Biblia – księga na dzisiaj – Chrystus i Biblia

Biblia – księga na dzisiajRozdział „Chrystus i Biblia” z książki „Biblia – księga na dzisiaj”. Autor J. Stott.

Nasz pierwszy temat brzmiał: „Bóg i Biblia”. Rozważaliśmy pochodzenie Pisma, skąd się wzięło – wielki temat objawienia. Nasz drugi temat brzmi: „Chrystus i Biblia”. Będziemy zastanawiać się teraz nie nad jej pochodzeniem, ale nad jej celem. Nie skąd się wzięła, lecz po co została dana?

Nasz tekst znajduje się w Ew. Jana 5,39-40. Jezus mówi do współczesnych mu Żydów:

„Badacie Pisma, bo sądzicie, że macie w nich żywot wieczny; a one składają świadectwo o mnie; ale mimo to do mnie przyjść nie chcecie, aby mieć żywot.”

W tych słowach Jezusa poznajemy dwie głębokie i uzupełniające się prawdy o Chrystusie i Biblii.

Pismo składa świadectwo o Chrystusie

Jezus sam mówi o tym bardzo wyraźnie: „one składają świadectwo o mnie” (w. 39). Główną funkcją Pisma jest świadczenie o Chrystusie.

Kontekst, w którym umieszczony jest ten tekst, dotyczy świadectwa o Chrystusie. Jakie świadectwo może potwierdzić słowa Jezusa z Nazaretu? On sam nam odpowiada. Przede wszystkim nie polega on na własnym świadectwie o sobie, jak to wynika z wiersza 31: „Jeżelibym ja wydawał o sobie świadectwo, świadectwo moje nie byłoby wiarygodne”. Oczywiście Jezus nie sugeruje, że mówi o sobie kłamstwa. Przecież później odpiera zarzuty faryzeuszy podkreślając, że jego świadectwo o sobie jest prawdziwe (8,14). Chodzi mu tutaj o to, że świadectwo o samym sobie jest niewystarczające. Byłoby to podejrzane, gdyby jego jedyne świadectwo pochodziło od niego samego. Nie, „jest inny, który wydaje świadectwo o mnie”, powiada (w. 32). Tak więc świadectwo, na którym opiera się Jezus, nie jest jego własnym. Nie jest to też ludzkie świadectwo, nawet świadectwo tak znakomitego świadka jakim jest Jan Chrzciciel. „Wy posłaliście posłańców do Jana, a on dał świadectwo prawdzie. Ja zaś nie polegam na świadectwie ludzkim…” (w. 33-34). A więc nie ode mnie ani nie od ludzi, powiada Jezus. Oczywiście Jan był „światłem gorejącym i świecącym” (w. 35), a oni chętnie „do czasu radowali się jego światłem”. Ale świadectwo, które posiadał Jezus było większe. Było większe niż jego własne świadectwo i większe niż świadectwo jakiejkolwiek istoty ludzkiej, nawet Jana. Było to świadectwo jego Ojca. „Ojciec, który mnie posłał, wydał o mnie świadectwo” (w. 37). Ponadto świadectwo Ojca o Synu przybrało dwie formy. Pierwsza, to potężne dzieła, cuda, do których uzdolnił go Ojciec (w. 36). Ale po drugie, a jest to bardziej bezpośrednie świadectwo, zostało ono złożone przez Pisma, które są świadectwem Ojca o Synu. Wyjaśniają to wiersze 36-39:

„Ja zaś mam świadectwo, które przewyższa świadectwo Jana; dzieła bowiem, które mi powierzył Ojciec, abym je wykonywał, te właśnie dzieła, które czynię, świadczą o mnie, że Ojciec mnie posłał. A sam Ojciec, który mnie posłał, wydał o mnie świadectwo. Ani głosu jego nigdy nie słyszeliście, ani postaci jego nie widzieliście, ani słowa jego nie zachowaliście w sobie, ponieważ nie wierzycie temu, którego On posłał. Badacie Pisma, bo sądzicie, że macie w nich żywot wieczny; a one składają świadectwo o mnie.”

