po pokucie, a zbawienie staje się rezultatem. Żadna interpretacja darmowej łaski, która by zwalniała grzesznika z odpowiedzialności pokuty, nie jest zgodna z objawioną prawdą. Nie należy czekać na Boga, by pomógł nam pokutować. Kto bowiem pokutuje, ten dostępuje miłosierdzia.

Co to ma wspólnego z brakiem mocy w Kościele? Bardzo wiele. Miliony próbują wierzyć, nie pokutując najpierw. Pragną mieć wiarę, nie mają jednak zamiaru doprowadzić swojego życia do moralnej zgodności z wolą Bożą. W konsekwencji nic nie jest dla nich jasne. Wielu słucha kazań, by potem pójść swoją drogą na próżno czekając, by Bóg uczynił rzeczy, które On im przykazał czynić.

A.W. TOZER
(Oprac. G. P.)

'Chrześcijanin’ Nr 5 maj 1989
Użyte za zgodą red. © Czas. 'Chrześcijanin’ przez Czytelnię dla Chrześcijan