Jezus konsekwentnie nauczał, że Pisma Starego Testamentu to Boże Słowo świadczące o nim. Powiedział na przykład: „Abraham (…) cieszył się, że miał oglądać dzień mój” (J 8,56). A tutaj w Ew. Jana 5,46 powiada, że Mojżesz „o mnie (…) napisał”. I tutaj ponownie: „Pisma (…) składają świadectwo o mnie” (w. 39). Na początku swojej służby, gdy udał się do synagogi w Nazarecie, jak pamiętacie, przeczytał z Izajasza 61 na temat misji Mesjasza oraz jego przesłania wyzwolenia i dodał: „Dziś wypełniło się to Pismo w uszach waszych” (Łk 4,21). Innymi słowy: „Czy chcecie wiedzieć, o kim napisał prorok? O mnie.” Jezus powtarzał tego rodzaju słowa przez całą swoją służbę. Nawet po zmartwychwstaniu nie zmienił zdania, gdyż „wykładał im, co o nim było napisane we wszystkich Pismach” (Łk 24,27). A zatem od początku do końca swojej służby Jezus ogłaszał, że prorocze świadectwo Starego Testamentu, w całym bogactwie różnorodności, skupiło się na nim. „Pisma (…) składają świadectwo o mnie.”

Ale współcześni Jezusowi Żydzi nie zrozumieli świadectwa. Byli bardzo pilnymi badaczami Starego Testamentu i nie mamy im nic do zarzucenia, jeśli chodzi o ich badania. „Badacie Pisma”, powiedział Jezus. I tak było. Spędzali godziny za godzinami na najbardziej skrupulatnym badaniu szczegółów Pism Starego Testamentu. Mieli zwyczaj liczenia ilości słów, a nawet ilości liter w każdej księdze Biblii. Wiedzieli, że powierzono im wyrocznie Boże (Rz 3,2). Wydawało im się, że gromadzenie szczegółowej wiedzy biblijnej doprowadzi ich do właściwej relacji z Bogiem. „Badacie Pisma, bo sądzicie, że macie w nich żywot wieczny.” Cóż za niepoprawna myśl, sądzić, że same Pisma mogą dać życie wieczne! Pisma wskazują na Chrystusa jako Dawcę Życia i nakłaniają czytelników, aby do niego udawali się po życie. Ale zamiast iść do Chrystusa, by znaleźć życie, wyobrażali sobie, że mogą znaleźć życie w samym Piśmie. Jest to jakby ktoś brał receptę od lekarza i potem połykał receptę zamiast wykupić i brać lekarstwo!

Niektórzy z nas popełniają ten sam błąd. Mamy prawie zabobonne podejście do czytania Biblii, jakby posiadała ona jakąś magiczną skuteczność. Ale ani w samej Biblii, ani w jej mechanicznym czytaniu nie ma magii. Nie, Słowo pisane wskazuje na Żywe Słowo i powiada nam: „Idź do Jezusa”. Jeśli nie idziemy do Jezusa, na którego ono wskazuje, mijamy się z celem czytania Biblii.

Chrześcijanie ewangeliczni nie są albo nie powinni być, jak niektórzy ich o to oskarżają, „bibliochwalcami”, oddającymi cześć Biblii. Nie, nie oddajemy czci Biblii; oddajemy cześć Chrystusowi Biblii. Wyobraźmy sobie młodego zakochanego człowieka. Ma dziewczynę, która zdobyła jego serce. Albo może to być jego narzeczona lub żona, którą głęboko kocha. W portfelu nosi fotografię ukochanej, ponieważ przypomina mu ona o niej, gdy ta jest daleko. Czasem, gdy nikt nie patrzy, może nawet wyjąć fotografię i ukradkiem ją pocałować. Ale całowanie fotografii jest marnym substytutem prawdziwego pocałunku. I tak rzecz ma się z Biblią. Kochamy ją tylko dlatego, że kochamy tego, o którym ona mówi.

Jest to główny klucz do rozumienia Pisma. Biblia jest Bożym obrazem Jezusa. Składa o nim świadectwo. Dlatego, gdy czytamy Biblię, musimy szukać Chrystusa. Na przykład zakon starotestamentowy jest naszym „pedagogiem” prowadzącym nas do Chrystusa (Ga 3,24 BG). Ponieważ potępia nas ona z powodu naszego nieposłuszeństwa, sprawia, że Chrystus jest nam niezbędny. Popycha nas ona do tego, przez którego jedynie możemy znaleźć przebaczenie.

Także, ofiary starotestamentowe są cieniem tej doskonałej ofiary za grzech, złożonej raz za wszystkich na krzyżu – ofiary Chrystusa dla naszego odkupienia. Następnym przykładem jest nauczanie starotestamentowych proroków, którzy zapowiadają przyjście Mesjasza. Mówią o nim jako o królu z rodu Dawida, podczas panowania którego nastanie pokój, sprawiedliwość i stabilizacja. Piszą o nim jako o „potomku Abrahama”, przez którego wszystkie narody na świecie będą błogosławione. Opisują go jako „cierpiącego sługę Pana”, który umrze za grzechy swojego ludu i jako „Syna Człowieczego przychodzącego na obłokach nieba”, któremu służyć będą wszystkie narody. Cała ta bogata metaforyka proroctw Starego Testamentu składa świadectwo o Chrystusie.

Gdy zwracamy się do Nowego Testamentu, jeszcze wyraźniej skupia się on na Jezusie Chrystusie. Pełne jego osoby są ewangelie. Mówią o jego narodzeniu i jego publicznej służbie, o jego słowach i dziełach, o jego śmierci i zmartwychwstaniu, o jego wniebowstąpieniu i darze Ducha Świętego. Księga Dziejów Apostolskich mówi nam o tym, co nadal czynił Jezus i jak nauczał przez apostołów, których wybrał i posłał. Listy apostolskie przedstawiają chwałę Jezusa w jego bosko-człowieczej osobie i jego zbawcze dzieło.

Gdy dochodzimy do ostatniej księgi Biblii, Objawienia, i ona jest pełna Chrystusa. Widzimy bowiem w niej, jak sprawdza kościoły na ziemi, dzieli tron z Bogiem w niebie, jedzie zwyciężając na białym koniu i powraca w mocy i chwale.

Starzy autorzy zwykli mówić, że tak jak w Anglii każda ścieżka i każda droga polna, łącząc się z innymi, doprowadzi cię ostatecznie do Londynu, tak każdy wiersz i każdy fragment Biblii, łącząc się z innymi doprowadzi cię ostatecznie do Chrystusa. Pisma składają świadectwo o nim. Oto pierwsza prawda wynikająca bardzo wyraźnie z mojego tekstu.

Chrystus składa świadectwo o Piśmie

Głosząc, że Pisma składają świadectwo o nim, Jezus jednocześnie składał świadectwo o Pismach. Gdy mówił o świadectwie Jana Chrzciciela, odnosił się do niego jako do świadectwa ludzkiego (J 5,33-34) i dodał, że świadectwo, które go uwierzytelni nie jest świadectwem ludzkim. Świadectwo, które posiadał było wyższe. Było to świadectwo jego Ojca poprzez jego dzieła (w. 36) i jego słowa (w. 38). Znajdujemy tutaj zatem wyraźnie stwierdzenie Jezusa, że Pisma Starego Testamentu są „słowem” jego Ojca i że to świadectwo biblijne nie jest pochodzenia ludzkiego, lecz boskiego.

Tak wyglądało też konsekwentne nauczanie Jezusa. Właściwie głównym powodem, dla którego pragniemy poddać się autorytetowi Biblii jest fakt, że Jezus Chrystus poświadczył ją jako posiadającą autorytet Boży. Jeśli mamy zrozumieć ten punkt, a zrozumieć go musimy, to należy najpierw rozróżnić między Starym a Nowym Testamentem. Biblia oczywiście składa się z obydwu, ale Jezus urodził się, żył i umarł pośrodku, pomiędzy nimi. W konsekwencji, sposób w jaki poświadczał jeden, różni się od sposobu w jaki poświadczał drugi. Jezus patrzył wstecz na Stary Testament, patrzył w przód na Nowy Testament, ale poświadczył obydwa.

a. Jezus potwierdził Stary Testament

Nie tylko określał go jako „słowo” Ojca i „świadectwo”, jak to widzieliśmy, powiedział także, że „Pismo nie może być naruszone” (J 10,35). Na początku Kazania na Górze ogłosił: „Nie mniemajcie, że przyszedłem rozwiązać zakon albo proroków; nie przyszedłem rozwiązać, lecz wypełnić. Bo zaprawdę powiadam wam: Dopóki nie przeminie niebo i ziemia, ani jedna jota, ani jedna kreska nie przeminie z zakonu, aż wszystko to się stanie” (Mt 5,17-18). Jego osobiste nastawienie do Pism Starego Testamentu było pełne szacunku i poddania się, gdyż wierzył, że poddając się pisanemu Słowu, poddawał się Słowu swojego Ojca. Ponieważ wierzył w jego boskie pochodzenie, interpretował swoją własną mesjańską misję w świetle proroczego świadectwa i twierdził, że pewne rzeczy muszą się wykonać, ponieważ Pismo musi się wypełnić.

Co więcej, Jezus okazywał posłuszeństwo moralnym zaleceniom Starego Testamentu, jak na przykład, gdy w chwili kuszenia na pustyni judejskiej rozkazał diabłu odejść w oparciu o to, co było napisane w Piśmie. Chociaż aluzje Szatana były subtelne, Jezus nie chciał ani słuchać, ani negocjować. Zdecydowany był okazywać posłuszeństwo Bogu, nie diabłu, i to co było napisane w Piśmie rozstrzygało dla niego wszystkie kwestie (Łk 4,4.8.12).

Jezus odwoływał się także do Pisma we wszystkich swoich dyskusjach z religijnymi przywódcami. Często angażował się w polemikę i za każdym razem odwoływał się właśnie do Pisma. Krytykował faryzeuszy za dodawanie własnych tradycji do Pisma, a saduceuszy za ujmowanie elementu nadprzyrodzonego (tzn. zmartwychwstania) z Pisma. W ten sposób Jezus wywyższył Pismo jako Słowo swojego Ojca, którego należy słuchać i okazywać mu posłuszeństwo. Nie zgadzał się na żadne odstępstwa od niego, czy to przez dodawanie, czy przez ujmowanie.

Głosił też oczywiście, że z nim nadszedł czas „wypełnienia” (Mk 1,14-15) i dlatego skończyła się era oczekiwania. Oznaczało to, jak wkrótce zorientowali się jego naśladowcy, że poganie mieli być wpuszczeni do Królestwa Bożego na równych prawach z Żydami i że żydowski system ceremonialny wraz z jego nakazami dietetycznymi (Mk 7,19), a przede wszystkim z jego krwawymi ofiarami, został zdezaktualizowany.

Jednak w Ewangeliach nie znajdujemy przykładu, by Jezus nie zgadzał się z doktrynalnym lub etycznym nauczaniem Starego Testamentu. Sprzeciwiał się niewłaściwej interpretacji uczonych w Piśmie i wypaczeniom Starego Testamentu. Taki był cel jego Kazania na Górze, w którym rzeczywiście sześć razy powtórzył: „Słyszeliście jedno, ale ja powiadam wam coś innego”. To, co słyszeli, to tak zwana „tradycja starszych”. To ją krytykował, a nie nauczanie Mojżesza w Zakonie. Gdyż to, co było zapisane w Piśmie, przyjmował jako Słowo swojego Ojca.

Jeśli tak było, a dowody na to są przytłaczające, musimy dodać, że uczeń nie jest nad mistrza. Niepojętym jest, by chrześcijanin, który spogląda na Jezusa jako swojego Nauczyciela i Pana, miał gorsze poglądy na Stary Testament niż on. Jaki sens miałoby nazywanie Jezusa „Nauczycielem” i „Panem”, a potem nie zgadzanie się z nim? Nie możemy się z nim nie zgadzać. Jego pogląd na Pismo musi stać się naszym. Skoro on wierzył Pismu i my musimy. Skoro on okazywał posłuszeństwo Pismu i my musimy. Jezus stanowczo potwierdzał jego autorytet.

b. Jezus przygotował napisanie Nowego Testamentu

Tak jak Bóg powołał proroków w Starym Testamencie, żeby opisali i zinterpretowali to, co czynił, a potem „posłał” ich, aby nauczali synów izraelskich, tak Jezus powołał apostołów, aby zanotowali i zinterpretowali to, co czynił i mówił, a potem „posłał” ich, aby nauczali Kościół a nawet cały świat. Takie jest znaczenie słowa apostolos, człowiek „posłany” na misję z wieścią. Ta paralela między starotestamentowymi prorokami a nowotestamentowymi apostołami była zamierzona. Jezus wybrał dwunastu, aby mogli być z nim – słyszeć jego słowa, widzieć jego czyny, a potem składać świadectwo o tym, co widzieli i słyszeli (por. Mk 3,14; J 15,27). Ponadto obiecał im Ducha Świętego, który miał im przypomnieć jego nauczanie oraz je uzupełnić, wprowadzając ich we wszelką prawdę (J 14,25-26; 16,12-13). Wyjaśnia to, dlaczego Jezus mógł powiedzieć do apostołów: „Kto was słucha, mnie słucha, a kto was przyjmuje, przyjmuje mnie; kto was odrzuca, odrzuca mnie” (patrz Mt 10,40; Łk 10,16; J 13,20). Innymi słowy włożył na nich swój autorytet, aby nastawienie ludzi do ich nauczania odzwierciedlało ich nastawienie do jego nauczania. Później Jezus dodał Pawła i może jeszcze jednego lub dwóch do grupy apostołów, obdarowując ich tym samym autorytetem apostolskim.

Sami apostołowie rozpoznawali wyjątkowy autorytet, który został im nadany jako nauczycielom Kościoła. Przy pewnych okazjach nie wahali się stawać na równi z prorokami Starego Testamentu, ponieważ i oni nieśli „Słowo Boże” (np. 1Tes 2,13). Przemawiali i pisali w imieniu i z autorytetem Jezusa Chrystusa. Wydawali nakazy i oczekiwali posłuszeństwa (np. 2Tes 3). Podawali nawet instrukcje, że ich listy powinny być czytane na publicznych zgromadzeniach, gdy chrześcijanie schodzili się na nabożeństwa, stawiając je w ten sposób na równi z Pismem Starego Testamentu (np. Kol 4,16; 1Tes 5,27). Jest to początek praktyki czytania lekcji ze Starego i Nowego Testamentu, która trwa do dnia dzisiejszego.

Uderzający przykład świadomego autorytetu apostolskiego Pawła występuje w Liście do Galacjan. Paweł wspiął się przez góry Taurus na Równinę Galacką, aby odwiedzić Galacjan i dotarł do nich chory. Wspomina o pewnej chorobie, która prawdopodobnie dotyczyła oczu (4,13-16) i powiada dalej: „To jednak nie wzgardziliście mną ani nie plunęliście na mnie, ale mnie przyjęliście jak anioła Bożego, jak Jezusa Chrystusa” (w. 14). Nie tylko przywitali go jak Bożego „anioła” albo posłańca, ale właściwie słuchali go, jakby był samym Jezusem Chrystusem. Zauważcie, że Paweł ich za to nie zganił. Nie mówi: „Co wy sobie myślicie? Dlaczego potraktowaliście mnie z respektem, jaki winien jest Chrystusowi?” Nie, Paweł pochwala ich za sposób, w jaki go przyjęli. To nie tylko chrześcijańska uprzejmość natchnęła ich do przyjęcia obcego. Było to coś więcej. Rozpoznali w nim Bożego posłańca, apostoła, który przyszedł do nich w imieniu i z autorytetem Chrystusa. Dlatego przyjęli go tak, jakby był Chrystusem.

Apostołowie nie tylko rozumieli nauczanie o autorytecie, który został im dany, ale rozumiał to także pierwotny Kościół. Gdy umarli wszyscy apostołowie, przywódcy kościelni wiedzieli, że wkroczyli w nową, post-apostolską erę. Nie było już nikogo w Kościele, kto posiadałby autorytet Pawła albo Piotra, albo Jana. Biskup Ignacy z Antiochii jest prawdopodobnie najwcześniejszym wyraźnym tego przykładem. Około roku 110 po Chr., wkrótce po śmierci Jana, ostatniego żyjącego apostoła, w drodze do Rzymu, gdzie miał być stracony, Ignacy napisał kilka listów do Efezjan, Rzymian, Trallian i innych. Kilkakrotnie zaznaczył w nich: „Nie wydaję wam nakazów, tak jak Piotr lub Paweł. Nie jestem bowiem apostołem, lecz człowiekiem potępionym”. A przecież Ignacy był biskupem w Kościele. Jest on właściwie jednym z najwcześniejszych świadków powstawania episkopatu. Ale chociaż był biskupem, wiedział, że nie jest apostołem i dlatego nie posiada apostolskiego autorytetu. Pierwotny Kościół wyraźnie pojmował tę różnicę. A więc kiedy nadszedł czas ustalenia kanonu Nowego Testamentu w trzecim wieku po Chrystusie, testem kanoniczności było apostolstwo. Zasadnicze pytania dotyczące rozważanych ksiąg brzmiały: Czy została napisana przez apostoła? Jeśli nie, to czy pochodziła z kręgów apostolskich? Czy zawierała naukę apostolską? Czy posiadała apostolskie imprimatur? Jeśli w jeden z powyższych sposobów, można było wykazać jej „apostolskość”, wtedy jej miejsce w kanonie Pism Nowego Testamentu było zapewnione.

Niezwykle ważne jest dzisiaj przywrócenie tego rozumienia wyjątkowego autorytetu apostołów Chrystusa, ponieważ we współczesnym Kościele nie ma apostołów. Oczywiście, są misjonarze i przywódcy kościelni różnego rodzaju, o których można powiedzieć, że mają służbę „apostolską”, ale nie ma apostołów takich jak Dwunastu i Paweł, którzy byli naocznymi świadkami zmartwychwstałego Pana (Dz 1,21-26; 1Kor 9,1; 15,8-10), i którzy otrzymali specjalne posłannictwo i natchnienie od niego. Nie mamy zatem prawa odrzucać ich nauczania, jak gdyby były to jedynie ich własne opinie. Nie mówili i nie pisali we własnym imieniu, lecz w imieniu Chrystusa.

Wniosek

Podsumujmy. Wierzymy w Pismo Święte z powodu Chrystusa. Potwierdził on pisma Starego Testamentu i przygotował napisanie Nowego Testamentu powierzając swój autorytet apostołom. Dlatego przyjmujemy Biblię z rąk Jezusa Chrystusa. To on nadał jej swój autorytet. A skoro postanowiliśmy poddać się jemu, postanawiamy poddać się i Biblii. Nasza doktryna Pisma Świętego związana jest z naszą lojalnością wobec Jezusa Chrystusa. Jeżeli on jest naszym Nauczycielem i naszym Panem, to nie mamy możliwości się z nim nie zgadzać. Nasz pogląd na Pismo Święte musi być jego poglądem.

W tym momencie niektórzy ludzie wysuwają zrozumiałe zastrzeżenie: „Pismo składa świadectwo o Chrystusie, a Chrystus składa świadectwo o Piśmie” – powiadają, dobrze podsumowując, to o czym mówiliśmy. „Ale przecież – mówią dalej – takie składanie świadectwa o sobie nawzajem, jest argumentem błędnego koła! Czyż nie zakłada prawdziwości tego, co chcecie udowodnić? To znaczy, w celu przedstawienia inspiracji Pisma odwołujecie się do nauczania Jezusa, tylko z powodu natchnionego Pisma. Czyż nie jest to argument błędnego koła i dlatego jest nieważny?” No cóż, jest to istotna obiekcja. Jednak nasza argumentacja została przedstawiona błędnie, gdyż nasze rozumowanie ma przebieg linearny, a nie kołowy.

Pozwólcie, że ujmę to w następujący sposób: Gdy po raz pierwszy słuchamy biblijnego świadectwa o Chrystusie, czytamy Nowy Testament, nie posiadamy uprzednio doktryny o inspiracji. Po prostu przyjmujemy Nowy Testament jako zbiór historycznych dokumentów z pierwszego wieku, jakim rzeczywiście jest. Jednak przez to historyczne świadectwo, niezależnie od jakiejkolwiek teorii o inspiracji Biblii, Duch Święty prowadzi nas do wiary w Jezusa. I wówczas ten Jezus, w którego uwierzyliśmy, odsyła nas z powrotem do Biblii i podaje nam w swoim nauczaniu doktrynę Pisma Świętego, której nie posiadaliśmy, gdy rozpoczynaliśmy czytanie. Ponieważ teraz mówi nam, że owo świadectwo historyczne jest także świadectwem boskim, i że za pośrednictwem proroków i apostołów jego Ojciec składa świadectwo o nim.

Kiedykolwiek czytacie Biblię, błagam was, pamiętajcie o jej głównym celu. Pismo jest świadectwem Ojca o Synu. Wskazuje na niego. Mówi do nas: „Idź do niego, by znaleźć życie – życie obfite – w nim”. Dlatego każde rozważanie tekstu biblijnego, które nie prowadzi do pełniejszego oddania Jezusowi Chrystusowi w wierze, miłości, uwielbieniu i posłuszeństwie jest poważnie wypaczone. Sprowadza na nas naganę Jezusa: „Badacie Pisma, bo sądzicie, że macie w nich żywot wieczny; a one składają świadectwo o mnie; ale mimo to do mnie przyjść nie chcecie, aby mieć żywot”.

Pismo, jak zwykł mówić Luter, jest stajenką albo „kołyską”, w której leży dziecię Jezus. Nie badajmy kołyski, zapominając oddać cześć Dziecięciu. Pismo, możemy powiedzieć, jest gwiazdą, która prowadzi mędrców do Jezusa. Nie pozwólmy, aby nasza astronomiczna ciekawość tak nas zajęła, że nie zauważymy domu, do którego prowadzi i samego dziecięcia-Chrystusa w nim. I znów możemy powiedzieć, że Pismo jest pudełkiem, w którym zaprezentowany jest klejnot Jezusa Chrystusa. Nie podziwiajmy pudełka, przeoczając klejnot.

Dr Christopher Chavasse, były biskup Rochesteru, pewnego razu wspaniale ujął sprawę, mówiąc: „Biblia jest portretem naszego Pana, Jezusa Chrystusa. Ewangelie są główną Postacią obrazu. Stary Testament jest tłem prowadzącym nas do boskiej Postaci, wskazującym na niego i absolutnie koniecznym do kompozycji całości. Listy służą jako odzienie i ekwipunek Postaci, wyjaśniając i opisując ją. I wtedy, gdy przez czytanie Biblii studiujemy portret jako wielką całość, dzieje się cud, Postać ożywa i schodząc z płótna pisanego słowa, wieczny Chrystus z historii o Emaus, sam staje się naszym nauczycielem biblijnym, wyjaśniając nam w całym Piśmie to, co o nim napisane”.

Widzicie, nie wystarczy posiadać Biblię, czytać Biblię, kochać Biblię, studiować Biblię, znać Biblię. Musimy zadać sobie pytanie: Czy Chrystus m naszego życia? Jeśli nie, to całe nasze czytanie Biblii było daremne, gdyż taki jest cel, do którego ma prowadzić Biblia.

Jest to rozdział „Chrystus i Biblia” z książki „Biblia – księga na dzisiaj”. Autor J. Stott.

Za zezwoleniem wydawcy:
Instytut Wydawniczy AGAPE
ul. Sienna 68/70, 00-825 Warszawa

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *